Fot. Kazimierz Netka.
W internecie handluje się różnymi towarami. Okazuje się, że również można tam uzależnionego np. od smartfonu dzieciaka, po prostu upolować, złowić – tanio, albo nawet za darmo…
Pan doktor wspominał: gdy do nas przychodzą rodzice z dziećmi, pytamy:
– Czy pani wie jaka jest ulubiona gra pani syna, pani córki?
– Mnie nie interesują takie rzeczy. To są głupoty, nie wiem po co on tam siedzi.
Pan doktor powiedział też, z przerażeniem prawie: pięcio- czy sześciolatek przyprowadzany jest do psychologa z problemem, że jest uzależniony od technologii.
Tymczasem, trzeba mieć na uwadze to, że jakieś przyczyny uzależnienia od korzystania z internetu od ciągłego „przebywania” dziecka w urządzeniu ekranowym, istnieją. Jeden z powodów to FOMO – Fear Of Missing Out, czyli lęk przed byciem pominiętym. Jest też inna przyczyna uzależnienia dziecka od internetu. Uwzględnione to zostało w klasyfikacji chorób ICD 11 Światowej Organizacji Zdrowia, jako uzależnienie od gier cyfrowych. Musimy jednak pamiętać, że telefon, tablet, komputer, gry wideo – są naturalną częścią naszej i naszych dzieci, codzienności. Co zrobić, by ryzykowne wykorzystanie tych technologii przez dzieci nie rozwinęło się w prawdziwe uzależnienie?
Fot. Kazimierz Netka.
O wyżej zarysowanych zagadnieniach mówiono podczas 12. EFNI (Europejskiego Forum Nowych Idei) w Sopocie, w ramach „ścieżki” cyklu dyskusji pt.: „Cyfrowa transformacja Europy”. Temat rozmów brzmiał: „Dobrostan dzieci w cyfrowym świecie”.
Problematykę zagrożenia nowoczesnością omawiano akurat w Dzień Bezpiecznego Komputera, 12 października 2023 roku. Debatowano o tym, jak być bezpiecznym w sieci nie tylko od święta. Omawiano też najnowsze przypadki używania sieci internetowej przez pedofilów, którzy wykorzystując uzależnienie od tej sieci, czynią dzieciom krzywdę.
Poniżej przedstawiamy, dotyczące niebezpieczeństw wynikających z uzależnienia od ekranu, najważniejsze wątki eksperckiej debaty pt. „Dobrostan dzieci w cyfrowym świecie”, przeprowadzonej podczas EFNI.
Cyfrowi tubylcy, cyfrowi imigranci
Dzień dobry państwu, serdecznie państwa witam, cieszę, się że jesteśmy już tak licznie zgromadzeni, a podejrzewam, że jeszcze więcej osób z nami będzie. Nazywam się Arkadiusz Michałowski, jestem specjalistą do spraw analizy nielegalnych treści w internecie, pracuję w Państwowym Instytucie Badawczym NASK. Mam ogromną przyjemność właśnie dzisiaj poprowadzić ten panel „Dobrostan dzieci w cyfrowym świecie”.
Ten tytuł jest nieprzypadkowy. Podział ów – umówmy się dosyć sztuczny – na świat realny i na świat wirtualny, już został na szczęście dawno obalony, i teraz właśnie wydaje mi się, że lepszym określeniem będzie ten świat cyfrowy, szczególnie w kontekście najmłodszych osób. Ten świat cyfrowy, jak oni sami wskazują, jest dla nich czymś supernaturalnym, czymś, czego granic tak naprawdę nie da się określić i takim światem, który jest non stop obecny.
Amerykański badacz mediów Marc Prensky, w 2001 roku nawet określił dzieci jako cyfrowych tubylców, a dorosłych jako cyfrowych imigrantów – ze względu na różnice w kompetencjach cyfrowych. No i właśnie. Czy ta teza po ponad 20 latach jeszcze się broni? Czym jest ten dobrostan cyfrowy i jaka jest w tym wszystkim rola edukacji, a na ile musimy sobie tutaj pomóc już regulacjami, o tym właśnie będę rozmawiał z naszymi ekspertami. Bardzo serdecznie witam państwa – mówił Arkadiusz Michałowski (pierwszy z lewej na poniższej fotografii). Pozwolę sobie przedstawić uczestników dyskusji:
Fot. Kazimierz Netka.
Marcin Olender – public policy and government relations manager Google; Anna Florentyna Pawlak – antropolożka technologii w Instytucie Technologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Łódzkiego; Konrad Ciesiołkiewicz – prezes Fundacji Orange zajmującej się edukacją cyfrową; Magdalena Bigaj – prezeska Fundacji Instytut Cyfrowego Obywatelstwa i autorka książki pt. „Wychowanie przy ekranie”; Piotr Prósinowski – specjalista z Działu Profilaktyki Ośrodka Profilaktyki i Terapii Uzależnień w Gdyni.
Higiena cyfrowa to nie są poglądy
Chciałbym, żebyśmy umiejscowili tę naszą dzisiejszą dyskusję na styku mediów społecznościowych, obecności najmłodszych w tych mediach, trochę najnowszych trendów i wydarzeń – oczywiście mam na myśli zdarzenie nazywane „pandora gate”, którego nie możemy przemilczeć, ale też relacji dorosłych z dziećmi. Zaczniemy od próby zdefiniowania pojęcia, które wydaje się być podstawowe, ale jednocześnie bardzo trudne, czyli higiena cyfrowa.
Pani Magdo, pani w swojej pracy bardzo dużo uwagi poświęca właśnie temu zagadnieniu. Mnie się wydaje, że dorośli jednak mylnie albo nie – to się zaraz okaże – kojarzą higienę cyfrową z twardym cyberbezpieczeństwem. Jak to jest naprawdę i jaki ta higiena cyfrowa ma wpływ na zdrowie psychiczne i fizyczne; czy tylko dzieci, czy może dorosłych też?
– Próbowaliśmy znaleźć odpowiedź na to pytanie w badaniu higieny cyfrowej osób dorosłych, które przeprowadzaliśmy wspólnie z Fundacją Orange pod koniec ubiegłego roku i tam – użyję takiego słowa – dokonaliśmy operacjonalizacji pojęcia higieny cyfrowej, czyli podjęliśmy z badaczami i badaczkami takie wyzwanie: czym właściwie higiena cyfrowa jest? Bo jeżeli chcemy jej uczyć społeczeństwa no to trzeba powiedzieć, czym ona jest. Wyszliśmy z definicji higieny w ogóle, która jest po prostu zachowaniami. Według słownika higiena to są zachowania. Mamy higienę zdrowia, higienę pracy, higienę jamy ustnej, zachowania. Higiena to nie są poglądy i nie to, co myślisz na temat nowych technologii, w jaki sposób ich używasz, tylko jak się zachowujesz.
Definicja, która z tego się ukuła, brzmi: higiena cyfrowa to są zachowania chroniące zdrowie, tak jak każda higiena, związana z używaniem urządzeń ekranowych. Czyli higiena cyfrowa nie jest nawoływaniem do nieużywania – jak czasami można wywnioskować z rozmów. Higiena cyfrowa też nie pejoratyzuje nowych technologii. Ona mówi: używaj tego mądrze, nie bądź biomasą, nie bądź biernym dawcą uwagi, odzyskaj swoją podmiotowość. I ja to wiążę wtedy z teorią cyfrowego obywatelstwa, która jest po prostu rozumiana przez nas jako poczucie godności i że nasze prawa przysługują nam wszędzie, również w świecie cyfrowym.
Mózgowa nagroda za kontakt z urządzeniami ekranowymi
– Jeszcze chciałem dopytać o jedną kwestię, bo z tą higieną cyfrową wiążą się takie postawy jak FOMO – Fear Of Missing Out, czyli lęk przed byciem pominiętym. Czy jest różnica między tym, jak objawia się to FOMO w najmłodszej grupie, u dzieci, a jak u dorosłych? Odwołam się do badań „FOMO 2022. Polacy a lęk przed odłączeniem”, które rokrocznie przeprowadzane są przez Uniwersytet Warszawski razem z NASKiem. W zeszłym roku przebadano grupę osób od 15 do 64 roku życia, zadając serię pytań kontrolnych, po których zamierzano określić w jakim stopniu Polacy są sfomowani, czyli w jakim stopniu dotyczy ich ten lęk przed byciem pominiętym. W grupie ogólnej wyszło, że jest to 17 procent, a w tej najmłodszej grupie 15 – 29 to jest 28 procent. Czy są te różnice właśnie między tymi grupami? – zapytał prowadzący panel.
– Nie odpowiedziałam na drugą część tamtego pytania, a to jest taka klamra: tak, higiena cyfrowa dotyczy nas wszystkich, chociaż myślimy, że dotyczy tylko dzieci i młodzieży, ale biologia jest demokratyczna i wszyscy mamy takie same mózgi, w mózgach mamy układ nagrody, który bardzo intensywnie reaguje na kontakt z urządzeniami ekranowymi – odparła Magdalena Bigaj. Oczywiście dzieci jeszcze są w procesie dojrzewania, więc mechanizmy samokontroli, samoregulacji nie mają w pełni tych mechanizmów dojrzałych. Z drugiej strony, nas dorosłych nikt nie pilnuje, więc mamy tendencję na przykład do wydłużającego się czasu ekranowego.
Fot. Kazimierz Netka.
Brak higieny cyfrowej może przynosić wiele negatywnych konsekwencji dla naszego życia, o których trzeba głośno mówić. Często mamy tendencję, do traktowania telefonu jako kolejnego urządzenia elektronicznego, jak pilota do telewizora, czy kluczyki do samochodu. Tymczasem, on nas bardzo silnie stymuluje, w sposób, który ma nas skłaniać do wydłużania tego czasu korzystania z niego, bo w ten sposób zarabiają twórcy nowych technologii. W zarabianiu nie ma niczego złego – żeby to było jasne. Musimy nauczyć się z tym żyć.
Boją się, że jeśli się odłączą to nie zauważą, że ktoś ich hejtuje
Jednym z objawów jest rzeczywiście syndrom FOMO czyli z angielskiego Fear of missing out czyli że coś nas ominie i to FOMO jest badane od wielu dekad. To nie jest tak, że ktoś to nagle zdefiniował po tym, jak upowszechniły się media społecznościowe. Przez dekady było rozumiane jako strach przed tym, że czegoś nie będziemy wiedzieć, ponieważ jako ludzie mamy atawistyczną potrzebę dowiadywania się – to jest bardzo pierwotne, ponieważ ewolucja nauczyła nasz mózg, że jeśli wiesz, to przeżyjesz, a jeśli nie wiesz, to narażasz się na niebezpieczeństwo bo możesz się nie dowiedzieć czegoś ważnego. W związku z tym mamy biologiczną potrzebę dowiadywania się. I kiedy jesteśmy odcięci od źródła wiedzy, od źródła newsów, możemy przeżywać dyskomfort.
W czasach, gdy nowe technologie przenikają prawie wszystkie dziedziny życia, trudno się dziwić, że czujemy dyskomfort, wychodząc z domu bez telefonu.
Co ciekawe, czego dowiadujemy się z raportu „Dojrzeć do prawd” Fundacji Orange: młodzi mówią, że stres związany z nieużywaniem internetu wynika z czegoś innego. Oni się boją – i mówią to wprost – że jak się odłączą to nie zauważą, że ktoś ich hejtuje, że ktoś ich zaczął wyśmiewać i kiedy włączą się – będzie o tym wszędzie. Ogarnia ich strach, że przyjdziesz do szkoły i dopiero wtedy widzisz, że cała szkoła już od wczoraj się śmieje, ale ty miałeś kurtynę nocną włączoną, nie miałeś dostępu do internetu i nie wiesz.
FOMO jest taką ciekawostką, ono może mieć bardzo różne podłoże, wynikać z różnych potrzeb lub różnych deficytów, które mamy, a w których internet jakoś partycypuje.
Od czego się uzależniamy, korzystając z urządzeń ekranowych?
– No właśnie, widzimy, że postawy związane z cyberświatem to jest zjawisko o wiele bardziej złożone niż nam się mogło wydawać. Chciałem się teraz odwołać do doświadczenia pana Piotra. Jeśli spojrzymy na klasyfikację chorób ICD 11 Światowej Organizacji Zdrowia, to tam jest taka jednostka chorobowa jak uzależnienie od gier cyfrowych. A z drugiej strony właśnie tyle się mówi w przeróżnych publikacjach, w przestrzeni medialnej na temat uzależnienia właśnie od smartfonu, od internetu. I czy to są tak naprawdę nazwy właściwe. Od czego my się uzależniamy, korzystając z tych urządzeń ekranowych?
– Tak naprawdę my się uzależniamy behawioralnie. To są uzależnienia od czynności i tak naprawdę trochę też odwołując się do tego, co pani Magda mówiła, tutaj najważniejsze będą czynniki chroniące – mówił dr Piotr Prósinowski – specjalista z Działu Profilaktyki Ośrodka Profilaktyki i Terapii Uzależnień w Gdyni. – Jeśli chodzi o uzależnienia i obawy, które pojawiają się w kontekście wychowywania dziecka czy obserwacji jak korzysta – tutaj bardzo dużo niepokoju się pojawia. My z pewną ostrożnością w Dziale Profilaktyki podchodzimy do diagnozowania zwłaszcza małych dzieci, które do nas przychodzą bo tak naprawdę przychodzą do nas już sześcio- siedmio- ośmiolatkowie, których rodzice zauważają niepokojące zachowania ale zawsze towarzyszy temu taka rozmowa naszego specjalisty z działu profilaktyki z rodzicem. Szkoły prześcigają się w tablicach interaktywnych, w poziomie nauki kodowania w Scratch na przykład, a z drugiej strony właśnie mówimy o tym, że dzieci za dużo korzystają ze smartfonów, że na przerwach nie rozmawiają ze sobą, nie bawią się ze sobą. Dlatego w rozmowach dotyczących uzależnienia uwzględniamy perspektywy rodzica, który ma całkowite prawo do niepokoju zwłaszcza w kontekście wszystkich komunikatów medialnych, które docierają do niego. Z drugiej strony jesteśmy tam żeby także wysłuchać perspektywę dziecka – cyfrowego tubylcy, który wychowuje się w świecie, w którym telefon, tablet, komputer, gry wideo – one wszystkie są naturalną częścią codzienności.
To tak, jakbyśmy próbowali zrozumieć jakie było życie jest bez lodówki – a teraz to jest naturalna części domu. Tak samo jest w kontekście cyfrowych tubylców i tu pojawia się problem w kwestii zrozumienia siebie wzajemnie w kontekście tych perspektyw, bo rodzic często jeszcze nie był tym cyfrowym tubylcą. On czy ona dorastali w świecie, który nie był tak obfity w nowe technologie, nie było takiej dostępności na przykład smartfonów. Myślę, że w kontekście tego i w kontekście higieny cyfrowej jest to pewna relacja: ja a urządzenie, ja a moje dziecko. Jeżeli chcemy naprawdę zadawać się z uzależnieniami cyfrowymi od tych najmłodszych lat życia, od pierwszych lat życia, to pierwsze co powinniśmy zrobić, to skupić się na relacji z własnym dzieckiem i na przykład kiedy dziecko zaprasza nas jako specjalistę od nowych technologii i chce nam pokazać coś w tym świecie – to trzeba zgodzić się na to; niech nam pokaże swój świat i to właśnie są pierwsze kroki jakie możemy zrobić jeżeli chcemy uchronić się przed uzależnieniem, o którym tu mówimy, bo taka relacja będzie pewną bazą wyjścia do tego, żeby na przykład ryzykowne wykorzystanie technologii nie rozwinęło się właśnie już w prawdziwe uzależnienie, które będzie wiązało się z bardzo poważnymi konsekwencjami społecznymi, zdrowotnymi – radził dr Piotr Prósinowski – specjalista z Działu Profilaktyki Ośrodka Profilaktyki i Terapii Uzależnień w Gdyni.
– Czy mają państwo jakieś wskazówki w takim razie dla rodziców od czego zacząć? – zapytał Arkadiusz Michałowski – specjalista do spraw analizy nielegalnych treści w internecie, pracujący w Państwowym Instytucie Badawczym NASK, moderator dyskusji. – Tak naprawdę dla kogoś kto uważa, że to jest abstrakcyjne dla niego pojęcie i coś tak trudnego, że nie wie w ogóle jak się do takiej rozmowy z dzieckiem zabrać, bo mamy właśnie ten dualizm, o którym wspomnieliśmy: próbę jakiegoś zadziałania niby profilaktycznego.
Tutaj, w Sopocie, dochodziło do wykorzystywania dzieci. Fot. Kazimierz Netka.
Wydaje się, że reakcje rodziców są bardziej reaktywne niż profilaktyczne i polegają często na takich rzeczach prowadzących do absurdu: ja ci teraz zabiorę ten telefon, za karę, a jednocześnie co się dzieje: ja odcinam ciebie od twojego świata, od twoich znajomych – więc w którą stronę iść, żeby do takich działań nie doprowadzać?
Musimy wejść pod strzechy
– Próbowałam znaleźć odpowiedź na to pytanie siadając do pisania książki „Wychowanie przy ekranie”, bo kiedy wydawca powiedział, żeby to było dla rodziców, westchnęłam: już tyle napisałam, a tu dla rodziców – powiedziała Magdalena Bigaj – prezeska Fundacji Instytut Cyfrowego Obywatelstwa. – Przypomniałam sobie, że jak kiedyś byłam na obradach Zespołu Parlamentarnego do spraw Cyberbezpieczeństwa i mój kolega z branży użył określenia „adolescenci w technologiach informacyjno-komunikacyjnych”. Aż na niego spojrzałam: czy on się dobrze czuje bo po prostu tak mnie to wybiło z rozmowy o konkretach. Pomyślałam, że często mamy tendencję do takiego rozmawiania o nowych technologiach, boimy się jako eksperci być blisko człowieka, używać prostego języka bo być może tytuł naukowy nam zabiorą jak pokażemy rodzicowi, że my też używamy prostych słów do opisania trudnych rzeczy.
Postanowiłam spróbować tego sposobu. Myślę, że są ludzie, którzy potrzebują tłumaczenia tego bardzo mocno od strony technologicznej, ale że musimy też wejść pod strzechy i tam mówić bardzo prostym językiem: dlaczego musisz twojego dziecka pilnować, na czym to pilnowanie dziecka w sieci polega, że czas ekranowy nie jest jedynym wyznacznikiem ale że jednocześnie telefon nie jest zabawką.
Influencerzy mniej tykalni
To jest naprawdę długa edukacja społeczna do wykonania. Tego się nie da zamknąć w jednym zdaniu bo bym wtedy tweeta napisała, a nie książkę. Wszyscy byśmy byli uzdrowieni. To wymaga tłumaczenia. Na przykład takie wiadomości powinny być w zasadzie dodawane do wyprawek w szpitalu, czyli pierwszy poradnik: Czy możesz smartfona dawać swojemu dziecku w wieku roku karmiąc go zupką, bo on jest niejadkiem – nie możesz. Ale skąd rodzic ma to wiedzieć, kto mu to miał pokazać? Rodzice nam pokazali w domu? No nie. Edukacja powinna być prowadzona na różnych etapach, językiem dostosowanym do rodziców. Trzeba pilnować tego jak nasze dziecko się zachowuje, obserwować je bo nie jesteśmy w stanie za nim nadążyć i – „pandora gate” to wyraźnie pokazała – jak bardzo rozjeżdżają się nasze światy. Gdyby znany aktor dopuścił się skrzywdzenia jednego dziecka – nie schodziłoby to z nagłówków gazet, byłoby tam natychmiast – nawet gdyby aktor pochodził z innego kontynentu. Gdy influencer o milionowym zasięgach, mający bezpośredni dostęp do każdego z naszych dzieci poprzez interaktywne narzędzia w mediach społecznościowych – jest oczywiste na razie oskarżony, jeszcze nie jest postawiony w stan oskarżenia ale stawia się przeciwko niemu oskarżenia o molestowanie i grooming – to dla niego tradycyjne media – ja to sobie liczyłam robiliśmy monitoring w Fundacji – jak szybko tradycyjne media, jak szybko telewizje śniadaniowe z najlepszym dostępem do matek w Polsce zrezygnowały z kolejnego materiału „parówka na 6 sposobów, sok prosto z buraka” żeby postawić na kanapie kontekst: kto opowie o tym, co się wydarzyło, żeby uwrażliwić rodziców – to zajęło ponad tydzień.
To pokazuje jak bardzo jesteśmy w innym świecie i nie przykładamy wagi do tego jak wygląda przestrzeń cyfrowa naszych dzieci. Nie rozwiążemy tego od razu. Po prostu musimy edukować. Cieszę się, że teraz więcej, coraz więcej instytucji podejmuje takie działania, że coraz więcej ekspertów o tym mówi. Mam nadzieję, że z czasem dojdziemy do takiej świadomości społecznej, że dziecko musi tam być otoczone opieką, naszą, ale też instytucji państwa oraz odpowiedzialnego biznesu.
Dzieci mówią, że youtuberzy motywują do działania, inspirują
– No właśnie, zostańmy na chwilę, może nawet na dłużej przy tym pandora gate – zaproponował prowadzący Arkadiusz Michałowski. – Z jednej strony mamy konieczność edukacji, ale są twarde działania zapobiegające ryzykownym kontaktom online. To jest chyba przerażające, że o grooming online, czyli uwodzenie dzieci za pośrednictwem internetu i o wykorzystywanie seksualne dzieci oskarżone są osoby które tworzyły content dla dzieci; które nie tylko cieszą się zainteresowaniem swoich odbiorców ale też posiadały u nich bardzo duży autorytet.
(Warto wiedzieć, że określenie: child grooming rozumiane jest jako akt pedofilski polegający na zjednywaniu sobie dziecka za pośrednictwem sieci teleinformatycznej (np. chat, blog, komunikatory internetowe itp.) w celu wytworzenia między dorosłym a dzieckiem kontaktów seksualnych. Taką definicję podają dr Robert Dziembowski i dr Robert Szostak z Katedry Prawa Karnego, Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, w artykule pt. „Child grooming w świetle polskiego prawa karnego” (źródło: https://wpia.uwm.edu.pl/czasopisma/sites/default/files/uploads/Studia_Prawno_Ustrojowe/2013/19/37-51.pdf )).
Odwołam się też po raz kolejny właśnie do Raportu Fundacji Orange „ Dojrzeć do praw”, gdzie tam mówimy o dzieciach więc musimy też szukać głosu dzieci – kontynuował pan prowadzący. -. Sami najmłodsi mówiąc o rolach jakie dla nich spełnia internet, bardzo często wymieniają realizowanie swoich pasji, zainteresowań i tam mówią o youtuberach. Wskazują ich jako osoby, które motywują do działania, inspirują, no a tu okazuje się, że wychodzi tego typu sytuacja. Chciałbym skorzystać teraz obecności przedstawiciela rynku cyfrowego u nas i pana Marcina chciałem zapytać na przykładzie w ogóle jakie były działania w ramach usług, jakie podejmuje, żeby najmłodsi byli chronieni przed ryzykownymi zachowaniami, ale także przed szkodliwymi treściami, które narażają właśnie na seksualizację dzieci.
Dzieci potrafią sobie włączyć urządzenie ekranowe ale czy umieją świadomie z tego korzystać?
– Bardzo dziękuję za zaproszenie – mówił Marcin Olender – public policy and government relations manager Google. – Od razu powiem, że nie mam aż takiego doświadczenia i takich osiągnięć naukowych. Mogę z naszej strony przekazać właśnie to co my robimy i nasze podejścia. Ale jeżeli mógłbym się tak właśnie skromnie trochę z perspektywy laika, ale też rodzica odnieść do paru ciekawych i bardzo ważnych moim zdaniem stwierdzeń, które tutaj padły. Pan otworzył taką dychotomią: cyfrowi tubylcy i nie wiem czy jesteśmy imigrantami i że ci cyfrowi tubylcy to oni tak jakby przez sam fakt, że od lat najmłodszych mają do czynienia z tymi technologiami, to oni w jakiś sposób są już ucyfrowieni. To jest moim zdaniem nieprawda i to leży u podłoża wielu problemów bo jakby uznajemy, że dzieci – a one to tak szybko ogarniają w ogóle ich nie trzeba uczyć internetu – już wszystko umieją. To jest totalna nieprawda. Dzieci oczywiście potrafią sobie włączyć coś i potrafią biernie, ale nie potrafią świadomie z tego korzystać. Badania dowodzą, że nie potrafią twórczo korzystać, są biernymi odbiorcami nawet bardziej niż my. Pamiętam jak dorastałem, to komputery dopiero wchodziły, my je składaliśmy, patrzyliśmy jak one działają, dlatego rozumiemy, a tu to jest taka bardzo odpowiedzialność, więc ja chciałbym zaprotestować: ci tubylcy oni wymagają kształcenia, oni nie są wcale kompetentni, co z badań też wynika.
Co mnie prowadzi do drugiego punktu: bardzo podoba mi się pani Magdy idea cyfrowego obywatelstwa jako sposobu kształcenia nie z umiejętności naciskania guzika żeby coś wyskoczyło, tylko bycia obywatelem w takim pełnym rozumieniu, taką wykształconą światową jednostką. Mamy taki problem: może słyszeliście państwo, że Fundacja „Szkoła z Klasą” prowadzi w szkołach „Asy Internetu”, oparte na podobnej koncepcji. Tam jest pięć pozytywów: siła, odwaga, uważność, promowanie tego typu odpowiedzialnego podejścia do nowoczesnych technologii. To miało być najpierw dla klas pierwszych szkoły podstawowej ale potem zostało rozszerzone aż do przedszkola. Dlaczego? Dlatego – jak tutaj parę razy padło – pan doktor powiedział – z przerażeniem prawie: pięcio- czy sześciolatek przychodzi do psychologa z problemem, że jest uzależniony od technologii. To jest bardzo niepokojące i coś tam poszło rzeczywiście mocno nie tak w pracy edukacyjnej. Chodzi o wykształcenie świadomego podejścia ostrożnego i ważnego do korzystania z technologii.
Na zdjęciu: Rozmowa na temat: „Populistyczne społeczeństwo” podczas EFNI w Sopocie. Fot. Kazimierz Netka.
Dziecko ze smartfonem może „zawędrować” w takie miejsca, przy których Youtube wygląda jak przedszkole
Może jest czas, żeby tego rodzaju rzeczy po prostu wpisać na sztywno w program nauczania. Nasza starsza córka właśnie poszła do szkoły i mają dwie godziny religii tygodniowo, a mówi się o tym? – nie mówi. Jest informatyka, ale tam „chodzą” trochę zupełnie inne rzeczy. Jedna godzina informatyki, dwie religii. Nie wygląda to najlepiej.
Jak dasz dziecku telefon do ręki i zostawisz go z tym telefonem to może zawędrować w bardzo różne miejsca, przy których youtube wygląda naprawdę jak przedszkole, więc to jest też warte podkreślenia.
Żadne dziecko w Polsce poniżej 16. roku życia nie powinno mieć własnego konta.
Dlaczego dzieci tak łatwo wpadają czy dają się zmanipulować i nie korzystają z pomocy rodziców? Myślę że nie mogą albo nie chcą, albo czują się skrępowane rozmową z rodzicem czy z opiekunem. Wielowątkowe działanie jest potrzebne. Możemy wprowadzać rozwiązania techniczne, możemy ograniczać tam gdzie możemy czyli przede wszystkim youtuba. Żeby była też jasność: same materiały tych osobistości z pandora gate nie naruszały ani prawa, ani naszych regulaminów. To zło oni robili poza tym; wykorzystywali swoją pozycję w jakiś sposób – na co oczywiście też mamy paragrafy.
– Źle też było, że przez wiele lat wiedziano o tych zachowaniach, a nie były uruchomione procedury prawne ani nie zostało to upublicznione, oczywiście robimy swoje – mówił prowadzący. – Bez współpracy ze szkołą – tutaj cały czas liczę, że jakiś przełom w programach nauczania będzie – i na współpracę z rodzicami, wielotorowo, bo nie będzie efektów. Ale ja się troszkę uczepię jednego wątku, który pan Marcin poruszył, a mianowicie regulacje. Myślę, że to jest też dobry moment żebyśmy zaczęli się zastanawiać nad tym.
Na kanwie tego postawię takie pytania otwarte do wszystkich państwa: czy według państwa na dzisiaj na teraz, te regulacje, które mamy w Polsce zarówno w regulacjach wewnętrznych rynku, jak i tych twardych regulacjach prawnych – czy one są wystarczające żeby chronić dzieci przed przestępstwami inicjowanymi albo popełnianymi w cyberprzestrzeni, bo mamy różne podejścia. Czy to jest tak, że na przykład wystarczy Konwencja o prawach dziecka i to jest tylko kwestia dobrej woli żeby ją zaimplementować w całości niezależnie od branży; czy może właśnie tak jak czasami branża mówi, że ona potrzebuje twardych regulacji; czy może one znowu powinny zaistnieć właśnie jako taki motywator dla branży? Może zaczniemy tak od głosu pana Konrada, w kwestii podmiotowości dziecka i tych regulacji.
Mamy do czynienia z bardzo poważną dyskryminacją dzieci
– Regulacje są niezbędne – stwierdził dr Konrad Ciesiołkiewicz – prezes Fundacji Orange, zajmującej się edukacja cyfrową. – Regulacje to także samoregulacje i musimy mieć tego świadomość. Każda z instytucji, w których działamy – to nie są tylko szkoły – to są urzędy, reklamodawcy, bardzo dużo przedsiębiorstw, z którymi nasze dzieci w pośredni lub bezpośredni sposób mają kontakt, to są organizacje pozarządowe – każda z nich w jakim sensie ma – w pedagogice jest taki takie sformułowanie ukrytego programu, co oznacza tu wszystko czego szkoła nie ujawnia. Wydaje mi się, że mamy dwie bariery tego ukrytego programu.
Jedna to techniczne spojrzenie na człowieka i nie chcę się wymądrzać ale wielu na ten temat mówiło. Techniczne spojrzenie na człowieka to temat profesora Antoniego Kępińskiego – słynnego psychiatry, ale to sprowadza się do tego, że my traktujemy drugiego człowieka jako środek, nie jako cel. Przy dzieciach jest jeszcze ciężej. Dzieci są po prostu środkiem do celu bardzo często, również w relacjach biznesowych są instrumentalizowane.
Druga bariera, to adultyzm, dorosłość – to jest dyskryminacja ze względu na młody wiek.
Musimy też sobie tutaj powiedzieć – rozmawiamy w tym gronie nie pierwszy raz; z Magdą współpracujemy bardzo blisko.
My dzisiaj mamy do czynienia z bardzo poważną dyskryminacją dzieci – dzieci jako grupa – mówię językiem konwencji – to grupa poniżej 18. roku życia; to jest prawie 20 procent polskiego społeczeństwa i ta grupa nie jest podmiotowo traktowana. Nieczęsto uczestniczy w konsultacjach społecznych. Ocena skutków regulacji nie dotyczy wpływu regulacji na dobrostan dzieci, a to nie jest drogie, to jest kwestia woli pewnej, politycznej, ale my nie mamy takiego sposobu myślenia, bo nieraz dyskryminujemy dziecko z założenia. Dlaczego? Dlatego, że dziecko jest nie do końca obywatelem, nie do końca człowiekiem. Choćby Janusz Korczak w latach 30. głosił co innego. Nie jest do końca obywatelką czy obywatelem, ale kimś niepełnym. Wynika to z myślenia takiego, że dziecko jest odczytywane przez pryzmat braków, niedostatków, a doskonałym jest dorosły i dziecko dąży do tego. Dorosły inwestuje w dziecko. Projekt tych inwestycji jest jednym z bardziej przemocowych jaki może być – jak wiemy. Ono musi dorosnąć do przyszłości, bo ono jest naszym głosem przyszłości. Wszystko robimy dla przyszłości dzieci. Kłopot jest taki, że rzadko skupiamy się na tym co jest tu i teraz no bo dzieci są tu i teraz, szkoła funkcjonuje tu i teraz, dzieci większość czasu spędzają w szkole, drugie tyle w domu lub ze swoimi rówieśnikami i za mało miejsca poświęcamy relacjom i dobrostanowi dziecka tu i teraz. To jest odpowiedzialność nie tylko rodzica, szkoły ale każdej organizacji.
Teraz do pandora gate przejdę. Proszę wybaczyć ten przydługi wstęp. Przy pandora gate pojawia się cała sieć różnych instytucji. Proszę wziąć pod uwagę, że po ujawnieniu pierwszych informacji, które zostały w jakim sensie zlekceważone i zdyskredytowane, reklamodawcy walili drzwiami i oknami do tych youtuberów. Co to oznacza? To oznacza że my mówimy: w Polsce nie mamy standardów ochrony dzieci. Nawet w placówkach. Teraz jest obowiązek ale mamy 6 miesięcy jeszcze na realizację tego obowiązku: wszystkie placówki oświatowo – wychowawcze, opiekuńcze, wszystkie pracujące z dziećmi będą musiały być wyposażone w standardy ochrony dziecka. Standard ochrony dziecka oznacza również regulacje komunikowania się z dzieckiem, z osobą nieletnią poza godzinami pracy na urządzeniach. Oczywiście także weryfikacja personelu, ale my dopiero dorastamy do tego. Organizacje sportowe bronią się rękoma i nogami. Przez lata nie można przekonać organizacji sportowych, żeby wprowadziły standardy ochrony dziecka – to jest też dowód, jak bardzo instrumentalizujemy dzieci i jak bardzo myślimy tylko w kategoriach dorosłych.
Powinniśmy pójść znacznie dalej. Wszystkie organizacje, wszystkie przedsiębiorstwa – ci, którzy wydają miliony właśnie po ujawnieniu tych informacji, powinny takie standardy posiadać. Ale nie tylko standardy ochrony dzieci. Bo jeśli chcemy je upodmiotowić, jeżeli dziecko jest obywatelem, człowiekiem ale inaczej odczuwającym, mającym inną strukturę jeszcze wciąż poznawczą niż dorosły, będące bardziej zagrożone, bardziej delikatne więc te standardy ochrony powinny być czymś uniwersalnym. Druga rzecz to jest co się dzieje ze standardami w przedsiębiorstwach dotyczących zarządzania z godnością, zarządzania etyką, różnorodnością – po tym, kiedy te informacje wyszły. W zasadzie prosta weryfikacja w Google, w wyszukiwarce powinna spowodować zapalenie się ostrzegawczej lampki u reklamodawców. Reklamodawcy przez lata finansowali tych youtuberów. Do tego zmierzam, że jeżeli regulacje to również po pierwsze samoregulacja ale być może samoregulacje nie działają bo widać, że mentalnie wciąż dyskryminujemy i wciąż myślimy bardzo technicznie.
Może roboty zadbają o standardy ochrony dzieci? Fot. Kazimierz Netka.
Powiedziałem dużo o tym adultyzmie, czyli dyskryminacji bo to rzeczywiście jest nasz punkt widzenia – instrumentalizowanie to znaczny, że przedsiębiorstwo realizuje swój cel i nie interesuje nikogo czy to będzie przedsiębiorstwo też inna organizacja. Żeby była jasność: to nie musi być organizacja działająca dla profitów, ale realizuje swój cel i jakby uważa, że nie ma bezpośredniego kontaktu z dzieckiem ponieważ nie zajmuje się relacją wychowawczą. To jest nieprawda. Dzieci funkcjonują w naszym świecie. W badaniach higieny cyfrowej jednoznacznie wychodzi, że po pierwsze my modelujemy te zachowania, po drugie my jako dorośli stworzyliśmy Konwencję o prawach dziecka.
Punktem wyjścia jest na przykład też wprowadzenie w Kodeksie rodzinnym definicji dobra dziecka – jak też zrównoważonego rozwoju dziecka od strony moralnej, psychicznej, społecznej i poznawczej. Oczywiście należy regulować na poziomie centralnym pewne aspekty. Samoregulacje są znacznie skuteczniejsze ale do tego jest wymagana pełna odpowiedzialność czyli przekroczenie bariery dyskryminacji, którą mamy niemalże we krwi jako dorośli. My po prostu myślimy swoimi kategoriami i panika moralna którą poruszamy – to też często dyskutujemy z Magdą – jest również elementem dyskryminacji. Przerzucamy odpowiedzialność panikując, że jeżeli ten świat będzie się tak rozwijał jak młode pokolenia dzisiaj nam pokazują, to przestanie istnieć. Wiem doskonale, że nie przestanie istnieć, że dorosły nie jest chodzącą doskonałością ale jednak przerzucamy tę odpowiedzialność w dużej mierze właśnie na dzieci,a jak na dzieci to na rodziców. Frustracja nie powinna tutaj dotykać – nie powinna być doświadczona przez nauczycielki nauczycieli bo trudno jest mówić o podmiotowości dziecka, kiedy w zasadzie nie mamy autonomii podmiotowości nauczycielek, nauczycieli w szkole, więc to jest po prostu bardzo złożony problem – użyję tego sformułowania – który należy rozwiązywać i centralnie, i oddolnie bo głównym chyba takim wyzwaniem dla nas wszystkich jest brak zaufania i bardzo silne zindywidualizowanie sfery cyfrowej. Na koniec powiem tylko zdanie które też trochę wynika z badań higieny cyfrowej, że my nie traktujemy przestrzeni cyfrowej jako przestrzeni dobra wspólnego. Bardzo darwinistycznie ją traktujemy, czyli jeżeli unikniemy problemu to wcale nie zgłaszamy różnych naruszeń wobec innych żeby na przykład ochronić innych. Nie mamy takich nawyków. Co to oznacza? Że my jako dorośli musimy po prostu dojrzeć i do praw, i do naszego w zasadzie cyfrowego obywatelstwa – podsumował dr Konrad Ciesiołkiewicz – prezes Fundacji Orange, zajmującej się edukacja cyfrową.
– Pan Konrad poruszył bardzo wiele wątków – stwierdził prowadzący, Arkadiusz Michałowski. – Czy ktoś z państwa może jeszcze chciałby coś ze swojego punktu widzenia ze swojej perspektywy właśnie dodać?
– Generatywna sztuczna inteligencja będzie rodziła cały szereg problemów. Bardzo podobało mi się, że Marcin podkreśl temat dotyczący użytkowania technologii przez dzieci i to że mówimy właśnie digital natives i że wcale to nie jest takie oczywiste, że młodzi ludzie są takimi ekspertami w poruszaniu się w tych rozwiązaniach – odpowiedziała dr Anna Florentyna Pawlak – antropolożka technologii w Instytucie Technologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Łódzkiego. – Jest dokładnie odwrotnie. Myślę, że grupy młodych ludzi, którzy kiedyś składali Atari dzisiaj bawiący się w retro scenach, gdzie mogła być jakakolwiek ingerencja, kar i rozumienie co tam się w ogóle dzieje.
Pytania do sztucznej inteligencji
Ja w skrócie może powiedziałabym o dwóch badaniach które wydają się dość ważne i które troszeczkę staram się poprzez nie rozbić ten mit, że dana technologa sama w sobie coś zrobi. W badaniach, które prowadzę z doktorem Arturem Modlińskim – kierownikiem Centrum Badań nad Sztuczną Inteligencją i Cyberkomunikacją Uniwersytetu Łódzkiego, postanowiliśmy sprawdzić, jak dzieciaki używają sztucznej inteligencji w kontekście ich dobrostanu właśnie, czyli o co pytają sztuczną inteligencję te dzieci, które deklarują, że czują się emocjonalnie bardzo dobrze i te, które mają zdecydowanie deficyty.
Badania zrobiliśmy dość głębokie i proszę państwa wychodzi na to, że ci którzy mają niski dobrostan, w ogóle nie są zainteresowani korzystaniem z chatGPT jako źródła wiedzy. Przede wszystkim to na czym im zależy, to samoregulacja i ewidentnie jest to pytanie o sferę emocjonalną, również o taką sferę dotyczącą „ja i moja społeczność”. Jak sobie pomyślimy o tej plastycznej piramidzie Maslowa, to oprócz fizjologicznych potrzeb, dzieci mają potrzeby społeczne oczywiście bardzo intensywne, więc pojawiało się bardzo dużo pytań do sztucznej inteligencji. pytań typu: co zrobić żeby zostały koleżanki u mnie na nocowanie, co zrobić, żeby mama mnie bardziej kochała. Tam bardzo niewiele pytań dotyczyło jakiś konkretnych informacji, które dzieci mogą uzyskać. A to, co było też bardzo ciekawym takim pobocznym: jakąś obserwację to pewnie, że się zmienia postrzeganie na linii przeszłość – przyszłość – teraźniejszość w kontekście generatywności sztucznej inteligencji. Dzieciaki oczywiście antropomorfizują, nadają cechy bardzo ludzkie ale pytają o przyszłość, pytają kto za rok zdobędzie mistrzostwo w piłce nożnej. To jest traktowanie tego chata jak wyroczni.
Takich pytań pojawia się cała masa i widzimy, że absolutnie nie będzie równowagi. Pomyślmy, że już teraz w gestii dyrektora szkoły jest to czy dzieciaki będą miały na lekcji telefony czy będzie ich zakaz, czyli już na samym takim bardzo małym poziomie nie ma równowagi w dostępie do nauki o uzusie, o użytkowaniu tej technologii. Oczywiście jeśli pójdziemy trochę dalej, że również w gestii zarządzającego placówką będzie to, czy będzie uczenie przy udziale sztucznej inteligencji, czy budujemy jakąś umiejętność poruszania się w takim rozszerzonym systemie poznawczym.
Smartfony powinny być tornistrach, czy używane w edukacji na lekcjach?
Czemu mamy mieć telefony w plecaku? Uczniowie wychodzą z dwóch szkół z tej samej miejscowości i mają inaczej ukształtowane umysły z zupełnie innymi potrzebami. Powinien być gdzieś w ogóle projekt systemowy, który ucząc o pewnych zagrożeniach, uczy o samej istocie technologii, bo bardzo spada ta potrzeba i tendencja do antropomorfizowania sztucznych systemów, bo zwykle w warsztatach – tak jak kiedy się tłumaczy: jak pewne rozwiązania działają natomiast i to już wiemy od lat 60., kiedy powstały pierwsze chatboty na MIT w pracowni profesora Józefa Weizenbauma, który stwarzał Elizę – pierwszy chat, który, okazało się później zupełnie intencjonalny, stosowany przez samych twórców studentów jako psychoterapeuta. Profesor był bardzo zdziwiony: no jak to, przecież sami to stworzyliście. Czyli mówię, że dziś jestem smutna, bo pokłóciłam się z bratem. Chat odpowiada: tak, jesteś smutna, pokłóciłaś się z bratem. A jednak profesor Weizenbaum odkrył, że kategoria wstydu jest niesamowicie mocną kategorią społeczną i my wcale nie jesteśmy pierwsi, a dzieci tym bardziej, żeby ze swoich jakichś takich najcięższych stanów emocjonalnych zwierzać się, jeżeli nie mają super bezpiecznego otoczenia i tutaj preferowanie tych sztucznych systemów jest na bardzo wysokim poziomie. Tak że pamiętajmy, że chodzi w dużym stopniu o tę właśnie kategorię wstydu.
Ja ze studentami badałam taki chatbot Replika AI jeszcze przed pandemią. Teraz on już się zrobił bardzo popularny. Można ucieleśniać cyfrowo swego rozmówcę – on może funkcjonować jako przyjaciel, jako romantyczny partner, jako tutor, jako nauczyciel, chociaż nie wiem jak często jest wykorzystywany w tej trzeciej roli, raczej jest wykorzystywany w tych pierwszych dwóch. Natomiast zaufanie najmłodszej generacji Alfa, urodzonych po 2010 roku, znacznie wyższe niż pokolenia Zet. Dla mnie to jest super i to co oni deklarują, że to jest w ogóle nieistotne, że to nie istnieje; czyli to że po drugiej stronie nikogo nie ma, jeśli się komunikuje to na tyle jest to taki synonim dla nich odpowiednik ożywienia życia, że to wystarczy, jeśli posłucha fajną muzykę, jeśli jest to dla niego miłe. Zresztą hasło marketingowe tej Repliki to jest AI Companions, czyli tutaj cały aspekt emocjonalny, empatii jest wykorzystywany przez twórców tej sztucznej inteligencji, która jest ucieleśniana cyfrowo w formie przyjaciół – a dodam tylko, że w tamtym tygodniu pojawiła się wiadomość, że firma Meta wprowadza w tym momencie 28 takich sztucznych agentów. Każdy z inną osobowością; między innymi jedna będzie symulować muzykę stitch doga, inna sportowca, ale niektóre będą symulowały zwykłego kolegę, koleżankę i w takiej postaci będziemy ją ucieleśniać. W naszym chacie będzie dostępny taki syntetyk. W tym momencie sztucznych agentów możemy ściągnąć. Zachęcam do poznania tej strony replika.ai. Nie zachęcam do ściągania ponieważ wszystkie te rozwiązania służą po to, żeby monetyzować nasze dane, żeby zdobywać informacje, ale zobaczcie sobie historię powstania tej Repliki, liczbę ludzi, wyświetleń i również rozmów, które są wrzucane na YouTube dzieciaków z takim syntetycznym agentem i to, że dzisiaj zarówno Snapchat wprowadza tak samo AI fame jak właśnie Meta wprowadza.
Syntetyczni partnerzy mniej uzależniają? Może nie, ale są bezpieczniejsi
Fajnie, że te wszystkie wątki tutaj się pojawiły czyli właśnie to promieniowanie tła, kulturowe, czyli boimy się tego influencera człowieka. Czujemy się niespokojni. Zobaczcie, jakie są w tym momencie atuty syntetyków: w pełni pod kontrolą, zupełnie sterowalni; dla korporacji oczywiście jest to wydajne biznesowo: taniej i tak dalej. Natomiast wiadomo, że nie skrzywdzi bo istnieje tylko w sieci. To jest też problematyczne. Jeszcze kulturowo dekadę temu byśmy odebrali to jako jakieś absolutne szaleństwo. Dzisiaj o tym mówimy na konferencjach, ja pokazuję w szkołach te przykłady i bardzo ciekawe jest kiedy badamy wiek osób używających tego typu rozwiązań.
Fot. Kazimierz Netka.
Wydawałoby się że po 18. roku życia no to już my powinniśmy tak zacząć się rozglądać, żeby tak troszkę na tej ziemi stanąć dwiema nogami, może troszkę silniej. Okazuje się, że to wtedy właśnie najbardziej rośnie odbiór tych syntetycznych postaci. On rośnie do 30 do 35. roku życia. Natomiast około 50. jest 0,001 w ogóle procenta wejścia i do takich osób informacje o tym nie docierają. To jest cały system, który dzisiaj w nauce określa się jako media syntetyczne. Media syntetyczne – mówimy o świecie cyfrowym, w którym jednak ciągle występowali ludzie ze wszystkimi swoimi oczywiście dobrymi i złymi stronami – natomiast media syntetyczne jest to jakby cała kraina wygenerowanych postaci, wygenerowanych historii. Określamy ich jako wirtualnych influencerów; stworzonych do zarabiania pieniędzy, monetyzowania w tej ekonomii uwagi. Bo to jest bardzo dobre w pandemii dla biznesu, gdzie nie można było robić sesji reklamowych, to wykorzystywano to, a okazało się, że przyjęło się na innym gruncie, że dzieciaki i młodzież zaczęły te wątki śledzić i w tym momencie szereg influencerów ma miliony followersów – w zależności od tego jaki jest dobrostan dzieciaków, w taki sposób będą wykorzystywały generatywną sztuczną inteligencję. To nie jest tak, że jeśli mamy bibliotekę, to jest to równoznaczne z tym, że wszyscy tam siedzą, czytają książki i tak samo jest przecież z takimi urządzeniami jak chat, więc kuriozalne dla mnie są te męki, które wyrażało bardzo wielu nauczycieli podczas moich spotkań w szkołach: czy on nas zastąpi. To raczej mówi coś innego o naszej kulturze w ogóle niż to, że to rozwiązanie owo mogłoby zastąpić edukację; mówi raczej jak my postrzegamy edukację oraz to kim jest dziś wykształcony człowiek, jakie ma zasoby. To jest też dość smutne, że zwracamy uwagę jednak na AI i stworzyliśmy takiego człowieka właśnie jednowymiarowego.
W dzisiejszej fazie kapitalizmu mam nadzieję, że rozmowy o tym odwrócą ten trend w stronę wartości, niepoliczalnych, nie dających się algorytmizować, w których sztuczna inteligencja, która może być pomocna, bo nie chcę, żeby to też zabrzmiało w jakiś sposób jako odwrót od technologii bo ja w dużym stopniu jestem technooptymistką, ale regulacje, dlatego że szereg z tych postaci, o których państwu mówiłam, na instagramie mają znaczenie weryfikowanego konta. Dziecku to imponuje, bo pisze osoba, tymczasem ono nawet nie wie, że ta osoba nie istnieje, więc w tym jest problem i to powinniśmy jak najbardziej regulować – radziła dr Anna Florentyna Pawlak – antropolożka technologii w Instytucie Technologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Łódzkiego.
Towarzyszenie dziecku w internecie może uchronić je przez uzależnieniem
– To co powinno się zadziać także w edukacji formalnej ale także w środowisku rodzinnym, to powinniśmy przestać czy to bagatelizować, pejoratyzować, czy myśleć w taki sposób niepoważny zarówno o roli technologii w kontekście wychowania dziecka we współczesnym świecie, ale także w kontekście spędzenia czasu – podsumował dr Piotr Prósinowski – specjalista z Działu Profilaktyki Ośrodka Profilaktyki i Terapii Uzależnień w Gdyni. Wciąż do nas przychodzą rodzice. Pytamy wówczas:
– Czy pani wie jaka jest ulubiona gra pani syna, pani córki?
– Mnie nie interesują takie rzeczy. To są głupoty, nie wiem po co on tam siedzi – oto odpowiedź.
Niestety, jeśli chodzi o regulacje, mam taka skromną opinię, że tak naprawdę to my jako rodzice, opiekunowie, ciocie i wujkowie powinniśmy zachęcać do tego żeby dyskutować otwarcie, bez uwag, bez mówienia o tym jak o niepoważnym hobby, bez dziwnych uśmiechów kiedy mówimy, że ktoś fascynuje się jakimś youtuberem, co niestety wciąż zdarza się w środowisku rodzinnym czy to zdarza się po prostu w szkole. Jeżeli chcemy być z dzieckiem, zadbać o jego dobrostan, jeżeli chcemy żeby było nam wspólnie dobrze, to musimy tak naprawdę w sposób poważny podejść do tego nawet jeżeli całkowicie tego nie czujemy, nawet jeżeli to obce albo trudne do zrozumienia, bo to jest czynnik chroniący, dotyczący czy to uzależnień ale to są także czynniki, które będą nam pozwalać budować świadomego pracownika, konsumenta, użytkownika sieci, gracza. Na zakończenie dr Piotr Prósinowski zaproponował: Chciałbym żebyśmy wszyscy wyszli z taką myślą: jeżeli mamy wśród swoich dzieci, swoich bliskich takie osoby, które fascynują się tym cyfrowym światem, żeby po prostu im potowarzyszyć bo to jest pierwszy krok, który powinien się po prostu zadziać jeżeli zależy nam na dobrej, wspólnej przyszłości.
Kazimierz Netka
Proszę, czytaj również na portalu: Pulsarowy.pl