Ilość i zakres marzeń jest nieskończona
W ramach Święta Nauki Gdańskiej, 5 i 6 lutego 2016 roku odbyła się Strefa Nauki w Europejskim Centrum Solidarności.
Gościem specjalnym podczas obu dni był polski kosmonauta – gen. Mirosław Hermaszewski, który wygłosił 1,5-godzinne prelekcje.
Były one poprzedzone złożeniem autografów, a urozmaicone doskonałej jakości wyświetlanymi na dużym ekranie zdjęciami. Specjalny gość rozpoczął od miejsca swego urodzenia na Wołyniu, gdzie w 1941 roku niemal cudem zachował życie, jako 1,5-roczne dziecko przeleżawszy nocą w śniegu, chroniony przez ranną matkę po napadzie banderowców. Potem zabili mu ojca i matka miała na wychowaniu aż siedmioro dzieci. Musiała sprzedać obrączkę, aby mieć na chleb.
Od dziecka patrzył w górę i interesowało go wszystko to, co lata. Zaczął majsterkować i składać modele samolotów.
Obecnie generał ma tę silną świadomość, że trzeba się cieszyć z każdego dnia, że jest ogrzewające nas życiodajne słońce i rozjaśniający noce księżyc.
Fragmenty własnego życiorysu były przeplatane opisem wszechświata. Tym, że Mikołaj Kopernik spoglądający we Fromborku w niebo, doszedł do wniosku, że to Ziemia krąży wokół Słońca. A nasz układ słoneczny jest umieszczony w galaktyce. Są w nim planety i planety karłowate. Promień słoneczny potrzebuje 8 minut, aby dotrzeć do Ziemi. A leci z prędkością 360 tys. km na sekundę. Do Neptuna aby dotrzeć, potrzebuje 6 godzin. Planety dzielą ogromne odległości. Ale jest między nimi jakaś synergia.
Dzięki kosmicznemu teleskopowi Hubble’a, poruszającym się po orbicie okołoziemskiej (a nazwanym na cześć amerykańskiego astronoma Edwina Hubble’a), 24 kwietnia 1990 roku wyniesionemu na orbitę przez prom kosmiczny Discovery podczas kolejnej misji, odebrano sygnały z galaktyki sprzed… 14 mld lat świetlnych.
Generał Hermaszewski stwierdził, że my wszyscy jesteśmy kosmonautami. Bo jemu czasami już za młodu się śniło, że lata w przestworzach. Z pewnością takie sny mieli też dwaj bracia Montgolfier, którzy w 1783 roku skonstruowali balon na ogrzane powietrze, który jako pierwszy wzbił się do góry. Wiele lat później, bo w 1903 roku zbudowano latający pojazd, wyglądem przypominający etażerkę. Utrzymał się w powietrzu zaledwie przez 14 sekund.
W ocenie kosmonauty Mirosława Hermaszewskiego, bardzo dobrze się stało, że została powołana Polska Agencja Kosmiczna, z siedzibą w Gdańsku. Jest to ogromne wyzwanie dla młodych Polaków, bo obecnie po erze lotnictwa prym wiedzie wiedza kosmiczna.
Zaczęło się od wystrzelenia przez Rosjan sputnika. Ich przywódca Nikita Chruszczow był z tego bardzo dumny i grzmiał o tym sukcesie na cały świat. Ameryka została upokorzona. Kolejnym sukcesem Rosjan było wystrzelenie statku kosmicznego z psem Łajka. Pojazd ten spłonął, bo wtedy jeszcze nie potrafiono sprowadzić go na ziemię.
Kolejną milową datą jest 12 kwietnia 1961 rok, kiedy w kosmos poleciał Jurij Gagarin i on już po pierwszym okrążeniu powrócił na Ziemię. To był bardzo dotkliwy kolejny cios dla USA.
– Nawet nie przypuszczałem w swoich najskrytszych marzeniach, że 17 lat później ja też postawię swoje stopy na rosyjskiej stacji Kosmodrom Bajkonur. A zacząłem latać najpierw na szybowcu gawron, a na samolocie kukuruźniku w 1961 roku w Grudziądzu. Miałem do dyspozycji maszynę o mocy 125 KM. Spełniała się moja życiowa pasja. Musiałem poznać dużo wiedzy, ano takiej np., że 8 km/sek – to pierwsza prędkość kosmiczna, a 11,2 km/sek – to druga prędkość kosmiczna.
Musiałem skakać na spadochronie. Szkołę lotniczą ukończyłem w 1964 roku jako prymus. W niej latałem samolotami z prędkością dwukrotnie większą niż prędkość rozchodzenia się dźwięku, tj. około 340,3 m/s.
Amerykanie, po upokorzeniach przez Rosjan, decyzją prezydenta Johna Fitzgeralda Kennedy, podjęli program, w wyniku którego, 20 lipca 1969 roku trójka ich kosmonautów wylądowała na Księżycu. Kolejny przywódca rosyjski Leonid Breżniew był tak wściekły, że nie wspomniał o amerykańskiej misji, lecz i owszem, ale o misji Ziemian.
Po raz pierwszy człowiek: 21 lipca 1969 roku Neil Armstrong, amerykański astronauta, dowódca misji Apollo 11, postawił swoją stopę na Księżycu. Pozostawił na nim ślad buta przez człowieka. Może powstanie taka nauka, jak archeologia kosmiczna i ten ślad zostanie dokładnie przebadany i naukowo opisany. Tym samym Kennedy dotrzymał słowa.
– Po pół wieku od tamtej historycznej daty, 21 lipca 2010 roku, takim dziwnym trafem urodził się mój wnuczek Stasio. Jego ojciec, czyli mój syn jest pilotem. A moja córka prawnikiem. Ta dwójka moich dzieci też znalazła się na Bajkonurze. Wcześniej w Instytucie Medycyny Lotniczej w Warszawie przez trzy miesiące 80 najlepszych polskich pilotów, w tym i ja jako dowódca jednostki, zostało poddanych szczegółowym badaniom naszych organizmów. Po selekcji pozostało nas 16, następnie 10 i na koniec badań tylko pięciu. Dopiero po dwóch miesiącach tych badań powiedziano nam, że chodzi o lot w kosmos. Tym samym moje dziecięce marzenia stały się kosmiczne – powiedział Hermaszewski.
Aby udowodnić, na czym polegały żmudne i wyczerpujące badania, poprosił na scenę kogoś chętnego z widowni. Zgłosił się 14-letni Kuba, którego zadaniem było wyciągnąć prawą rękę do góry i obrócić się 10 razy wokół własnej osi. Chłopak stracił równowagę i upadł.
– Widzicie teraz na tym prostym przykładzie, że droga w Kosmos to nie taka prosta sprawa – stwierdził Hermaszewski. Bo tam w Kosmosie człowiek musi sprawnie działać, chociaż jest w ekstremalnych warunkach i w ogromnym stresie. Ja dopiero po półtorarocznych przygotowaniach poleciałem w kosmos.
– Nasza rakieta ważyła 35 ton, a paliwo 270 ton, bo sam start pożera go w ogromnych ilościach. Cały świat się dowiedział, że Polak 27 czerwca 1978 roku znalazł się i przebywał przez osiem dób na stacji orbitalnej w kosmosie.
– Podczas lotu widoki z góry na Ziemię są przecudowne. Dostrzegalna jest rzeka Nil, i taki kontynent jak Europa. A chwile wzruszenia przeżywałem, jak oglądałem naszą Polskę z jakże urokliwym Półwyspem Helskim i Mierzeją Wiślaną. Całą Polskę przelatywało się zaledwie w 87 sekund. Ja byłem 89 kosmonautą, który był w kosmosie, a obecnie jest ich już ponad 500, w tym i kobiety.
Wracaliśmy w dwójkę z radzieckim kosmonautą, pułkownikiem Piotrem Klimukiem na Ziemię w kapsule, która opadając, w tym też przez 15 minut na dużym spadochronie, wylądowała na polu kukurydzy w Kazachstanie. Nie było to miękkie lądowanie, chociaż tak donosiły o tym media. Powitano nas kwiatami i to było urzekające.
Podczas spotkania z drugim polskim kosmonautą, po pierwszym Panu Twardowskim, można było zadawać pytania. Oto kilka odpowiedzi Mirosława Hermaszewskiego: – W kosmosie nie miałem czasu na rozrywki, bo jest tam zbyt dużo pracy. Do tej pory latam szybowcem, ale w Kanadzie latałem na doskonałym F-16. Czy po tej wyprawie w kosmos czuję się, że jestem wielkim człowiekiem? Chyba nie, bo wtedy miałem 183 cm wzrostu, a obecnie mam 182 cm. Ja myślę, że wasze pokolenie młodych poleci na Marsa.
– Największe moje zaskoczenie w Kosmosie, to jak moja żona Władysława przez radzieckiego kosmonautę Piotra Klimuka przekazała mi własnoręcznie napisany list z życzeniami szczęśliwego powrotu. Na stacji orbitalnej jest tak duży natłok informacji i tak duża dawka adrenaliny, że ja spałem tylko po cztery godziny. Nad Ziemią przelatywaliśmy 16 razy na dobę. Jej widoki mnie urzekały. Do dzisiaj mam je przed oczami, klatka, po klatce.
– Już około 40 kobiet było w Kosmosie, a pierwszą z nich była Walentina Tiereszkowa w 1963 roku. Z Kosmosu, przy coraz nowocześniejszej aparaturze i technice, 99 proc. osób wracało nawróconych. Mi tam u góry brakowało najbardziej kontaktu z rodziną i takiej zwykłej normalności. Obecnie w oddzielnych kajutach kosmonauci mają laptopy, bezpośrednie z Ziemią łącza internetowe. Zatem ilość i zakres marzeń jest nieskończona, tak jak nieskończona jest galaktyka w Kosmosie.
Podczas prawie dwugodzinnego spotkania panowała fascynująca atmosfera. Młodzi ludzie w ciszy i skupieniu chłonęli wszystko to, co o sobie, lotnictwie i kosmosie opowiadał Mirosław Hermaszewski. Zaciekawionych tą tematyką specjalny gość w gdańskim ECS zachęcił do przeczytania napisanej przez siebie książki pt. „Kosmiczna przygoda dla młodych i dorosłych”.
Wła-49 (amerski49@wp.pl)
Zdjęcia: Włodzimierz Amerski