Pomóżmy klubom piłki nożnej uniknąć bankructwa!
Trybuny nadziei
Niebawem wielu klubom piłki nożnej i obiektom sportowym może zagrozić upadłość, Takie zagrożenie się pojawiło w związku z wybrykami pseudokibiców futbolowych. Na opanowywane przez nich obiekty, przychodzi bowiem coraz mniej widzów. Bo jest niebezpiecznie.
– Pseudokibiców boją się szefowie klubów. Głosu, przeciw niebezpiecznym wybrykom na stadionach, nie śmią zabrać samorządowcy – oto opinie ludzi ze zgrozą obserwujących to, co się dzieje podczas rozgrywek futbolowych – na widowniach boisk, a także poza stadionami, na ulicach miast, po meczach.
Jedyne wojewodowie zdecydowanie próbują wyswobodzić wybudowane za państwowe pieniądze obiekty sportowe. Jak dotąd, wojewodowie nie uzyskali jednak znikąd wyraźnego poparcia. Za to obelg, zniewag, gróźb musieli wysłuchać bez liku. Nocą i za dnia.
Jak długo jeszcze panowie wojewodowie będą zastraszani – dlatego, że sumiennie wypełniają swe obowiązki, troszcząc się o ludzi na stadionach? A chodzi o udostępnienie spokojnym obywatelom mienia niebagatelnej wartości bo około 4,2 miliarda złotych. Tyle bowiem wydaliśmy na wybudowanie czterech stadionów na mistrzostwa Europy EURO 2012 (w tym ok. 2 mld zł kosztował Stadion Narodowy w Warszawie). Teraz, te stadiony w Gdańsku, Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu, są wykorzystywane przez ekstraklasę piłki nożnej. Na tych stadionach też – niestety – rozkwita ekstrachuligaństwo (choć niektóre kluby twierdzą, że na ich stadionach ani chuligaństwa, ani bandytyzmu nie ma – i pewnie nie ma. Ale, ludzie temu nie wierzą i boją się przychodzić na te stadiony).
Kluby, których garstki pseudokibiców terroryzują spokojnych widzów, otrzymują finansową pomoc publiczną! Ta pomoc płynie z kas samorządów ale też od bogatych firm, będących spółkami Skarbu Państwa! Czy tak musi być?
Na stadionach piłki nożnej ekstraklasy sytuacja teraz bywa taka, że rodzice, opiekunowie, nie powinni tam przyprowadzać dzieci. Jeśli by tak czynili, mogliby zostać oskarżeni o narażenie swych podopiecznych na niebezpieczeństwa. Na zranienia, demoralizację. Te drogie, wysokiej klasy obiekty sportowe coraz mniej nadają się do wykorzystania przez zwykłych, porządnych ludzi. Oto ostatni w 2014 roku mecz Lechii Gdańsk z Piastem Gliwice na PGE Arenie, 07 grudnia, w niedzielę. W drugiej połowie meczu fani Lechii odpalili około 80 rac. Sędzia musiał przerwać grę. Odpowiedzialny za bezpieczeństwo, wojewoda pomorski, Ryszard Stachurski, zapowiedział ostre sankcje: zamknięcie stadionu na przynajmniej jeden mecz.
Odpalenie rac jest znacznym zagrożeniem. Tym bardziej, że wystrzelenie 80 rac, 7 grudnia, to był czyn w warunkach „recydywy”; kolejny raz w ciągu 2 lat.
– Muszę zareagować, tym bardziej, że jestem głęboko przekonany, że jeśli takie używanie środków pirotechnicznych na stadionach będzie się powtarzać to dojdzie no nieszczęścia – mówi wojewoda pomorski Ryszard Stachurski. – Odpalanie rac pod tak zwanym sektorówkami (dużymi transparentami) sprawi, że kiedyś ludzie tam zginą. Nie chcę, by miało to miejsce. Jeśli nadal materiały pirotechniczne będą na stadionach odpalane, to prędzej czy później do nieszczęścia dojdzie.
O tym, że race będą na meczu Lechia – Piast odpalane na stadionie, poinformowała policja. Wojewoda tę wiadomość przekazał klubowi. Zarząd powinien zadbać, by do użycia środków pirotechnicznych nie doszło. Dlaczego wojewoda musi zajmować się takimi sprawami? Bo jako reprezentant rządu odpowiada za bezpieczeństwo. Taki obowiązek nakłada na wojewodów ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych. Dlaczego więc milczą wobec użycia rac samorządowcy? Bo szefów jednostek administracji samorządowej ta ustawa w takim stopniu nie dotyczy. Oczywiście, mogliby oni oddziaływać na przebieg meczu, wtedy, gdy wydają zgodę na taka imprezę: postawić warunki.
Oddziaływanie wojewody na to, co dzieje się na stadionie, w trakcie meczu, może być niewielkie.
Kilkuset policjantów stoi na zewnątrz stadionu. To kosztuje wiele pieniędzy. Kosztów tych, klub, który zarabia na sprzedaży biletów, nie rekompensuje. A policja może wejść na stadion tylko na pisemną prośbę organizatora. Można odnieść więc wrażenie, że nasze stadiony, wybudowane na EURO 2012 za miliardy złotych, to azyle dla naruszających przepisy. Znajdujący się na tych stadionach chuligani, są jakby poza zasięgiem prawa.
Jeśli rzeczywiście klub boi się przeciwstawić chuligaństwu, to sam siebie prowadzi do zguby. Na stadiony, na których jest niebezpiecznie, będzie przychodziło coraz mniej widzów.
Niska frekwencja jest również na innych polskich stadionach. Barierą nie jest tu raczej kwestia finansowa. Bilety na mecze piłki nożnej nie są drogie. Widzów coś odstrasza… Autor tego artykułu tez się boi pójść na stadion, by popatrzeć z trybun na mecz piłki nożnej; po prostu jest tchórzem…
Wojewoda pomorski, Ryszard Stachurski, przy pomocy podległych mu służb, zebrał wiadomości dotyczące stadionów zagranicznych i porównał je z polskimi. Średnia liczba kibiców na meczu ekstraklasy Bundesligi wynosi 44 tysiące osób. Na liczących się stadionach europejskich wypełnienie ich kibicami podczas meczów sięga 90 procent, a nawet niemal sto procent. U nas w ekstraklasie średnio ten wskaźnik wynosi nieco ponad 42 procent. Dopóki klubu nie zrozumieją, ze chroniąc pseudokibiców, działają przeciwko sobie, to bezpieczniej na polskich stadionach nie będzie. Bywa, że zdarza się tak, iż wtedy gdy ma dojść do czynów zabronionych, nagle psuje się stadionowy monitoring…
Ryszard Stachurski pragnie pomóc klubom ekstraklasy i ligowym. Podobne starania podejmują inni wojewodowie. Za to zainteresowani odpłacają się szefom województw bardzo nieładnie.
– Zarzucono mnie ordynarnymi mailami – wspomina Pan Wojewoda Pomorski. – Ktoś z Gdyni udostępnił pseudokibicom numer mojego telefonu służbowego, którego nie mogę wyłączyć. Telefonowano więc do mnie nawet w nocy, wyzywano. Tak samo zdarza się wojewodom małopolskiemu, łódzkiemu, wielkopolskiemu.
Na zasadnicze pytanie: czy byłoby inaczej w Pomorskiem, gdyby samorządowcy wprost, jednoznacznie, pisemnie wsparli wojewodę Ryszarda Stachurskiego? odpowiedź brzmi: nie wiadomo. Do tej pory w Trójmieście takiego wyraźnego wsparcia nie było. Udało się natomiast pozyskać do współpracy samorządowców z Chojnic, Bytowa, a przede wszystkim ze Słupska. Postawa byłego prezydenta Słupska może być godna naśladowania w skali kraju. Nieporozumienia z kibicami udało się w sposób cywilizowany załatwić,w przy udziale PZPN.
Jaka więc będzie decyzja wojewody w związku z najbliższym meczem Lechii Gdańsk?
Wojewoda Ryszard Stachurski podejmie w tej sprawie decyzję w połowie stycznia. Po to, by dać szansę klubowi na odwołanie się od tej decyzji. A może do zamknięciu stadionu nie będzie musiało dojść. Tak się stanie gdy klub spełni odpowiednie warunki, uzgodnione z wojewodą pomorskim.
Jak ten problem widzą samorządowcy?
– Gdańsk ma swoją drużynę, a ta drużyna oczywiście powinna mieć kibiców – stwierdza Andrzej Bojanowski, zastępca prezydenta Gdańska. – Nie mamy nic przeciw barwnej oprawie meczów. Tyle, że powinna się ona odbywać w granicach prawa. Jeśli w efekcie oprawy, czyli „upiększania”, trzeba przerywać mecz, to nie jest ani mądre, ani fajne. I na to oczywiście nie powinno się pozwalać.
– Starania pana wojewody możemy wesprzeć moralnie – mówi Mieczysław Struk, marszałek województwa pomorskiego. – Nie mamy bowiem żadnej jurysdykcji, by wpływać na to, co dzieje się na stadionach. Absolutnie jednak uważam, że i stadiony, i hale mogą się wypełniać widzami. Mieliśmy znakomite tego przykłady podczas halowych mistrzostw świata w lekkiej atletyce czy podczas mistrzostw świata w siatkówce. Ludzie chcą chodzić na imprezy, ale muszą czuć się bezpiecznie. To absolutny warunek współpartnerstwa. Nic dziwnego, że wojewoda pomorski chce przywrócić porządek, bo przecież nie mogą rządzić chuligani na stadionach i w halach sportowych.
Możemy też mówić o programach promujących dobre zachowanie, o programach edukacyjnych. Te działania mogą być współfinansowane z Unii Europejskiej. Będziemy rozmawiać o tym z panem wojewodą.
Według marszałka Mieczysława Struka, taką edukacją powinien zając się klub. Wojewoda często o tym wspominał; chce, by zarządy klubowe, organizatorzy wydarzeń sportowych się zaangażowali w ten proces. Może powstać konkretny projekt edukujący dzieci i młodzież w prawidłowym, kulturalnym odbiorze wydarzeń sportowych.
A jak tę rzeczywistość widzą reprezentanci ekstraklasy?
Nie ma chuligańskich zachowań na stadionie – stwierdzają przedstawiciele Lechii Gdańsk. – Ani zagrożenia przestępczością.
– Ludzie wcale nie rezygnują z przychodzenia na mecze. Jest akurat odwrotnie – informuje Agnieszka Weissgerber, PR i CSR Manager Lechia Gdańsk SA, odpowiadając na nasze pytania. – Na trybunę rodzinną trafia wiele dzieci i rodziców pierwszy raz przychodzących na mecze, a to dzięki akcjom Lechii: rozdawaniu voucherów w szkołach i dodatkowym atrakcjom przygotowanym dla najmłodszych na stadionie. Badania sondażowe przeprowadzane podczas z meczów, a także materiały filmowe i zdjęciowe, pokazują dokładnie odwrotna tendencję.
– Nie doszło do zranień fajerwerkami na naszym stadionie – dodaje Agnieszka Weissgerber. – Pirotechnika jest zakazana ustawą o bezpieczeństwie imprez masowych i jej wystąpienie w oprawach kibiców jest oceniane jako przekroczenie przepisów. Nie ma na stadionie sytuacji, które można by określić „bandytyzmem kibiców” ani obaw, do których musiałby się odnosić zarząd. W Radzie Nadzorczej Klubu od niedawna zasiada przedstawiciel Lwów Północy. Ten fakt na pewno przyczyni się do nawiązania jeszcze bliższego dialogu z kibicami i rozmów na temat decyzji dotyczących opraw meczowych z użyciem sektorówek. Jesteśmy również w kontakcie z Panem Wojewodą i pracujemy nad tym, żeby pirotechnika nie była na stadionie używana w sposób jak ostatnio na meczu. Praca ochrony na stadionie podlega stałemu audytowi nie tylko wewnętrznemu, – przez klub, ale również przez obserwatorów PZPN. Oceny zabezpieczeń meczów na PGE Arenie były zawsze dobre. Grudniowe odpalenie rac na stadionie było pierwszym takim incydentem w 2014 roku na PGE Arenie. Ale kroki Klubu, mające na celu przeciwdziałanie używaniu pirotechniki będą na pewno jeszcze mocniejsze – zapewnia Agnieszka Weissgerber. – Nie ma zagrożenia bezpieczeństwa na PGE Arenie – dodaje.
Niestety, spokojniejsi widzowie liczą się również z tym, co może ich spotkać po zakończeniu meczu. Muszą mieć pewność, że bezpiecznie dotrą do swych domów; że ich dzieciom nie stanie się krzywda. Dlatego, edukacja wśród zbyt energicznych kibiców wydaje się bardzo potrzebna. Pomysł Pana Marszałka Województwa i Pana Wojewody jest więc godny uwagi.
Kazimierz Netka