Fot. Krzysztof Antoń.
Najpierw był John Locke, z którego prac korzystając Charles de Montesquieu (Monteskiusz) stworzył teorię modelu władzy, dzieląc ją na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Teraz, nieco traktując to z dużym przymrużeniem oka, pojawił się termin czwarta władza czyli media
I nie jest to tak całkiem pozbawione sensu. Przecież to media sprawują funkcję kontrolną i patrzą decydentom na ręce i poprzez swoje kanały informują opinię publiczną o wszelkiej maści naruszeniach przez nich zasad współżycia społecznego, a nawet o łamaniu norm prawnych. Są one, prasa i publikatory elektroniczne, też transmiterem tego, czego oczekuje społeczeństwo, nawet w swych maleńkich ojczyznach, choćby na poziomie gminy.
W Polsce ustawą Prawo prasowe z dnia 26 stycznia 1984 roku z późniejszymi zmianami skodyfikowano jednoznacznie prawa i obowiązki dziennikarzy. W artykule 1 tego aktu zawarto taki zapis: Prasa, zgodnie z Konstytucją Rzeczpospolitej Polskiej, korzysta z wolności wypowiedzi i urzeczywistnia prawo obywateli do ich rzetelnego informowania, jawności życia publicznego oraz kontroli i krytyki społecznej.
Artykuł 10.1 mówi z kolei o zadaniach dziennikarza. Brzmi ów zapis następująco: Zadaniem dziennikarza jest służba społeczeństwu państwu.
Z kolei artykuł 12.1.2) daje rękojmię dochowania tajemnicy personaliów sygnalisty, udzielającego informacji dotyczących choćby nieprawidłowości w takiej czy innej jednostce. Wygląda on tak: Dziennikarz jest obowiązany chronić dobra osobiste, a ponadto interesy działających w dobrej wierze informatorów i innych osób, które okazują mu zaufanie.
Tajemnica dziennikarska jest rzeczą tak ważną, jak choćby tajemnica adwokacka i tylko sąd, w szczególnych przypadkach, zatem nie zawsze, może z niej zwolnić. Klasycznym przykładem, choć nie w Polsce, a w USA, jest całą otoczka związana z aferą Watergate. To chyba najbardziej znana na świecie afera podsłuchowa. Wykryli ją dwaj dziennikarze gazety „The Washington Post” – Carl Bernstein i Bob Woodward. Tym samym przyczynili się do rezygnacji z urzędu prezydenta Richarda Nixona. Miało to miejsce w roku 1974, a dopiero w 2005 wyjawili, że ich informatorem, który przekazał im namiary na owo zdarzenie, był agent CIA niejaki Mark Felt.
Nasi dziennikarze śledczy też nie są gorsi w dociekaniu prawdy. Zostają potem często nagradzani za swoje zawodowe osiągnięcia, choć narażają się na pewien rodzaj ostracyzmu ze strony skompromitowanych środowisk czy osób. Dla przypomnienia kilka najbardziej znanych żurnalistów, którzy zapisali się złotymi zgłoskami w annałach polskiego dziennikarstwa.
Piotr Świerczek (TVN) – w swoim reportażu, tak sekwencja po sekwencji, wykazał nadużycia formalne podkomisji Smoleńskiej Antoniego Macierewicza, która to najpierw postawiła tezę, że w samolocie nastąpiły wybuchy, a potem naciąganymi wnioskami usiłowała ją udowodnić. Posługiwała się przy tym dziwnymi akcesoriami jak parówki, puszki po coli.
Bertold Kittel (TVN) – rozpracował organizację nazistowską na Śląsku, wykazał związki rodziny Banasiów z hotelem z wynajmowanymi pokojami na godziny oraz dowiódł, iż prawicowy polityk i przedsiębiorca -Artur Zawisza, jeździ autem mimo braku prawa jazdy, bo zostało mu ono sądownie zabrane w związku ze spowodowaniem przez niego wypadku.
Wojciech Czuchnowski (Gazeta Wyborcza) – zajmował się zaopatrzeniem w respiratory poprzez firmę handlarza bronią. W niewyjaśnionych okolicznościach zmarł ów biznesmen w Albanii. Nie pobrano odcisków palców ze zwłok, które spalono, a urnę z prochami przewieziono do Polski. Nikt nie zbadał też DNA z materiału uzyskanego ze spopielałych kości denata.
Tomasz i Marek Sekielscy – to spółka – dziennikarza i producenta, której materiały reportażowe na temat pedofilii w Kościele katolickim narobiły wielkiego zamieszania i odsądzenia twórców od czci i wiary. Kolejny bulwersujący opinię publiczną materiał to reportaż o przekrętach finansowych w SKOK-ach i rola w tym ważnych osobistości w państwie.
Tomasz Piątek – autor książki, politycznego bestselleru, „Macierewicz i jego tajemnice”. Autor wykazał w nim związki tego polityka ze Wschodem. Zapowiadany był proces o zniesławienie, ale pozew nie został złożony. Napisał też książki o innych prominentach i ich niewygodnych faktach z życia: Mateusza Morawieckiego, Jarosława Kaczyńskiego i ojca Tadeusza Rydzyka.
Prawie na koniec dwa materiały o sile śledztw dziennikarskich i ich wpływ na bycie lub nie bycie ludzi władzy, nawet tej na szczeblu małego miasteczka.
Było sobie dwóch kolegów. Jeden startował na urząd burmistrza i jako młoda krew wygrał ze starym układem. Zaprosił swojego druha, by został jednym z jego zastępców. I tak się stało. Dziennikarz miejscowej gazety przeanalizował oświadczenie majątkowe zastępcy, bo ten takie musiał złożyć na dzień objęcia urzędu, i znalazł w nim nieścisłości – brakowało wartości wszystkich dóbr majątkowych i nie wykazano niektórych dochodów. Był to trop, którym żurnalista zaczął podążać. Korzystając z usług informatorów dowiedział się, że zaświadczenie lekarskie o stanie zdrowia nie polega na prawdzie. Miał być okazem zdrowia, a w rzeczywistości leczył się nagminnie u: hepatologa, pulmonologa, endokrynologa, urologa, alergologa i psychiatry. Burmistrzowi nie pozostało nic innego, jak swojemu koledze, oszustowi, podziękować za współpracę.
I drugi przykład wpływu człowieka mediów na sytuację w ratuszu małego miasta w jednym z województw ościennych. Zastępcą burmistrza została była nauczycielka jedynego w mieście liceum. Przed objęciem funkcji popełniła w życiu kilka błędów, które mogły zaważyć na jej dalszej karierze. Bywała ze znajomymi w małej knajpce, gdzie raczyła się piwkiem, shotem, niekiedy wódeczką. Foty z takich imprez bezmyślnie wrzucała na Facebooka. To nie było najgorsze. W przypływie chęci spełnienia szalonego pomysłu zrobiła w atelier znajomej fotografki rozbieraną sesję. Nie stanowiło by to nic nadzwyczajnego, ale brat wykonawczyni nagich konterfektów zagroził pani wiceburmistrz opublikowaniem ich w sieci, jeśli nie spełni jego żądań czyli nie wejdzie z nim w bardzo bliskie relacje. I tu pomógł znajomy dziennikarz, a także przypadek.
Przygotowywał on materiał na temat obyczajowości panującej wśród społeczeństwa rosyjskiego. Przyjaciel, też dziennikarz, z Moskwy przekazał mu namiary na erotyczne strony rosyjskie i ukraińskie. Przeglądając je nasz żurnalista doznał iluminacji. Na jednym z portali znalazł serię zdjęć pana szantażysty z żoną (znał ich prywatnie) wraz z drugą parą ukraińskich swingersów. Szybko przekopiował foty i powiadomił panią wiceburmistrz. Ciąg dalszy nastąpił: wykasowanie przez fotografkę zapisów cyfrowych inkryminowanych zdjęć z dysku zewnętrznego, uprzednio przegranie ich, ku pamięci, na pendrive’a. Problem zatem się rozwiązał dzięki komu? – dzięki dziennikarzowi. Pan szantażysta i jego siostra dostali niezłą nauczkę.
Może warto poinformować decydentów, że służba dziennikarska, bo to jest służba, wymaga stałego kontaktu zarówno ze społeczeństwem, jak i z władzami w terenie. Obojętnie czy to będzie wójt małej gminy, czy prezydent miasta powiatowego, czy premier rządu.
Już na koniec pro memoriam: Kto utrudnia lub tłumi krytykę prasową – podlega grzywnie lub karze ograniczenia wolności (art. 44.1 prawo prasowe).
I jeszcze art. 43 tejże ustawy: Kto używa przemocy lub groźby bezprawnej w celu zmuszenia dziennikarza do opublikowania bądź zaniechania opublikowania materiału prasowego albo do podjęcia lub zaniechania interwencji prasowej – podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
Dziennikarstwo to jednak rzeczywiście czwarta władza, z którą należy się liczyć, ponieważ ona daje możliwość utrzymania działań tych trzech pozostałych w pełnej transparentności. Bo taka jest konieczność istnienia owej szczególnej korelacji między obywatelami, a decydentami.
Krzysztof Antoń
Proszę, czytaj również na portalu: Pulsarowy.pl