Trzęsienia Ziemi nikt nie powstrzyma…
Co najmniej 8 tysięcy osób zginęło. Ocalono zaledwie 10. Taki bilans tragedii trzęsienia Ziemi w Nepalu zapamiętali pomorscy ratownicy strażacy. W czwartek po południu, wrócili z Katmandu, przez Warszawę, do Gdańska. Wspomnienia mają przygnębiające. Rozmiar nieszczęścia jest bowiem ogromny. I poczucie bezsilności ludzi wobec sił natury. Powodzi można postawić tamę. Ogień – ugasić. Właśnie strażacy wiedzą to najlepiej. Nieraz ratują skutecznie ludzi z topieli czy z płomieni. Trzęsienia Ziemi nikt nie powstrzyma. Tam, w Nepalu, można było liczyć tylko na cud, że kogoś pod gruzami znajdzie się żywego. Owszem, cuda się zdarzały, co pokazywała telewizja, ale to były wyjątki…
Na zdjęciu: powitanie ratowników na terenie Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Gdańsku.
W czwartek, w siedzibie Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Gdańsku, pomorskich ratowników witali, m.in.: bryg. Waldemar Miłejko – zastępca pomorskiego komendanta wojewódzkiego PSP oraz st. bryg. Wojciech Prusak – komendant miejski PSP w Gdańsku. Dziękowali za ciężką pracę.
Pobyt naszych strażaków w Nepalu trwał około dwa tygodnie. Działali tam w ramach tzw. ciężkiej grupy poszukiwawczo – ratowniczej HUSAR (Heavy Urban Search And Rescue; USAR Poland – Urban Search And Rescue). W jej składziebyło w Nepalu 81 strażaków Państwowej Straży Pożarnej.
– Do Katmandu dolecieliśmy samolotem Polskich Linii Lotniczych – wspomina starszy kapitan Maciej Sapieha, nieetatowy dowódca specjalistycznej grupy poszukiwawczo – ratowniczej z Gdańska. Polacy w Katmandu musieli być samowystarczalni, bo miasto jest zniszczone. Zabrali ze sobą nie tylko jedzenie, ale też wodę pitną, której wystarczyło na tydzień. Potem kupowali na miejscu, butelkowaną.
Ratownicy pracowali w trudnych warunkach, w upale; temperatura powietrza przekraczała plus 30 stopni Celsjusza. Zagrożenie było duże, bo zdarzały się wstrząsy wtórne. Zresztą, i bez tych wstrząsów było bardzo niebezpiecznie, w każdej chwili resztki obiektów, jeszcze stojące, mogły runąć na przeszukujących gruzy.
Bardzo pomocne były psy. Tylko one potrafią wyczuć żywego człowieka – w takim stanie, gdy nie może ani wołać o pomoc, ani w inny sposób dać sygnał, że żyje. Psy kaleczyły sobie łapy, pracując na gruzach – mówi starszy sekcyjny, Michał Szalc, instruktor szkolenia psów ratowniczych, przewodnik ratownika Kali.
Polscy ratownicy pracowali nie tylko w stolicy Nepalu – Katmandu. Z pomocą medyczna wyjeżdżali do miejscowości odległych nawet 50 kilometrów od swej siedziby. Korzystali z pojazdów nepalskiego wojska.
Grupa, która udała się do Nepalu, liczyła 81 strażaków Państwowej Straży Pożarnej – 32 z Warszawy, 22 z Gdańska, 15 z Nowego Sącza, 6 z Łodzi i 1 z Poznania. Było także 5 strażaków z Komendy Głównej PSP. Ze strażakami poleciało 12 psów ratowniczych – czytamy na stronie internetowej http://www.straz.gov.pl . Decyzję o wysłaniu grupy podjęła minister spraw wewnętrznych Teresa Piotrowska po tym, jak rząd Nepalu zwrócił się do społeczności międzynarodowej z prośbą o udzielenie pomocy ratowniczej i humanitarnej. Większość strażaków, którzy udali się na miejsce tragedii, ma duże doświadczenie w tego typu działaniach. Brali udział m.in. w akcji ratowniczej na Haiti w 2010 roku, gdzie też trzęsienie ziemi zniszczyło niemal całą stolice kraju.
Kazimierz Netka