Na zdjęciu: Napis przy ul. Opata Hackiego w Gdyni. Fot. Kazimierz Netka.
Dziurawe dachy rewitalizacji, czyli jak ubodzy karmią bogatych
Wielu potomków budowniczych portu Gdynia do dzisiaj mieszka na najbiedniejszych osiedlach w tym mieście.
– Pionierów można poznać po tym, że mają na plecach rany po kulach wstrzelonych z rewolwerów – mawiał prezes Agencji Rozwoju Pomorza. – Do pionierów strzelali ci, którzy nie potrafili dorównać im w zdobywaniu Dzikiego Zachodu, w wyścigach, w pomysłowości, w pracowitości – wyjaśniał.
Jak widać, budowniczymi bogatej dzisiaj Ameryki byli ci, którzy ponosili największe ofiary, wyrywali się z biedy, z ubóstwa… To byli nie tylko na przykład kowboje, ale też niewolnicy. W Europie zaś niektóre państwa bogaciły się eksploatując swe tereny kolonialne, zatrudniając robotników przymusowych czy więźniów obozów koncentracyjnych. W historii ludzkości niejednokrotnie się zdarzało, że biedni karmili bogatych…
Na zdjęciu: Gdynia bogata. Fot. Kazimierz Netka.
Nie musimy brać przykładów aż zza oceanu, czy z innych europejskich państw. Także w Polsce mamy przykłady, dowody tego, że najbogatsze obszary naszego kraju powstawały dzięki ciężkiej pracy najbiedniejszych, między innymi imigrantów, którzy oprócz walizki z najpotrzebniejszymi rzeczami nie mieli nic. Może właśnie dlatego byli pracowici, kreatywni. Wyjeżdżali bowiem w poszukiwaniu źródeł utrzymania, z domów nie zabierając prawie niczego, bo ich rodziny żyły w nędzy. Wiedzieli, że tylko ciężką pracą można coś osiągnąć.
Przede wszystkim, imigranci często nie mogli znaleźć dachu nad głową – w nowych swych miejscach życia. Mieszkali w klitkach, szałasach skleconych z papy, blachy desek, a budowali w latach 20. ubiegłego wieku polskie okno na świat: Gdynię. Tak się składa, że z tych gdyńskich obozowiskach pracowitych biedaków również po II wojnie światowej wyrastali wspaniali ludzie.
Na przykład, Leszek mieszkał w gdyńskim Meksyku – osiedlu nędzy, a oficjalnie urzędowo należącym do dzielnicy Gdynia Chylonia. Po ukończeniu szkoły średniej, „Meksykanin” Leszek dostał się na Politechnikę Gdańską, potem na Uniwersytet Gdański. Studiował, cały czas mieszkając na Meksyku i wcale tego nie krył. Opowiadał o skromnych warunkach życia. Tam, na Meksyku, urodził mu się syn.
Po ukończeniu studiów oceanograficznych Lech rozpoczął karierę naukową. Pracował w Instytucie Morskim w Gdańsku. Urodzony na Meksyku jego syn, poszedł w ślady ojca i razem wzmacniali polską gospodarkę morską. To jeden z wielu dowodów, że nędza może być dobrym startem do mądrości, do wiedzy, do tego, żeby bogacić innych…
Działki człowieka z rządu
A jak się żyje w gdyńskim Meksyku teraz? Po rewitalizacji? Zajrzeliśmy tam, by porozmawiać z mieszkańcami.
Przekonaliśmy się, że ludzie ubodzy niewiele poptrzebują do szczęścia. Jednak, nierówności w traktowaniu dostrzegają.
Fot. Kazimierz Netka.
– To cały czas jest Meksyk – mówi pan Marek.
– Jak się pan czuje w takim otoczeniu? – pytamy.
– Urodziłem się tutaj, nie narzekam. Bywało po deszczach, że ulicą i chodnikiem płynęła „rzeka”. Na bosaka się wtedy latało – wspomina. Teraz ładnie jest zrobione, ale wiaty na przystanku autobusowym nie postawili. Gdy pada deszcz albo śnieg, ludzie chowają się na schodach tunelu do peronów kolejowych. Z drugiej strony osiedla są wiaty, na Hutniczej, a tutaj nie ma.
Fot. Kazimierz Netka.
Na Meksyku, między ulicą Orzechową a Meksykańską jest piękny, gęsty lasek. Urok tego zalesienia znika, gdy się wejdzie między zarośla: drzewa, krzewy, trawę. Prowadzi nas tam pan Zygmunt.
– Ładnie się mieszka tutaj – mówi. – To jest Meksyk. Ten zarośnięty plac jest śmietniskiem. Wyrzucają tu różne odpady; pijacy biesiadują. Kiedyś były tu działki. Znalazł się właściciel, sprzedał część miastu, ale nie wiadomo, czyj jest środek. Miasto mówi, ze deweloper wykupił, ale nic nie robi. Ten las to wielka melina.
Fot. Kazimierz Netka.
Kiedyś mieszkali tu budowniczowie portu, kolejarze – kontynuuje pan Zygmunt. – Ja jestem tutaj od 1970 roku; moja żona mieszka na Meksyku od urodzenia. Jej rodzice też tu mieszkali.
Mimo że ci ludzie są tu od zarania dziejów portu Gdynia, prawa do własności ziemi nie uzyskali, na przykład przez tzw. zasiedzenie. Okazało się, że teren miał właściciela, że to nie był państwowy grunt. Ziemia należała do człowieka z rządu (tu pan Zygmunt podaje nazwisko).
– Trzeba było od niego wykupić działki. Płaciliśmy 100 złotych za metr kwadratowy, to było około 20 lat temu – wspomina.
Jak widać, ubodzy znowu zasilili pugilares kogoś z możnych.
Z Gdynią jest tak, że twórcy portu, miasta – najbiedniejsi i ubodzy imigranci – dopiero teraz, w sto lat po otwarciu morskiego portu Gdynia, doczekali się znaczącej poprawy standardów życia. Jednak, do wygód, jakie stworzono w centrum tego miasta, gdzie rozwinięto wspaniały modernizm – światowy styl architektoniczny – takim gdyńskim osiedlom jak Meksyk, Pekin, wiele jeszcze brakuje.
Fot. Kazimierz Netka.
Gdynia znowu robi na tych biednych osiedlach z lat 20. i 30 ubiegłego wieku, międzynarodową karierę. Jako jedyne miasto z Polski, dostała się w 2024 roku do finału konkursu RegioStars Awards, organizowanego przez Komisję Europejską. Tak bardzo doceniony został gdyński projekt rewitalizacji, urzeczywistniany pod hasłem: Gdynia OdNowa.
Na czym wyrósł ten projekt Gdynia OdNowa? Czym się karmił?
Warunki życia na osiedlach imigrantów, dzięki którym powstał port Gdynia, a nieco później nowoczesne miasto, opisał Melchior Wańkowicz (rok 2024 został ustanowiony przez Sejm RP Rokiem Melchiora Wańkowicza) w swym dziele „Walczący Gryf” oraz w artykule opublikowanym w „Wiadomościach Literackich”.
Dzięki Melchiorowi Wańkowiczowi wiemy komu Gdynia zawdzięcza szybkie osiągniecie światowej sławy. To właśnie mieszkańcom Meksyku, Pekinu, Drewnianej Warszawy Gdynia winna jest wdzięczność. Przypominamy, że nie chodzi tutaj o odległe kraje w Azji czy w Ameryce, ani o stolicę naszego państwa. Tak nazywały się osiedla nędzy stworzone przez budowniczych portu, miasta. Ta ubogość – w porównaniu z warunkami życia w centralnych dzielnicach Gdyni – utrzymywała się do czasów nam nieodległych, w zasadzie do współczesności.
Melchior Wańkowicz w latach 30. ubiegłego wieku opisując stan i wygląd tychże osiedli w Gdyni, używał następujących określeń: prawie cała ludność robotnicza Gdyni koczuje w barakach. Za straszliwe pod względem warunków egzystencji tamtejszych mieszkańców Melchior Wańkowicz uznawał Demptowo, Grabówek, Obłuże, Mały Kack, Meksyk (nazywając go Dzielnicą Chińską). Wyróżniał także Drewnianą Warszawę.
Fot. Kazimierz Netka.
Mieszkania, stojące na stoku wąwozu Wańkowicz opisywał jako klitki wykonane z dykty, papy, blachy falistej, zmontowane ze starych łodzi, ze skrzyń, w których okrętami przywożono samochody do portu w Gdyni.
Nad tymi biedabudami wystawały blaszane rury – kominy. Uliczka nie dość że wąska, to jeszcze błotnista – co było całkiem naturalne, gdyż wówczas stok wzgórz morenowych nie był jeszcze uwzględniany w planach rozbudowy Gdyni. Szczytem marzeń, niedorzecznych marzeń, byłoby oczekiwanie oświetlenia drogi. Biedaosiedla oczywiście były nieskanalizowane, a wodę pobierano odpłatnie z pompy. Tak Melchior Wańkowicz opisywał osiedle o nazwie: Budapeszt.
To dzięki Bosym Antkom i ich potomkom Gdynia jest wspaniałym miastem
Oczywiście, od tamtego czasu wiele się na takich osiedlach jak Meksyk, zmieniło. Ostateczna poprawa na wysokim poziomie zaszła dopiero niedawno. Kilka pokoleń mieszkańców tych osiedli oraz ich potomkowie przebyło drogę od błota do gwiazd – można powiedzieć.
Jeszcze dzisiaj tych imigrantów niektórzy nazywają trochę pogardliwie, Bosymi Antkami (np. w filmie: „Miasto z morza”). Ci przybysze, Bose Antki, zasługują na pomnik. Gdyby nie Antkowie, to Gdyni i portu pewnie by nie było, a przynajmniej nie w tak krótkim czasie. Bosi Antkowie przyjeżdżali do wioski Gdynia z różnych rejonów kraju: z wschodnich Kresów II Rzeczypospolitej (Wilno, Mińsk, Lwów, Polesie, Podole), z Podhala, Z Beskidów, z Bieszczadów, z centrum II Rzeczpospolitej, z Wielkopolski, z Kociewia, z delty Wisły, z Kaszub, z Krakowa, z Warszawy, ze Śląska i z wielu innych rejonów II Rzeczypospolitej.
Fot. Kazimierz Netka.
Przykryci płytą niepamięci z napisem: Pomorzanie
Dzisiaj o tych ubogich osobach – które stworzyły potęgę morską II Rzeczypospolitej i wzmacniają Polskę do dzisiaj – we współczesnej Polsce, niektórzy chcą zapomnieć, Pragną by w niepamięć poszła wiedza o Bosych Antkach. Nazwy społeczności, z których wywodzą się rzeczywiści twórcy siły gospodarczej i kulturowej Gdyni i regionu określane bywają dość anonimowo jako: Pomorzanie. Nawet dostojnicy państwowi nie mają zamiaru podawać nazw społeczności etnicznych, kulturowych, regionalnych, z których owi imigranci – kreatorzy bogactwa Gdyni oraz innych miast, się wywodzą. Przedstawiciele władzy ustawodawczej i wykonawczej nie chcą mówić kto w rzeczywistości zbudował port i doprowadził Gdynię do takiego stanu, że mogła już w 1926 roku uzyskać prawa miejskie. Podobnie nie chcą ci dostojnicy wyraźnie powiedzieć, skąd rekrutowano żołnierzy – bohaterskich obrońców Westerplatte.
Taka jest niedola najbiedniejszych.
Biedni są za słabi by skutecznie mogli walczyć o swoje prawa
Tak że oprócz tego, że budowniczowie portu i miasta Gdyni żyli w nędzy to teraz zostali przeznaczeni do wymazania z pamięci ludzkości, z historii, zakryci zostali „płytą nagrobną” z napisem: Pomorzanie. Taki też może być, jak widać, los ubogich. Biedni są za słabi by skutecznie walczyć o swoje prawa.
Mówi się, że Gdynia to miasto z morza i marzeń. Jej bogactwo powstało również z ludzkiej nędzy i z nadziei biednych. Budujący port i miasto robotnicy, egzystujący w wielkim niedostatku, stawiali na Gdynię, bo liczyli na to, że dzięki niej polepszą swój los i swoich rodzin, wnuków, prawnuków. Nie spodziewali się zapewne, że ich ówczesne wysiłki zostaną docenione – ożywione dopiero około 100 lat później i że niemal cały wiek będzie musiał upłynąć nim znacząco poprawi się standard warunków życia na ich osiedlach.
Gdynia doceniona w Brukseli
Jak już wspomnieliśmy, projekt „Gdynia OdNowa: Rewitalizacja” bierze udział w europejskim konkursie. Gdynia już jest dumna, że zrewitalizowała najbiedniejsze swe dzielnice. Władze miasta dały temu wyraz podczas konferencji prasowej 30 sierpnia 2024 roku:
Fot. Kazimierz Netka.
– Do konkursu Gdynia została nominowana, konkretnie nominowany został projekt „Gdynia OdNowa: Rewitalizacja”. Projekt ten obejmuje 6 obszarów naszego miasta. Rewitalizacja była tam realizowana w latach ubiegłych. Projekt bierze udział w europejskim konkursie REGIOSTARS, który organizowany jest przez Dyrekcję Generalną do spraw Polityki Regionalnej Komisji Europejskiej. W tym konkursie nagradzane są najlepsze projekty realizowane z funduszy Unii Europejskiej i warto wspomnieć, że w kontekście nominacji Gdyni do tego konkursu rekomendację do udziału złożył Urząd Marszałkowski Województwa Pomorskiego, a przedstawiciele Komisji Europejskiej też wyróżnili Gdynię, wybierając właśnie nasze miasto do finału tego prestiżowego rankingu – powiedział Tomasz Augustyniak – wiceprezydent Gdyni.
Projekt koordynowany był przez Gdyńskie Laboratorium Innowacji Społecznych i jest zresztą cały czas koordynowany, bo ten proces się toczy. Projekt „Gdynia OdNowa: Rewitalizacja” jest jedynym tegorocznym polskim projektem zakwalifikowanym do finału, spośród wszystkich 262 zgłoszeń z całej Europy. W finale, do którego nasza gdyńska polska rewitalizacja została zgłoszona, bierze udział łącznie 25 projektów po 5 w każdej z kategorii – poinformował prezydent Tomasz Augustyniak.
– Żeby podsumować ostatnie 7 lat pracy nad rewitalizacją, warto powiedzieć, dlaczego zostaliśmy wytypowani do tego konkursu. Gminny program rewitalizacji obejmuje 6 podobszarów zamieszkanych przez niecałe 10 000 osób, natomiast 3 podobszary dostały wsparcie unijne na przeprowadzenie działań społecznych oraz inwestycyjnych – powiedziała Agnieszka Jurecka-Fryzowska – kierowniczka Działu Rewitalizacji w Laboratorium Innowacji Społecznych, koordynująca projekt Gdynia OdNowa. – Główne wyzwania, które identyfikowaliśmy razem z mieszkańcami na tych obszarach, ale też w oparciu o ogólnodostępne obiektywne dane to między innymi: braki w infrastrukturze, duży udział budynków komunalnych na tych terenach, zła jakość przestrzeni publicznej, złe warunki mieszkaniowe zarówno w zasobie komunalnym jak i prywatnym, brak infrastruktury społecznej usługowej, co sprawiało, że te dzielnice były takie monofunkcyjne mieszkaniowe i dosyć mocne było poczucie izolacji od reszty miasta bez względu na to czy faktyczna geograficzna odległość jest duża czy mała.
Nie zostały zapomniane… na mapie miasta
Jaki był zakres rewitalizacji? Oto przykład z części miasta w okolicy ulic Zamenhofa i Opata Hackiego (obszaru zwanego w skrócie ZOH):
Głównym celem realizacji projektu, którego przedmiotem była kompleksowa rewitalizacja osiedla w rejonie ulic Zamenhofa i Opata Hackiego, było zmniejszenie dysproporcji w jakości życia mieszkańców osiedla w stosunku do mieszkańców innych części Gdyni i województwa, co prowadzi do zwiększenia aktywności społecznej i gospodarczej oraz włączenia społecznego mieszkańców (źródło: Laboratorium Innowacji Społecznych | Gdynia odNowa: Rewitalizacja obszaru Zamenhofa – Opata Hackiego (lis.gdynia.pl) )
Na zdjęciu: Dom Sąsiedzki na osiedlu ZOH. Fot. Kazimierz Netka.
Dlaczego wybrano to miejsce? „Przestrzenne problemy osiedla, które wskazały je do objęcia Gminnym Programem Rewitalizacji, to przede wszystkim słaby stan infrastruktury drogowej, brak kanalizacji deszczowej oraz brak miejsc postojowych przy blokach (poza miejscami zorganizowanymi w ramach ul. Opata Hackiego). Zaniedbania w dostępie do infrastruktury technicznej utrwalały stereotyp osiedla jako miejsca zapomnianego na mapie miasta. Zły stan terenów wspólnych, zupełny brak zagospodarowania, brak zieleni, mała liczba przyblokowych terenów rekreacyjnych (poza dwoma placami zabaw) potęgowały problem związany ze złą jakością życia na osiedlu wynikająca z zagęszczenia zlokalizowanych tu mieszkań socjalnych.
Średnią wojewódzką przekraczały tu wskaźniki obligatoryjne opisujące liczbę osób korzystających ze świadczeń pomocy społecznej na tys. ludności, długotrwale bezrobotnych w wieku produkcyjnym, liczby przestępstw na 1000 osób i liczby przestępstw przeciwko rodzinie i opiece na 10 000 osób” (źródła: Strona główna – Gdynia odNowa ; O podobszarze – Gdynia odNowa ).
Odwiedziliśmy ZOH, by zobaczyć, jak jest
– Całe osiedle było zaniedbane – wspomina pani, którą spotykamy niedaleko kościoła. – Zrobili plac zabaw, to chyba najważniejsze. Widzę, że inni się cieszą, ja nie mam dzieci. Przedtem był tam czarny żwir i nic więcej.
– Teraz można pójść z dziećmi na plac zabaw – dodaje pani Klaudia – Na pewno dobre jest to, że są ławki. Z takich rzeczy, które ewentualnie można by przemyśleć, to zapewnić trochę cienia. Latem czasami trudno wysiedzieć. Myślę, że rewitalizacja została zrobiona w porządku. Nasza dzielnica jest trudna. Zamenhofa, słynna ulica. Pamiętam, jak wyglądała 15 lat temu. Strach było przejść.
Fot. Kazimierz Netka.
Zbliżamy się do placu zabaw. Kilkuletnia dziewczynka, będąca pod opieka matki, wspina się na przystosowany do tego obiekt.
Około 30 metrów od dziecka znajduje się wiata z napisem ZOH, a pod nią ławeczka. Siadają na niej panowie z butelkami piwa. Słychać wulgarne słowa.
Idziemy kilkadziesiąt metrów na południe. Spotykamy dwóch starszych panów.
– Mietek i Lutek – przedstawiają się.
Wskazują na inną wiatę z wyciętymi literami ZOH. Również wyciętymi w dachu wiaty.
Fot. Kazimierz Netka.
– Po co są te dziury w dachach? – pytają panowie. – Gdy deszcz pada, nie można się tam schronić na ławeczce. To powinno być szczelne i chciałbym, żeby architekt, który to wymyślił, zasłonił te wycięcia.
Chyba nie bardzo liczyło się tutaj dobro ludzi. Ktoś usiłował zabłysnąć swą kreatywnością architektoniczną wiedząc, że nie będzie musiał chronić się przed deszczem pod literami ZOH.
Los uboższych nie bardzo miał tu znaczenie. Taka drobnostka…
Dlaczego? Dlaczego osiedla budowniczych portu i Gdyni pozostawały cały wiek na marginesie? Rewitalizacja, uporządkowanie tych osiedli nie było takie proste. Wyjaśnia to prof. Marek Grzybowski:
Z odpadów, z tego co wyrzuciło morze
– Port szybko powstawał, rozbudowywało się miasto, ale ludzie, którzy przyjeżdżali do portu, przybywali głównie za pracą – powiedział prof. Marek Grzybowski – przewodniczący Polskiego Towarzystwa Nautologicznego, prezes Bałtyckiego Klastra Morskiego i Kosmicznego w Gdyni:
Fot. Kazimierz Netka.
– Miasto nie było w stanie budować tak szybko mieszkań, a ludzi nie było stać na te mieszkania. Poza tym praca była dorywcza. To najczęściej nie były zajęcia etatowe, tylko wtedy, kiedy były spiętrzenia prac w porcie i potrzeba było dużo ludzi. Przez długi czas imigranci byli bezrobotni. W związku z tym powstawały te dzielnice o nazwach egzotycznych, typu Pekin, Meksyk i inne. To były dzielnice budowane z odpadów, z tego, co wyrzuciło morze lub zostało dostarczone do budowy portu.
Generalnie większość gdynian żyła w biedzie, w złych dzielnicach. Dopiero w połowie lat 30. powstały spółdzielnie, które zaczęły stawiać budynki i niektórzy mieszkańcy, mający stałą pracę mogli zamieszkać w lokalach spółdzielczych i one tworzyły się w dzielnicach peryferyjnych, a to dlatego, że od lat 30. tereny Gdyni były przedmiotem spekulacji i dlatego tu był komisarz Sokół, by pilnować by nie było spekulacji gruntami, żeby sobie poradzić. Nawet miała być zaplanowana specjalna ustawa, żeby wyeliminować spekulacje gruntami gdyńskimi, czego efekt: dużo było miejsc między budynkami, gdzie później wstawiano tak zwane plomby. A więc Gdynia była miastem, w którym dynamicznie rozbudowywał się port, dynamicznie rozwijał się biznes, ale także miejscem biedy i spekulacji gruntami.
Osiedla zostały, pobudowano lepsze domy, w niektórych była też kanalizacja, ale nie dało się tego przebudować, ponieważ te osiedla powstawały w układzie nieregularnym, przypadkowym i trzeba było tym się zająć na poważnie. Były plany zagospodarowania przestrzennego, ale pojawiały się problemy z deweloperami, problemy z organizacją finansowania i praktycznie te osiedla zostały oddane w ręce prywatnych deweloperów, nie ma tam działalności spółdzielczej i na szczęście deweloperzy tak zaplanowali te mieszkania, że jest to na poziomie takim, że można tam mieszkać – powiedział prof. Marek Grzybowski – przewodniczący Polskiego Towarzystwa Nautologicznego, prezes Bałtyckiego Klastra Morskiego i Kosmicznego.
To nie koniec rewitalizacji w Gdyni. Jak już wspomnieliśmy, to miasto uzyskało już wielkie uznanie swych dokonań, kwalifikując się – jako jedyne z Polski – do finału unijnego konkursu RegioStars Awards 2024.
Wdzięczność, pamięć i opłacalność
Wyraźnie jednak widać, że jeszcze teraz w niektórych miejscach „różowo” w Gdyni nie jest; także w centrum tego miasta. Kilkadziesiąt metrów od wejścia do Sądu Rejonowego przy ul. Jana z Kolna jest taki obrazek:
Fot. Kazimierz Netka.
Gdynia ma więc jeszcze wiele do zrobienia. Zobaczyć to można zaraz za granicami ścisłego centrum, czyli tuż obok wspaniałych budynków wzniesionych w modernistycznym stylu.
Bogato to nie wygląda. Z jednej strony ulicy Jana z Kolna jest wspaniały modernistyczny gmach wymiaru sprawiedliwości, z drugiej – obraz nędzy, dziurawe ogrodzenie.
Bose Antki, czyli imigranci, stworzyli wspaniały port Gdynia. Co z tego mieli? Już niedługo po wybudowaniu Morskiego Portu Gdynia, nieopodal biedaosiedli budowniczych portu, zaczyna się rozwijać Państwowa Szkoła Morska, przeniesiona do Gdyni po 10 latach jej istnienia w Tczewie, na Kociewiu. Wkrótce po swej przeprowadzce Państwowa Szkoła Morska otrzymała wspaniały żaglowiec „Dar Pomorza”, który stał się flagowym statkiem tej Uczelni.
16 września 2024 roku minęło 90 lat od rozpoczęcia rejsu tego „Daru” dookoła świata. Była to wówczas pierwsza podróż statku Rzeczypospolitej wokół globu.
Fot. Kazimierz Netka.
Będąc na pokładzie Statku Muzeum Dar Pomorza w tę ważną rocznicę, zapytaliśmy o to, co z tego mieli budowniczowie portu i miasta, czy ktoś z nich znalazł się wśród załogi podczas pierwszego polskiego opłynięcia Ziemi, a co z tego mają dzisiaj ich potomkowie? Czy życie w biedzie w początkowych latach, znoszenie lekceważących określeń: Bose Antki, się opłaciło?
Dowiedzieliśmy się, że robotnicy budujący port Gdynia w latach dwudziestych, byli za biedni, by dostać się do Państwowej Szkoły Morskiej. Tak więc, o udziale we wspaniałym, światowym rejsie, nie mieli co marzyć.
Gdynia i nasza gospodarka morska powstały dzięki marzeniom, ale w urzeczywistnieniu tych marzeń największy udział mają najbiedniejsi, a ich potomkowie do dzisiaj nie są świadomi znaczenia dokonań ich dziadków, pradziadków, prapradziadków. Nie wiedzą ile Gdynia zawdzięcza ich rodzinom i co znamienne: miasto nie umie odwdzięczyć się tym ludziom – takie można odnieść wrażenie. Bieda nadal daje się we znaki w Pekinie, Meksyku oraz w innych osiedlach założonych przez przedwojennych imigrantów, dzięki którym mamy port i miasto Gdynię.
Kazimierz Netka
Proszę, czytaj również na portalu: Pulsarowy.pl