
Fot. Kazimierz Netka.
Polska stała się potęgą morską dzięki tym, którzy mieszkali w głębi lądu oraz ich potomkom
Fot. Kazimierz Netka.
Polska kultura morska, nasza oceaniczna potęga militarna, gospodarcza, rybacka, turystyczna powstała i rozwija się w wyniku pomysłowości, zdolnościom, talentom osób pochodzących z województw odległych od Bałtyku. To też owoc zaistnienia nad Zatoką Gdańską Cywilizacji Ekspatriantów, Kultury Wolności, Nowoczesności, Przyjaźni. Oczywiście, pierwszym z najważniejszych osiągnięć tej cywilizacji jest otwarcie Polski na świat, na morza i oceany, a więc zbudowanie portu i miasta Gdynia.
Równocześnie, ekspatrianci (imigranci dobrowolni oraz z konieczności) wybawiali obszar m.in. Kaszub z biedy, zacofania, z wiary w zabobony i tworzyli tam warunki do wzmacniania gospodarki w tym turystyki. Za przykład niech posłuży budowa linii kolejowej z Pucka do Helu na początku lat 20. ubiegłego wieku. Można powiedzieć, że Cywilizacja Ekspatriantów otworzyła tym ziemiom dostęp do wydajniejszego korzystania z Bałtyku.
Tak było w okresie międzywojennym i jest teraz. Dowodów nie brakuje.
Fot. Kazimierz Netka.
Najnowszym potwierdzającym to wydarzeniem była uroczystość w Muzeum Gdyni, 24 kwietnia 2024 roku, w samo południe. Wtedy rozpoczęła się tam ceremonia wręczenia Nagród im. Kapitana Leszka Wiktorowicza, przyznawanych przez Kapitułę, którą powołał Press Club Polska z Warszawy, wspólnie z Miastem Gdynia i Bractwem Kaphornowców. I okazuje się, że nagrodzeni mają swe rodowe korzenie w wielu przypadkach w województwach odległych od morskich plaż. Jak więc widać, Polska stała się potęgą morską dzięki tym, którzy mieszkali w głębi lądu oraz ich potomkom. Zresztą tak było nie tylko w okresie międzywojennym ale również już w czasach I Rzeczypospolitej i po II wojnie światowej, do teraz. Aż trudno uwierzyć, że ci, co „pilnie orali“ nauczyli korzystania z Bałtyku nawet tych, którzy nad tym morzem mieszkali.
Fot. Kazimierz Netka.
Od razu informujemy, że tegorocznymi zdobywcami Nagród Specjalnych im. Kapitana Leszka Wiktorowicza 2025 są: Kontradmirał Czesław Dyrcz oraz Męski Chór Szantowy Zawisza Czarny:
Fot. Kazimierz Netka.
Mieliśmy przyjemność uczestniczyć w uhonorowaniu Laureatów. Uroczystość prowadził red. Jarosław Włodarczyk – sekretarz generalny International Association of Press Clubs, członek Rady Press Club Polska oraz członek Prezydium Rady Polskich Mediów:
Fot. Kazimierz Netka.
– Chciałbym przywitać wszystkich państwa, ale szczególnie kilka osób wymienić: panią prezydent Gdyni Aleksandrę Kosiorek, pana Sebastiana Wójcikowskiego – wiceprezesa ds. sportu Pomorskiego Związku Żeglarskiego, pana dyrektora Krzysztofa Bielaka – dyrektora Szkoły Podstawowej w Boreczku na Podkarpaciu mieście gdzie urodził się kapitan Wiktorowicz, a szkoła jest imienia kapitana Leszka Wiktorowicza.
Fot. Kazimierz Netka.
Powitani zostali też członkowie Kapituły: kapitan Mariusz Wiktorowicz – syn Kapitana (przewodniczący Kapituły); admirał floty Marek Brągoszewski – bezanmaszt Bractwa Kaphornowców; komandor Marek Padjas – grotmaszt Bractwa Kaphornowców; Mariusz Bzdęga – przedstawiciel Prezydent Gdyni; Arkadiusz Dzierżyński – przedstawiciel Prezydent Gdyni; red. Waldemar Heflich – Press Club Polska.
Wśród powitanych pozostałych gości byli też reprezentanci dowództwa Marynarki Wojennej RP, Inspektoratu MW, kontradmirał Jarosław Jurkowlaniec, kpt. ż. w. Alfred Naskręt – wiceprezes Bałtyckiego Klastra Morskiego i Kosmicznego; Karin Moder – dyrektor Muzeum Gdyni.
Fot. Kazimierz Netka.
– Witam także najważniejsze dzisiaj osoby – mówił red. Jarosław Włodarczyk. – Laureata pana kontradmirała Czesława Dyrcza z Małżonką, witam Chór Męski Szantowy Zawisza Czarny pod światłym przewodnictwem Jacka Jakubowskiego.
– Szanowni państwo, szanowni kapitanowie wymienieni przez prowadzącego, szanowni najważniejsi dziś laureaci – mówiła Aleksandra Kosiorek – prezydent Gdyni. – Ale również zwrócę się do przedstawicieli Rady Miasta Gdyni. Witam wszystkich państwa bardzo serdecznie. Cieszę się, że to już tradycja wręczania nagrody.
Fot. Kazimierz Netka.
Ta kilkunastoletnia już tradycja świadczy o tym, że ludzi morza mogących się pochwalić dużym dorobkiem jest w naszym kraju niemało i że ta tradycja wciąż jest podtrzymywana przez kolejne pokolenia. Jako Gdynia możemy powiedzieć, że frontem do morza stoi nie tylko nasze miasto ale również cały kraj – powiedziała pani prezydent Aleksandra Kosiorek. I dodała:
W tym roku mamy wyjątkową sytuację. Przyznajemy nagrody tytularne i to aż dwie. Bardzo serdecznie gratuluję Laureatom i chciałam bardzo serdecznie podziękować Kapitule.
– Miło mi, że jak co roku nasz werdykt był problematyczny ze względu na liczbę osób, które chcielibyśmy nagrodzić – mówił kpt. ż. w. Mariusz Wiktorowicz – syn Kapitana Leszka Wiktorowicza, przewodniczący Kapituły:
Fot. Kazimierz Netka.
– Padło pytanie na temat moich relacji z Ojcem. Muszę powiedzieć, że Ojciec był wspaniałym człowiekiem, na którego zawsze można było liczyć, bo jak były sytuacje gdy będąc kapitanem musiałem podjąć decyzję problematyczną, w sztormach, burzach, zawsze na niego mogłem liczyć. Pamiętam był słynny huragan Katrina i nie wiadomo było czy płyniemy, czy nie. Tak że jeśli chodzi o relacje takie techniczne marynarskie to było coś wspaniałego.
Ojciec pochodził z małej miejscowości. Dwa lata temu Szkoła Podstawowa w Boreczku została nazwana jego imieniem. Tę inicjatywę podjął dyrektor szkoły i grono nauczycielskie.
Gdyby załamał nogę, a na Darze Młodzieży złamałaby się reja to chyba tą reją by się bardziej przejmował. Wspaniały człowiek i wspaniała inicjatywa Polski Press Clubu, że zainicjowali taką nagrodę. Bardzo dziękuję; Wszystkiego dobrego – powiedział kpt. ż. w. Mariusz Wiktorowicz – syn Kapitana Leszka Wiktorowicza, przewodniczący Kapituły.
– Postać pana kapitana, jego dokonania są dla nas bardzo ważne. Staramy się młodzieży przekazać te wartości, które dla pana kapitana były bardzo istotne: determinacja, marzenia, pogoń za tymi marzeniami – mówił Krzysztof Bielak – dyrektor Szkoły Podstawowej im. Kapitana Żeglugi Wielkiej Leszka Wiktorowicza w Boreczku (woj. podkarpackie):
Fot. Kazimierz Netka.
– Może to są słowa bardzo wielkie, jak już wspomniałem: bardzo patetyczne ale dla dzieci, dla młodzieży one są bardzo istotne. Pan kapitan był takim namacalnym dowodem, że za marzeniami można gonić, te marzenia można spełniać i dosłownie wypłynąć na szerokie wody. Dwa lata temu szkoła otrzymała imię i od tego momentu nasza szkoła jest Imienia Kapitana Żeglugi Wielkiej Leszka Wiktorowicza. W tym roku wykluł się pomysł sztandaru. Piękna inicjatywa, powstał projekt. Na dzień dzisiejszy projekt jest realizowany, sztandar jest haftowany i chciałbym państwa zaprosić na uroczystość nadania Sztandaru szkole. Gratuluję wszystkim osobom i instytucjom wyróżnionym.
– Admirał, to w języku arabskim pan morza – tak rozpoczął laudację na część admirała Czesława Dyrcza komandor Marek Padjas – grotmaszt Bractwa Kaphornowców:
Fot. Kazimierz Netka.
Nic chyba piękniej tego nie opisuje, jak dokonania życiowe bohatera tej laudacji, laureata dzisiejszego nagrody Kapitana Leszka Wiktorowicza, A myślę tutaj o panu admirale Czesławie Dyrczu, który też przyjechał nad morze z daleka. Z Przemyśla. Tam się urodził. Z Przemyśla pochodzi wielu żeglarzy. Pamiętamy o kapitanie Henryku Jaskule, chociażby.
Fot. Kazimierz Netka.
Pan admirał Czesław Dyrcz to oficer polskiej Marynarki Wojennej podwodnik, żeglarz, nauczyciel, można by długo wymieniać, Człowiek, który pływał na obu półkulach pod gwiazdozbiorem Wielkiej Niedźwiedzicy i pod gwiazdozbiorem Krzyża Południa. Dwukrotnie opłynął kulę. ziemską. I tyle samo razy przeciął południk Przylądka Horn – miejsce, które dla wszystkich żeglarzy jest szczytem marzeń. Jest po prostu symbolem.
Pan admirał zanim został oficerem Marynarki Wojennej, musiał najpierw dotrzeć do Gdyni, tak jak wspomniałem, z daleka, bo urodził się w Przemyślu ale potem zmieniał miejsca zamieszkania. Ta droga była dosyć długa ale w końcu dopiął swego. Przez wiele lat jego nazwisko, jego funkcja, jego życie związane były nieodłącznie z polskim żaglowcem ORP Iskra – dzisiaj już naprawdę symbolem polskiej floty.
Przypomina mi się, kiedy jako młody 20-letni podchorąży stanąłem na pokładzie razem z kolegami na pokładzie Iskry, wszyscy myśleliśmy o tym jak to będzie. Bo przecież najważniejszy na okręcie, najważniejszy po Bogu jest kapitan. Wtedy kapitanem był Lech Soroka natomiast ZDO – zastępca dowódcy okrętu – to człowiek, którego trzeba się obawiać, to człowiek, któremu przypisuje się rolę ojca na okręcie. Potrafi skarcić, pilnuje porządku. Jakże wielkie było nasze zdziwienie, kiedy stanął przed nami kapitan Czesław Dyrcz i spokojnym głosem powiedział nam, co mamy robić, jak się zachowywać na tym statku. Powiem Okręcie. I rzeczywiście po miesiącu schodziliśmy z tego pokładu z żalem, bo czuliśmy, że odchodzimy od tych wielkich ludzi. Po tym, gdy ziściły się nasze przemyślenia, z książek kapitana Olgierda Borchardta o życiu na okręcie, o życiu na żaglowcu. Rzeczywiście na Iskrze tak było. I kiedy wiele razy później na pokładzie tego żaglowca miałem okazję odbywać rejsy, stwierdziłem, że rzeczywiście tam tak jest do dzisiaj, ta atmosfera się w ogóle nie zmieniała, jest tam po prostu każdemu dobrze.
Fot. Kazimierz Netka.
Te lata służby na ORP Iskra pan admirał Dyrcz określa jako czasy najpiękniejsze w swoim życiu ale zaczęło się tak naprawdę od służby na okrętach podwodnych. Zanim zrodził się pomysł tego wielkiego rejsu dookoła świata był rejs pierwszy – na Darze Młodzieży, pod dowództwem nikogo innego jak patrona dzisiejszej nagrody kapitana Leszka Wiktorowicza. Tam jeszcze wtedy nie admirał, Czesław Dyrcz wystąpił w roli II oficera. Dowodził grotmasztem. I to chyba kontakt z panem kapitanem, komendantem Daru Młodzieży zadecydował o jego dalszej drodze życiowej, bo po powrocie z tego wokółziemskiego rejsu rozpoczęły się przygotowania tak naprawdę do rejsu Iskry i ta rola dowódcy okrętu przypadła właśnie panu późniejszemu admirałowi Czesławowi Dyrczowi.
W ten rejs był przygotowany profesjonalnie. Miał naprawdę wielkie przygotowanie, dobrze przygotowaną załogę – widzę tu członków tej załogi, którzy dzisiaj są już doświadczonymi oficerami – ale wśród tej załogi byli również podchorążowie Akademii Marynarki Wojennej. Wielu z nich dopiero zaczynało tę swoją morską przygodę. I pod takim dowództwem, pod takim patronem, to zadanie wykonali wspaniale. Nomen omen wpłynęli do Gdyni 10 lutego – w datę, która dla wszystkich Polaków, dla wszystkich, którzy kochają Polskę morską jest znamienna. Bo przecież w 1920 roku generał Józef Haller w Pucku otworzył nam wszystkim drzwi na Polskę morską i Iskra właśnie w tę rocznicę, w rocznicę również nadania praw miejskich Gdyni, wpłynęła do portu.
Fot. Kazimierz Netka.
Te 13 lat dowodzenia Iskrą to był cudowny czas, ale później pan admirał pełnił funkcję w Marynarce Wojennej naprawdę równie odpowiedzialne. Był szefem hydrografii, później dowódcą flotylli i wreszcie chyba dotarł w to miejsce, które kocha bardzo, bo w tej roli nauczyciela, wychowawcy czuje się z pewnością najlepiej. Przez 9 lat był komendantem – rektorem Akademii Marynarki Wojennej. To równie piękny czas, bo przecież Akademia wzbogaciła się wtedy o nowoczesną bibliotekę, nowe symulatory ale jako prawdziwy podwodnik zadbał o to by przy Akademii stanął okręt podwodny typu Kobben, który nie jest tylko artefaktem ale przede wszystkim służy również podchorążym, słuchaczom, jako baza szkoleniowa. To są tylko symbole, sygnały tego, co robił, robi pan admirał. Dzisiaj jest wykładowcą nauczycielem akademickim, ale przede wszystkim właśnie wychowawcą bo przecież przez te wiele, wiele lat wychował wielu oficerów, wielu marynarzy, wielu żeglarzy. Nie da się tego wszystkiego policzyć, bo przecież ta praca jest niepoliczalna. Wśród jego wychowanków są profesorowie, kapitanowie, wielcy żeglarze. Ta duma, to zaufanie, którym był świat Polski morskiej, świat żeglarstwa dla pana admirała to przecież udział w wielu działalnościach społecznych: w Lidze Morskiej i Rzecznej, ale również pan admirał jest przewodniczącym kapituły największych nagród żeglarskich: Rejs Roku, Srebrny Sekstant. Od wielu, wielu lat prowadzi tę kapitułę i też często niełatwo jest ustalić komu tę nagrodę wręczyć
Dzisiaj tę nagrodę mamy zaszczyt wręczać właśnie panu admirałowi i to jest dla nas chyba największy zaszczyt.
Na koniec kilka słów od mnie bo jako grotmaszt Bractwa Kaphornowców mam ten honor i zaszczyt kontynuować działalność pana admirała Czesława Dyrcza, który przez dwie kadencje pełnił funkcję grotmaszta Bractwa Kaphornowców.
Wszyscy wiemy, że członkowie tego stowarzyszenia to ludzie, którzy zanim dotrą na przylądek musza włożyć wiele pracy, wysiłku, żeby zrealizować to marzenie. Za to mają wiele przywilejów, Wśród tych przywilejów jest chociażby gwizdanie na pokładzie. Wszyscy wiemy, że gwizdanie powoduje nadejście złej pogody, Ale tak naprawdę wszystkie komendy na żaglowcu wydaje się przy pomocy gwizdka i niepotrzebne gwizdanie może spowodować katastrofę chociażby statku. Mam nadzieję, że wszyscy tutaj jednym głosem możemy powiedzieć, że pod takim dowództwem, pod takim kierownictwem jakim jest pan admirał Czesław Dyrcz możemy mieć przekonanie, że dopłyniemy do bezpiecznego portu, bezpiecznymi kursami i spotkamy się z ludźmi, których naprawdę będziemy szanować.
Chcę przekazać taki symbol, żeby te komendy, które będą wydawane przez pana admirała były przez wszystkich zrozumiałe i to gwizdanie na pokładzie było już takie pełnoprawne.
Fot. Kazimierz Netka.
Panie admirale, proszę o przyjęcie świstu, który jest takim symbolem właśnie dowodzenia okrętem – powiedział komandor Marek Padjas – grotmaszt Bractwa Kaphornowców na zakończenie laudacji admirała doktora Czesława Dyrcza.
Rozległ się świst.
Fot. Kazimierz Netka.
Następnie członkowie Kapituły wręczyli admirałowi Czesławowi Dyrczowi Medal i Dyplom Nagrody im. Kapitana Leszka Wiktorowicza.
– Wielce szanowna pani prezydent Miasta Gdyni, dostojna Kapituło Nagrody Imienia Leszka Wiktorowicza. Panowie admirałowie, drodzy goście, szanowni państwo. Pozwólcie iż podzielę się kilkoma swoim przemyśleniami, które tutaj siedząc i wysłuchując tej laudacji doszły do mnie – mówił kontradmirał dr Czesław Dyrcz po odebraniu Nagrody:
Fot. Kazimierz Netka.
Ten świat zmienia się bardzo szybko. Tempa zmian wręcz nie jesteśmy w stanie uchwycić. Chciałbym proszę państwa wspomnieć te chwile spędzone na morzach, na oceanach; te chwile spędzone z kapitanem Leszkiem Wiktorowiczem na pokładzie Daru Młodzieży, rejs dookoła świata na ORP Iskra z Mariuszem jako zastępcą dowódcy okrętu. Proszę państwa, to są niezapomniane chwile, kiedy zostawiamy nasz rodzinny port za rufą okrętu; pozostajemy w gronie załogi, pozostajemy na tym małym skrawku Polski, który przemieszcza się po morzach i oceanach.
Miałem wielką przyjemność poznania Leszka Wiktorowicza jeszcze w trakcie budowy Daru Młodzieży. Spotkaliśmy się z Leszkiem w 1981 roku w Stoczni Gdańskiej. Kapitan Wiktorowicz nadzorował budowę Daru Młodzieży, a my jako ta szczątkowa załoga ORP Iskra z kapitanem Leszkiem Wiktorowiczem, z mechanikiem Zenonem Płachtą stanowiliśmy grupę nadzorującą budowę żaglowca Marynarki Wojennej ORP Iskra.
To były nasze pierwsze chwile, pierwsze zapoznanie. Od tamtego czasu minęło kilka lat, kiedy dowódca Marynarki Wojennej, pan admirał Kołodziejczyk zaprosił mnie do swego gabinetu i powiedział:
– Panie komandorze, płynie pan w rejs dookoła świata na Darze Młodzieży. Proszę porozmawiać dzisiejszego wieczora ze swoją małżonką, proszę spojrzeć dzieciom głęboko w oczy, bo jutro mustruje pan na pokład Daru Młodzieży.
W tej rozmowie brali udział wszyscy admirałowie Marynarki Wojennej, wszyscy zastępcy admirała Kołodziejczyka.
Chciałbym powiedzieć, że to był trudny czas. Kiedy wróciłem do domu i musiałem żonie powiedzieć, że płynę na 9 miesięcy już jutro, to trudno było mi to powiedzieć, ale zapukał w tym czasie do drzwi Leszek Wiktorowicz. Przyszedł mi z pomocą żeby żonie i dzieciom wytłumaczyć, że ojciec wypływa na 9 miesięcy.
Proszę państwa, to były pierwsze spotkania te nasze rodzinne z Leszkiem Wiktorowiczem. Potem już był Dar. Potem już był rejs dookoła świata w tych południowych szerokościach tych szerokościach, które są najtrudniejsze pod względem żeglarskim. I tam uczyłem się i przygotowywałem się do kolejnego rejsu dookoła świata na ORP Iskra. Grotmaszt Bractwa Kaphornowców tak wiele powiedział o mnie – nie wiem, czy to wszystko była prawda, ale mam nadzieję, że rzeczywiście to była prawda. Natomiast proszę państwa, to było przygotowanie do drugiego rejsu dookoła świata na pokładzie ORP Iskra, w który wypłynęliśmy w 1995 roku. Rejs trwał 10 miesięcy.
Ten świat okrążyłem znacznie więcej razy. Tak jak policzyłem to 10 razy okrążyłem ten świat, ale na żaglowcach pod żaglami rzeczywiście to były dwa okrążenia.
Proszę państwa, jest tak wiele osób, którym chciałbym podziękować, do których chciałbym się zwrócić tymi słowami: dziękuję. Chciałbym podziękować obecnemu dowództwu Marynarki Wojennej, Inspektoratowi Marynarki Wojennej, Dziękuję panu admirałowi Jurkowlańcowi, dziękuję przedstawicielom Akademii Marynarki Wojennej. Tak wiele osób pamięta jeszcze ten rejs. Dziękuję przede wszystkim swojej rodzinie, swojej zonie, swoim dzieciom za to, że tak wyrozumiale małżonka spoglądała nam moje 10-miesięczne, 9-miesięczne nieobecności w domu; wychowywała dzieci.
Proszę państwa. Grotmaszt Bractwa Kaphornowców powiedział, że w zakresie nauczania – jestem admirałem w stanie spoczynku, ale uczę nawigacji, meteorologii, oceanografii, dzielę się moją wiedzą ze studentami. Uczę głównie zagranicznych studentów, którzy studiują na terenie Akademii Marynarki Wojennej. Chciałbym bardzo serdecznie podziękować Kapitule za dostrzeżenie mojej osoby, chciałbym podziękować wszystkim państwu, że jesteście tutaj razem ze mną. Dziękuję pani prezydent za obecność w tym szczególnym dniu – powiedział kontradmirał dr Czesław Dyrcz.
Kolejna Nagroda Specjalna Imienia Kapitana Leszka Wiktorowicza, została przyznana wieloosobowemu zespołowi: Męskiemu Chórowi Szantowemu Zawisza Czarny. O tym zespole artystycznym opowiedział red. Waldemar Heflich, reprezentujący Press Club Polska, zastępca redaktora naczelnego portalu nowezagle.pl i członek kapituły nagrody:
Fot. Kazimierz Netka.
– Pani prezydent, panowie admirałowie, moi przyjaciele z grona jury, wszyscy goście. Tak jak wspominałem zajmuję się żeglarstwem od dziesiątek lat. Co pewien czas dostaję takie pytanie: czy Polska jest krajem morskim? Jak zawsze oczywiście wijąc się jak piskorz staram się dać stosowną odpowiedź.
Co to jest państwo morskie? Państwo morskie ma dostęp do morza i oceanów co daje mu ekonomiczną możliwość i wpływ na strategie polityczną i militarną. Aż do XIX wieku stosunek Polaka do morza był raczej chłodny. Już w XVI wieku poeta streścił to w jednym zdaniu: może nie wiedzieć Polak co to morze, gdy pilnie orze.
Polskie związki z morzem obrastały mitami. Ponoć Jan z Kolna miał dotrzeć do Ameryki przed Krzysztofem Kolumbem. Mit został utrwalony w nazwach ulic polskich miast. Według jednej z teorii Krzysztof Kolumb miał być synem króla Władysława Warneńczyka, który nie poległ w bitwie pod Warną tylko schronił się na Maderze.
Uzyskana w 1918 roku niepodległość i obecność Polski nad morzem stworzyła absolutnie nową sytuację. Morze stało się ważne dla młodego państwa. W II RP pojawiły się szkolne żaglowce: Lwów i Dar Pomorza. I to właśnie z tego rejsu dookoła świata kapitan Kosko napisał wspaniałą książkę, która miała zostać lekturą szkolną. 1 września 1939 roku zaprzepaścił tę szansę.
Szukano wszystkiego co łączy Polskę z morzem. Wielkie zasługi na tym polu miała Liga Morska, Miesięcznik Morze i działalność generała Mariusza Zaruskiego. Kulminacją były starania o pozyskanie dla naszego państwa kolonii zamorskich.
Po wojnie przybyło nam wybrzeża, portów, stoczni, a wszystko co dotyczyło spraw morskich, było, niestety, przesiąknięte propagandami. Żeglarstwo ledwie broniło swojej pozycji stając się powoli popularnym hobby dla 3000 ludzi.
Wielkie sukcesy zaczęliśmy jednak odnosić na polu kultury morskiej. A szczególnie muzycznej. W połowie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych staliśmy się jednym z czołowych krajów świata jeśli chodzi o śpiewanie szant. Polscy żeglarze w zagranicznych portach do dzisiaj promują nasz kraj bogactwem repertuarowym, a liczba odbywających się w Polsce festiwali szantowych jest bliska setki.
Fot. Kazimierz Netka.
W 1986 roku gościem krakowskiego Festiwalu Piosenki Żeglarskiej Shanties było ojciec wszystkich szantymenów. To był Stan Hugill – żeglarz, marynista, językoznawca, marynista pływający na ostatnich żaglowcach XX wieku. Jego książka „Szanty siedmiu mórz“ stała się szantową biblią świata. W Polsce taki status ma książka Marka Siurawskiego „Szanty i szantymeni. Ludzie i pieśni dawnego pokładu“. Wraz z nieżyjącym już Januszem Sikorskim w latach 80. Marek Siurawski nagrał kultowa audycję „Kliper siedmiu mórz“ w IV programie Polskiego Radia. Przedstawiał historię szant, a także dokładne opisy sposobów ich wykonywania.
Moją przewodniczką po świecie szant była Halina Stefanowska – dziewczyna z Trójmiasta, autorka tekstów, wybitna promotorka szant i kultury morskiej na antenie Polskiego Radia.
Polscy szantymeni to światowa elita. Można podać wiele przykładów doskonałych utworów muzycznych, wybitnych tekstów, dobrze zorganizowanych koncertów oraz festiwali. Mnie w pamięci pozostaje płyta sprzed 22 lat. Nosiła tytuł „Stary Bar na Woolwich Road“. To przykład wielkiego talentu, kreatywności i dojrzałości muzycznej polskich artystów szantowych. Teksty do utworów napisał Franciszek Haber – wspaniały żeglarz, kapitan, pisarz i poeta. Autorami muzyki i wykonawcami była śmietanka polskich artystów szantowych: Marek Siurawski, Ryszard Muzaj, Jerzy Porębski, Andrzej Korycki.
Utwór pod nazwą „Sławny kliper“ wykonała Gdańska Formacja Szantowa w składzie: Waldek Mieczkowski, Krzysiek Jurkiewicz, Jack Jakubowski i Józek Kaniewski. To właśnie ich po wielu latach odnajdujemy w Męskim Chórze Zawisza Czarny.
Męski Chór Zawisza Czarny powstał w 2012 roku. Do dziś składa się z grupy 80 mężczyzn w wieku od 20 do 88 lat. Jest to jedyny taki chór w Polsce i jeden z najlepszych na świecie w swojej kategorii. Propaguje tradycje morskie poprzez śpiew, muzykę i oprawę sceniczną. Jest także jedynym pływającym chórem na świecie, a jednocześnie stanowi załogę żaglowca. W swoim składzie ma kapitana, oficerów, bosmana i kuka, Chór regularnie pływa na pokładach żaglowców Zawisza Czarny, Kapitan Borchardt. Za nimi 13 lat działalności artystycznej, dziesiątki rejsów, setki koncertów i tysiące zaśpiewanych pieśni. Promują morskie tradycje i pieśni pracy na scenach krajowych i zagranicznych.
W ubiegłym roku dali koncert podczas festiwalu Shanties w Krakowie, koncert rocznicowy w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku. Letnie koncerty na pokładzie Daru Pomorza dla mieszkańców Gdyni i turystów odwiedzających miasto były zjawiskowe.
Fot. Kazimierz Netka.
Laureatem Nagrody Specjalnej im kapitana Leszka Wiktorowicza jest Męski Chór Szantowy Zawisza Czarny. Tak długo jak będzie śpiewać i koncertować, tak długo pozostawać będzie symbolem polskiej kultury morskiej, a my nadal zbliżać się będziemy do dumnego określenia: Polska to kraj morski – powiedział na zakończenie swego wystąpienia red. Waldemar Heflich, reprezentujący Press Club Polska, zastępca redaktora naczelnego portalu nowezagle.pl i członek kapituły nagrody.
– Zdecydowanie łatwiej śpiewać niż przemawiać dźwigać temat – mówił po otrzymaniu Medalu i Dyplomu prezes stowarzyszenia Zawisza Czarny Jacek Jakubowski – założyciel i szef Męskiego Chóru Szantowego Zawisza Czarny:
Fot. Kazimierz Netka.
– Pani prezydent, Kapituło, zgromadzeni. Bardzo dziękujemy za wyróżnienie. To dla nas kolejny kamień milowy na etapie naszych zmagań i podróży nie tylko muzycznych ale również żeglarskich, bo tak jak Waldek przed chwilą powiedział, jesteśmy chórem żeglującym
Dla przykładu: dwa lata temu w tygodniowym rejsie odwiedziliśmy 7 portów i w tych portach daliśmy 7 koncertów: angielskie, szkockie pieśni, które były wykonywane na pokładach dawnych żaglowców, Szkotom i Irlandczykom, Dla nich był również strzał w dziesiątkę gdy mogliśmy niektóre z tych utworów śpiewać wspólnie,
W tym roku również nie siedzimy w domach; również wybieramy się w dwutygodniowy rejs na pokładzie Zawiszy Czarnego, Tym razem naszym docelowym portem będzie Edynburg, w którym będziemy uświetniać 80. rocznicę udziału polskich marynarzy w bitwach na morzach i na Atlantyku. Będzie odsłonięcie pomnika; mamy godnie reprezentować Gdynię i nasze środowisko morskie.
Fot. Kazimierz Netka.
Żaglowce są dla nas bardzo ważne; są nam bardzo bliskie.
Biedna Polska w latach 20. uzyskała pierwszą Iskrę, pierwszego Zawiszę, Lwów. Niewiele bogatsza Polska lat 80. uzyskała Iskrę drugą, Pogorię, Dar Młodzieży. Czy nie czas, żeby odświeżyć naszą flotę żaglowców, wzmocnić ją? Trzeba o tym pomyśleć. Mam nadzieję, że następca Daru Młodzieży będzie jako pierwszy, a potem już jakoś pójdzie dalej.
Gdy zaczynaliśmy naszą przygodę z pielęgnowaniem tradycji morskich na śpiewająco, w 2012 roku było nas 17. Na pierwszej próbie w dawnym budynku już nieistniejącego Centrum Wychowania Morskiego ZHP, które nas przygarnęło, spotykaliśmy się tam, stawialiśmy pierwsze kroki.
Pół roku później daliśmy pierwszy koncert. Od tego momentu było ich kilkaset co najmniej. Odwiedzanych portów również nie mniej. Odwiedziliśmy wszystkie miasta partnerskie w regionie Morza Bałtyckiego – miasta partnerskie Gdyni i tam dawaliśmy koncerty.
Byliśmy przyjmowani od fety do normalnego przyjęcia. Liepaja jest dla nas cudownym miejscem, Zbudowano nam specjalną scenę. Pół miasta przyszło na koncert.
To tak zwana tradycja, szanty to temat zamknięty. Więcej takich pieśni już nie będzie, nie ma takiej potrzeby. Dzisiaj tworzymy – i to jest właśnie zdobycz, nasza, polska – mnóstwo współczesnych piosenek tak zwanych żeglarskich,. Od lat osiemdziesiątych spotykaliśmy się wieczorami i śpiewaliśmy piosenki. Tak zwany plażowy dom kultury – to była taka mekka dla szantymenów. Tutaj przyjeżdżali goście z zagranicy po to, żeby móc wystąpić.
Dziękuję bardzo za to wyróżnienie, Dla nas jak powiedziałem, jest to kamień milowy. Dla mnie jest to szczególna nagroda, ponieważ miałem okazję znać kapitana Leszka Wiktorowicza osobiście, a dodatkowo to jesteśmy krajanami, gdyż Leszek pochodził z Podkarpacia jak i ja. Co prawda z innych miejscowości.
Gdybym w domu miał powiesić sobie tapetę na całą ścianę, to niewykluczone, a bardzo prawdopodobne, że byłby to rewers medalu, czyli przejście Daru Młodzieży pod pełnymi żaglami pod mostem w Sydney – zakończył prezes stowarzyszenia Zawisza Czarny Jacek Jakubowski – założyciel i szef Męskiego Chóru Szantowego Zawisza Czarny, nawiązując do wyczynu polskiego żaglowca w styczniu 1988 roku, pod dowództwem kapitana Leszka Wiktorowicza.
Fot. Kazimierz Netka.
Zwieńczeniem uroczystości wręczenia nagród było odśpiewanie po angielsku jednej z szant tak zwanych fałowych.
Dlaczego Press Club Polska zdecydował się na ustanowienie Nagrody im. Kapitana Leszka Wiktorowicza i jak do tego doszło? – zapytaliśmy na zakończenie spotkania.
Idea powołania Press Clubu powstała w Salonie Kapitańskim Daru Młodzieży– powiedział red. Jarosław Włodarczyk – sekretarz generalny International Association of Press Clubs, członek Rady Press Club Polska oraz członek Prezydium Rady Polskich Mediów. – Myśmy przez kilkanaście lat organizowali rejsy dziennikarzy na różnych żaglowcach. Pływaliśmy miedzy innymi z kapitanem Wiktorowiczem. Na którymś rejsie, siedząc w salonie, nagle ktoś rzucił taki pomysł: a może my powinniśmy powołać organizację i będziemy się mogli spotykać w Warszawie nie raz w roku na wyjeździe tylko na miejscu. I tak powstał Polski Press Club.
Kapituła rejsów dziennikarzy przekształciła się w kapitułę Polskiego Press Clubu i potem kiedy Leszek Wiktorowicz zmarł, powstał pomysł, żeby uczcić jego pamięć i dlatego między innymi Nagrodę Specjalną Wiktorowicza może dostać publicysta czy dziennikarz morski. Poszliśmy z tym do prezydenta Gdyni. Wojciecha Szczurka. Tam okazało się, że Bractwo Kaphornowców ma też taki pomysł, żeby swojego Grotmaszta uhonorować. Pan prezydent powiedział: to ja was połączę, miasto do tego się dołączy i zrobiły to w takim triumwiracie. I tak powstała Nagroda imienia Kapitana Leszka Wiktorowicza, która jest inna niż pozostałe nagrody żeglarskie, jest za cos innego. W tym sensie jest wartością bo wielu laureatów nie miałoby szansy być nagrodzonym. My nagradzamy inne rzeczy: edukację morską, wychowanie morskie młodzieży, czy coś niezwykłego, czy za trochę ułańskiej fantazji w pływaniu – powiedział red. Jarosław Włodarczyk i zaakcentował: Trzeba przyznać, że taki pomysł narodził się równolegle i w Bractwie Kaphornowców, i w Polskim Press Clubie.
Kazimierz Netka
Proszę, czytaj również na portalu: Pulsarowy.pl