Fot. Krzysztof Antoń.
Po raz kolejny strasburski Trybunał ukarał Polskę za nieprzestrzeganie Europejskiej Konwencji Praw Człowieka
Konkretnie dotyczyło to trzech artykułów – nieludzkiego i poniżającego traktowania powódki, brak poszanowania życia prywatnego i rodzinnego oraz ujawnienie danych osobowych. Do tego dochodził mobbing ze strony organizacji deklarującej się jako pro-life oraz bezpodstawne pozbawienie wolności.
Kosztować to orzeczenie będzie Skarb Państwa czyli podatników 61 tys. euro (45 zadośćuczynienie plus 16 koszty sądowe).
O co zatem tu chodzi? Swego czasu została zgwałcona czternastolatka przez rok starszego kolegę, czego następstwem była ciąża. Ponieważ stan ów był wynikiem popełnienia przestępstwa, prawo zezwalało na aborcję. Żaden z dwu szpitali w rodzinnym mieście dziewczyny nie chciał tego wykonać. Odmówiono także w Warszawie. Dopiero na polecenie ówczesnej minister zdrowia interrupcję (przerwanie ciąży, aborcję, terminację ciąży) wykonał ośrodek w Gdańsku.
Dla przypomnienia. Według obowiązującej obecnie, po poprawce dokonanej przez Trybunał Konstytucyjny w ustawie tzw. antyaborcyjnej, ciążę można usunąć w dwóch przypadkach – gdy jest skutkiem czynu karalnego (gwałt i kazirodztwo) oraz zagraża zdrowiu i życiu matki. W niektórych krajach dochodzi jeszcze aspekt materialny czyli przerwanie ciąży ze względów społecznych oraz gdy jest letalne uszkodzenie płodu.
U nas to grupa posłów zaczęła majstrować przy istniejącym prawie dotyczącym aborcji. Chciała wykreślić z zapisu przypadek ciężkiego uszkodzenia płodu. I to się udało. Najbardziej „za” była bezdzietna posłanka; stan cywilny – panna. Trudno jej było się wczuć w rolę matki, która po badaniu ultrasonograficznym dowiedziała się, że jej dziecko ma tylko jedną kończynę. Inny przykład – brak u płodu wykształconego mózgu. I co dalej? Nieporozumieniem był też podnoszony przez opozycyjnych parlamentarzystów problem zespołu Downa. Nie można tego stwierdzić w USG, chyba że w 3 D. Czyni się to poprzez badanie wód płodowych i szukając dodatkowego chromosomu 21 pary. W takim wypadku czy przerwać ciążę, decydowała dawniej kobieta, ale ta zazwyczaj skłaniała się na donoszenie dziecka. A propos: nasza ustawa antyaborcyjna jest po prawie obowiązującym w Watykanie i na Malcie najbardziej restrykcyjną w Europie.
Ten drastyczny przypadek, który rozpatrywał Trybunał Praw Człowieka, był związany z dokonaniem przestępstwa na małoletniej, która nie była nawet 15-latką. Od tego wieku liczy się prawne zezwolenie na dobrowolne kontakty seksualne. Tu była przemoc.
Jak jednak przyjąć i ocenić fakt, iż corocznie w Polsce przychodzi na świat około 500 dzieci, których matka ma mniej niż 14 lat? Dzieci rodzą dzieci. Nie można wszystko zrzucać na akcelerację czyli szybsze dojrzewanie płciowe, za czym nie idzie stabilizacja emocjonalna i społeczna. Winna tu jest też swoista burza hormonalna. Krew nie woda.
Ale nie jest to przyczyna, która usprawiedliwiałaby incydenty nieplanowanych ciąż nie tylko u dziewcząt, ale i u kobiet. Ostatnie badania prof. Zbigniewa Izdebskiego wykazały, że stan wiedzy polskiego społeczeństwa dotyczący wszystkiego, co łączy się ze sferą intymną, jest fatalny. Nadal nie ma dobrego podręcznika do przedmiotu, który kiedyś nazywał się „Przygotowaniem do życia w rodzinie”. Znajomość zatem tematu , choćby pod tytułem „antykoncepcja”, jest wśród młodzieży niewielka. Oczywiście należy ją i dorosłych uprzedzić, że nie wszystka koliduje z chrześcijańskim, dokładniej katolickim, wyznawaniem zasad. Papież Paweł VI w encyklice z 1968 roku Humanae Vitae jednoznacznie określił, że zezwala się jedynie na metody naturalne. I takie są stosowane przez wiele małżeństw. A są to – termiczna, Ogino-Knausa i Billingsów.
Nie można jednak przymykać oczu na to, że młodzi Polacy i Polki współżyją przed formalnym zawarciem związku. Do ponad 30 proc. z nich dochodzi, gdy dziewczyna jest już w ciąży. Bywa to zatem często jedynym przyczynkiem do stanięcia przed ołtarzem. Z drugiej strony dobrze, że nie decyduje się na jej usuniecie. W latach 90. szacowano ten fakt na 120 tys. przerwań. Obecnie, gdy ustawa to dopuszczająca jest bardziej restrykcyjna, mówi się o 200 tysiącach nielegalnie dokonanych aborcjach. Paradoks? Jeden z zachodnich magazynów medycznych podał niedawno, iż liczba ta oscyluje wokół 450 tysięcy! Jedne i drugie dane dotyczą oczywiście Polek.
Bardzo często lekarze, którzy nie wykonują aborcji w szpitalu, bo chroni ich tu „klauzula sumienia”, więc mogą odmówić jej wykonania; czynią jednak ci sami, łamiąc obowiązujące prawo, w swych prywatnych gabinetach. I jest w tym wielka hipokryzja. Należy wspomnieć o istniejącej nadal turystyce aborcyjnej. Z naszego województwa chcące dokonać aborcji jadą najczęściej do Niemiec, Holandii i Czech. Darujmy sobie podawanie tu cen, by nie być posądzany o jakąś kryptoreklamę. Popularną staje się tabletka wczesnoporonna RU 486, będąca mieszaniną prostaglandyn: E1 i F2 alfa, od której ofert sprzedaży aż roi się w sieci. Teraz doszła jeszcze pigułka „po” czyli ellaOne.
Nie wszystkie kobiety zdają sobie sprawę , czym dla ich organizmów jest aborcja. Odpuśćmy sobie wspominanie o powikłaniach. Ważniejszy jest ten hormonalny bałagan, jaki tworzy się w ustroju po gwałtownym zburzeniu owej swoistej homeostazy, jaką powoduje wczesna ciąża.
Stara maksyma funkcjonująca w medycynie mówi, że lepiej zapobiegać, niż leczyć. Dotyczy to po pewnej transpozycji i ciąży. A z tym jest źle. Dostęp środków antykoncepcyjnych bywa ograniczony – lekarz nie przepisuje, aptekarz nie sprzedaje, bo jest to ich prawo związane ze światopoglądem i sumieniem.
Podręczników dla uczniów przybliżających im świat intymności nie ma. Był taki napisany przez Wiesława Sokoluka, ale nie został zaakceptowany przez MEN i poszedł na przemiał. Podobnie los spotkał przygotowaną publikację opracowaną przez dr. Józefa W. Cubałę na podstawie pytań, jakie były mu zadawane podczas spotkań z młodzieżą w liceach, choćby w ZSE w Tczewie, i tej z miasta choćby w klubie „Rudy Kot” w Gdańsku.
Skąd zatem nastolatki (i dorośli też) czerpią wiedzę związaną z szeroko rozumiana seksualnością? Na pierwszym miejscu wymienia się Internet. Ta metoda jest najbardziej niebezpieczna. Młodzi ludzie wytworzą u siebie pewien wzorzec, zakodują, co nazywa się imprintingiem i potem nieszczęście gotowe.
Trudno się potem dziwić faktowi, że rocznie rozpada się ponad 50 tys. małżeństw ,co jest jedną trzecią nowo zawieranych. Jako główna przyczynę podaje się w sądzie zdradę. Coś w tym jest. To szukanie partnera czy partnerki „na boku”. A czyni tak, wg badań, ponad 60 proc. Polaków i 23 proc. Polek.
Dalej w tym łańcuchu uświadamiania idą koledzy (i koleżanki), którzy swą wiedzę pozyskali od innych koleżanek (i kolegów). Niewielu rodziców jest w stanie rozmawiać na te poważne i ważne tematy ze swoimi dziećmi. Albo powstrzymuje je przed tym wstyd, albo niewiedza. Na własnych, matkę lub ojca, może liczyć nieco ponad 5 proc. małolatów. Publikacje doktor Michaliny Wisłockiej, profesorów – Kazimierza Imielińskiego i Zbigniewa Lwa-Starowicza są już dawno nieobecne na księgarskim rynku.
I tu pojawia się pytanie: kiedy zacząć wprowadzać w intymny świat dorosłych? Istnieje pogląd, że należy zaczynać od przedszkola. Andre Arthus napisał świetną książkę dla maluczkich „Wyjaśniamy dzieciom tajemnice życia”. Pisali też na ten temat dr Andrzej Jaczewski i prof. Mikołaj Kozakiewicz.
Trudno w tak małej przestrzeni zawrzeć wszystkie problemy dotyczące sfery seksualnej człowieka. To wymagałoby napisania książki, a jak na razie takiej przeznaczonej dla uczniów nie ma. Istnieją na rynku pozycje, ale te są zazwyczaj przeznaczone dla profesjonalistów. Miejmy nadzieję, że ten stan się zmieni. Oby tylko fałszywa pruderia nie przeobraziła się na zasadzie wahadła w sybarytyzm, hedonizm czy inny libertynizm.
Krzysztof Antoń
Proszę, czytaj również na portalu: Pulsarowy.pl