Na zdjęciu: Międzynarodowa linia kolejowa E65. Efekt opadów, trwających kilkadziesiąt minut, 1 lipca 2009 roku. Teraz miejsce to znajduje się pod Forum Gdańsk. Po prawej – gmach Urzędu Miejskiego. Widok z wiaduktu, ul. Hucisko. Fot. Kazimierz Netka
Zarządzajmy deszczem…
bo inaczej woda z opadów sama zacznie sobie robić nowe rzeki, co ostatnio widać wyraźnie w Hiszpanii podczas flash flood – błyskawicznej powodzi w tamtejszych miastach.
Zamiast zastanawiać się jak z Wisły zrobić betonowy kanał, sterujmy wodą na wzniesieniach – czyli tam, skąd ona spływa po opadach. Nie utrudniajmy jej przedostawania się do morza. Pomóżmy…
Sami sobie tworzymy coraz większe zagrożenie powodziami w miastach, a winę próbujemy zwalić na zmiany klimatu (choć niewątpliwe proces ten zachodzi). Jeszcze np. 50 lat temu do powodzi dochodziło wskutek wydostania się rzeki ze swego koryta. Teraz takie ataki „z boku”, z rzek, są mało prawdopodobne. Żywioł atakuje z góry, ale też morze staje się coraz agresywniejsze… Zdarzyć się może, że potop nadejdzie z różnych stron, zwłaszcza w Trójmieście, położonym na wzgórzach i częściowo w depresji. Na podobne ataki mogą być narażone Żuławy, a także inne tereny nad Bałtykiem, np. Mierzeja Wiślana, Półwysep Helski, rejon miejscowości Ostrowo na zachód od Jastrzębiej Góry.
Fot. Kazimierz Netka
W miastach, woda, która spadnie z nieba na zabetonowanych wzniesieniach, nie może wsiąkać w ziemię i spływa szybko w dół, do morza. Wykorzystuje przy tym trasy, po których najłatwiej się jej „poruszać”, a więc jezdnie i chodniki. Zalewa miejsca najniżej położone, czyli na dolnym tarasie Gdańska: tunele, piwnice, a nawet mieszkania na parterach domów. Gwałtowne powodzie, błyskawiczne powodzie, zwane po angielsku flash flood (FF), zdarzają się wskutek zabetonowywania lub zaasfaltowywania ziemi w miastach; mniejszy wpływ mają na to zmiany klimatyczne.
Fot. Kazimierz Netka
Zbiorniki retencyjne nie wystarczą, by wodę po obfitych opadach zatrzymywać na wzniesieniach, gromadzić ją i kontrolować spływ do morza. Może więc system retencjonowania wód burzowych – z obfitych deszczów – powinniśmy w jakiś sposób wspomóc?
Worki przeciwpowodziowe w Urzędzie Miejskim w Gdańsku. Fot. Kazimierz Netka
Sieć hydrograficzna (system rzek, strumieni, kanałów, stawów, jezior) przypomina trochę funkcjonowanie układu ulic w miastach. Rzecz w tym, że ulic i osiedli jest coraz więcej, a hydrografia – sieć rzek, strumieni ma coraz mniej miejsca i nie może się rozwijać, dostosowywać do rozbudowy miast – tak, jakby ludzie sobie tego życzyli. Może więc trzeba zacząć tworzyć „drogi” dla wody? Może warto budować rzeki miejskie?
Na początek zastanówmy się nad poszerzaniem strumieni, którymi deszczówka naturalnie, od tysiącleci, spływa w Gdańsku ze wzgórz polodowcowych do morza. Ważną inwestycję zrealizowano po powodzi, jaka wydarzyła się 9 lipca 2001 roku: wzmocniono Kanał Raduni, który jest odbiornikiem wody spływającej ze wzgórz. Planowano zbudować cztery spusty z tego kanału. Zrobiono dwa: w Gdańsku Świętym Wojciechu i w rejonie Opływu Motławy.
Fot. Kazimierz Netka
1 lipca minęło 10 lat od zasypania gruzem międzynarodowej trasy kolejowej E-65 podczas deszczu. Stało się to w centrum Gdańska, tuż przy wiadukcie na ul. Hucisko, niedaleko Urzędu Miejskiego.
Niedawno do katastrofalnych zalań doszło w Katowicach.
Mimo takich bogatych doświadczeń, ciągle jesteśmy bezsilni wobec naturalnych żywiołów. Zalania osiedli, ulic i terenów przemysłowych podczas deszczów zdarzają się coraz częściej, a sprzyjają temu zmiany klimatyczne. Straty mogą być coraz większe.
Mamy bowiem do czynienia z zupełnie nową sytuacją. Po pierwsze, wskutek zmian klimatycznych na Ziemi opady stają się obfitsze i gwałtowniejsze i dlatego pojawiają się tzw. powodzie błyskawiczne. Po drugie, coraz większe powierzchnie w miastach stają się nieprzepuszczalne, bo są zabetonowywane, zaasfaltowywane.
Zastanówmy się, czy nie budować w miastach szerokich kanałów, którymi do morza spływałaby woda po obfitych opadach. Zamiast zastanawiać się jak z Wisły zrobić betonowy kanał, przejmujmy wodę tam, gdzie spadnie deszcz i kierujmy ją, gdzie wyrządzi najmniejsze szkody. To jest pilniejsza potrzeba niż budowa kaskady na królowej naszych rzek.
Trzeba budować rzeki miejskie
Można poszerzać istniejące rzeki – strumienie, ale to wydaje się niemożliwe. Jednak, innego wyjścia, jak puszczenie nadmiaru deszczówki nowymi korytami, chyba nie ma.
Może warto przetestować budowę miejskich rzek właśnie w stolicy województwa pomorskiego? Wydaje się, że tutaj byłoby to najłatwiejsze do zrobienia, bo wystarczy poszerzyć strumienie, którymi od tysiącleci woda z wzgórz morenowych spływa do Zatoki Gdańskiej. Oczywiście, to poszerzanie potoków (mających w niektórych miejscach charakter potoków górskich) jest bardzo trudne; może zabraknąć miejsca, a dodatkowym utrudnieniem będą instalacje podziemne. Niemniej, nad budową miejskich rzek warto się zastanowić.
Rzeczka Strzyża w Dolnym Wrzeszczu. Fot. Kazimierz Netka
W Gdańsku takich potoków jest wiele. Dla przykładu: Potok Oruński, Potok Siedlicki, Strzyża, Potok Oliwski.
Czy te naturalne strumienie da się poszerzyć, by stworzyć wodzie wygodniejszą drogę do morza? Nie wszędzie. Jednak, coś trzeba zrobić, gdyż zbiorniki retencyjne nie zmieszczą wszystkiego co z chmur spadnie; muszą być wspomagane.
Niekoniecznie wszystkie nowe kanały musiałyby być kierowane prosto do Zatoki Gdańskiej. Może trzeba część zbudować równolegle do brzegu morza – tam, gdzie jest więcej miejsca – a potem połączyć w jeden system, czyli zbudować układ przejmowania wody powodziowej w mieście, tak, jak systemami rowów otwartych, czy drenów, odwadnia się pola wykorzystywane rolniczo. To oczywiście w mieście jest bardzo skomplikowane, ale chyba niezbędne.
Ku przestrodze
W bieżącym roku minęło 190 lat od najwyższego, zanotowanego zalania stolicy województwa pomorskiego, a zdarzyło się to 11 kwietnia 1829 roku. Znak, upamiętniający to katastrofalne wydarzenie, znajduje się na spichlerzu na Wyspie Ołowianka, obok przystani promu Motława, niedaleko statku Sołdek.
W przyszłym roku minie 180 lat od przerwania wsi Górki przez Wisłę, spiętrzoną przez lodowy zator. Do tego zdarzenia doszło na przełomie stycznia i lutego 1840 roku. W ciągu jednej nocy powstała nowa rzeka: Wisła Śmiała.
Worki przeciwpowodziowe w Gdańsku Wrzeszczu. Fot. Kazimierz Netka
Jednym z miast najbardziej zagrożonych powodziami jest Gdańsk. Może nie trzeba się sprzeciwiać naturalnym tendencjom? Poszerzmy więc szlaki naturalnych spływów deszczówki do morza, albo zbudujmy dodatkowe…
Rośnie liczba ludzi, którzy mogą ucierpieć wskutek powodzi. Coraz większa jest też wartość majątku, zagrożonego zniszczeniem wskutek zalania, a na terenach depresyjnych – nawet zatopienia. Niektóre zakłady przemysłowe, np. chemiczne, a także oczyszczalnie ścieków, mogą w następstwie powodzi stać się źródłem skażenia miejsc życia człowieka. Prawdopodobieństwo wystąpienia dużej powodzi wzrasta.
Wiele wskazuje, że ludzkości grozi potop. Nie tak wielki, jak ten biblijny, ale na skalę osiedla, miasta jest coraz bardziej prawdopodobny. Czy więc trzeba konstruować arki, by się ewakuować? Niekoniecznie ale nie może tak być, że woda, nawet po niewielkich opadach, gromadzi się w piwnicach, na ulicach, w garażach a nawet na parterach domów, w mieszkaniach. Takie sytuacje zdarzają się w różnych miejscowościach w Polsce, nawet po nienajwiększych deszczach.
Coś z tym trzeba zrobić. Na Zachodzie w miastach są kanały burzowe – sztuczne rzeki sezonowe. Warto więc zastanowić się, czy nie zacząć również w Polsce tworzyć szlaki odpływu tego, czego zbyt gwałtownie zsyłają nam chmury. Powinniśmy deszcz wpuszczać w kanały…
Kazimierz Netka
Czytaj również na portalu: Pulsarowy.pl