Lodołamacze wycofały się z akcji na dolnej Wiśle, bo brak im „stopy wody pod kilem”. Wisła jest dla nich za płytka. Na szczęście, najważniejsze zadanie zostało wykonane.
Drapieżniki zdarły lodowy pancerz z Królowej naszych rzek, ale musiały się wycofać, bo groziło im utknięcie na mieliźnie.
Idzie odwilż, wkrótce Wisłą popłynie dużo wody. Na szczęście, niemal w ostatniej chwili gdańskie lodołamacze zdążyły pokruszyć taflę pokrywającą rzekę na jej dolnym odcinku. To był majstersztyk załóg jednostek należących do Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Gdańsku. Obserwowaliśmy przebieg tej akcji od samego początku. Wszak chodzi o ochronę dziesiątek tysięcy ludzi przed powodzią zatorową. Co będzie dalej? Pewności nie ma. Lodołamacze, które w ciągu dwóch tygodni przedarły się od Bałtyku aż prawie do Świecia, musiały zawrócić.
Na zdjęciu: Lodołamacz walczy z zatorem na Wiśle, powstającym 11 stycznia między Gdańskiem Świbnem a Przegaliną. Fot. Kazimierz Netka.
Na teraz nie jest najgorzej. Królowa naszych rzek już swobodniej podąża do Bałtyku. Mało tego, może być wkrótce wykorzystywana do transportu. Tak się stało, dzięki Regionalnemu Zarządowi Gospodarki Wodnej w Gdańsku, którego lodołamacze zakończyły realizację najważniejszego swego zadania, jakim było kruszenie stałej lodowej tafli na dolnej Wiśle. To wyswobodzenie rzeki z okowów zimy jest ważne przede wszystkim dla bezpieczeństwa ludzi, ale też dla gospodarki województwa pomorskiego.
Na zdjęciu: Lodołamacz przy mostach w Tczewie, 16 stycznia. Fot. Kazimierz Netka.
Uwolnienie Królowej naszych rzek od skutków mrozu to dzieło „drapieżników”. Dzięki nim, Wisła – przynajmniej w swym dolnym odcinku – już płynie prawie swobodnie, zanosząc do morza kawałki lodu, śryż. Na zaistnienie warunków do żeglugi po tej rzece czekają przedsiębiorstwa, na przykład gdański port morski, gdzie na Martwej Wiśle w Gdańsku oddano do użytku 13 stycznia nowy port: Gdański Terminal Kontenerowy. Podczas uroczystego przekazania terminalu do użytku, była też mowa o innych planach Zarządu Morskiego Portu Gdańsk, między innymi o finalizowaniu prac w centrum ratowniczym.
– W tym miesiącu zakończymy budowę centrum ratownictwa – mówiła wówczas, 13 stycznia, Dorota Raben, prezes Zarządu Morskiego Portu Gdańsk. Będzie to połączone z przyjęciem łodzi. Niestety, Wisła zamarzła i jedna z tych łodzi nie może do Gdańska przypłynąć. Chodzi o pływającą jednostkę hydrograficzno – inspekcyjną oraz ekologiczno – ratowniczą łódź szybkiego reagowania.
Na zdjęciu: Lodołamacze pracujące na Wiśle w Tczewie. Widać też zabytkowy most. Fot. Kazimierz Netka.
Na szczęście, lodowej przeszkody już prawie nie ma. Od dzisiaj Wisła już nie jest sparaliżowana. Ożywiły ją lodołamacze RZGW w Gdańsku.
Uwalnianie Królowej naszych rzek nie było łatwe. Po pierwsze, prowadzenie lodołamania zależy od… kaprysów natury. Można kruszenie lodów rozpocząć, gdy temperatura jest powyżej zera. A przez pierwszą dekadę stycznia mróz był silny. Ociepliło się nieco 11 stycznia i tego dnia trzy drapieżniki: czołowy Tygrys oraz liniowe: Rekin i Orka, wypłynęły z Gdańska Sobieszewa na Zatokę Gdańska (przez Śmiałą Wisłę) i zaczęły kruszyć lód od styku Wisły Przekop z Zatoką Gdańską. Rozpoczęcie akcji wiązało się z obecnością stałej pokrywy lodowej na odcinku ujściowym Wisły (do 20 cm grubości) i wzrostem temperatury powietrza powyżej zera. Odwilż powoduje ruch lodu, który może spiętrzać się w korycie rzeki wywołując zatory, które w konsekwencji mogłyby wywołać powódź zatorową.
Na zdjęciu: Lodołamacz pod mostami w Tczewie. Przy jednym z filarów znajduje się osłona, chroniąca przed lodami podporę mostu. Fot. Kazimierz Netka.
11 stycznia, w ciągu kilku godzin pierwsze drapieżniki dotarły z morza do Gdańska Świbna. W tym czasie lodołamacze: Foka, Wilk i Żbik, gotowe do działań, czekały w awanporcie śluzy Przegalina. Włączyły się do pracy, gdy pierwsze trzy dotarły do Przegaliny.
Między Świbnem i Przegaliną był jeden z najtrudniejszych odcinków. Tam kra nieco się spiętrzyła. Ale załogi lodołamaczy wiedziały jak sobie z tą barierą poradzić.
Na zdjęciu: Lodołamacz pracujący niedaleko przystani żeglarskiej w Tczewie. Fot. Kazimierz Netka.
16 stycznia lodołamacze już były w Tczewie. Tu są do obrony przed lodami jedne z najważniejszych mostów: kolejowy – na międzynarodowej trasie pociągowej E-65 Gdynia – Warszawa, a także nieczynny obecnie, most zabytkowy. Kilka kilometrów dalej w górę rzeki – most drogowy na szosie krajowej nr 22 Berlin – Królewiec przez Wisłę w Knybawie.
Jeszcze w minioną sobotę, 23 stycznia, lodołamacze kruszyły ostatni zalodzony fragment dolnego odcinka Królowej naszych rzek, w rejonie Grudziądza. Dzisiaj najgorsze z lodami na Dolnej Wiśle już jest zrobione.
W ciągu niespełna dwóch tygodni lodołamacze parły pod prąd wody, dodatkowo łamać musiały lodową pokrywę grubości nawet 30 centymetrów. Im dalej w górę Wisły, tym rzeka robiła się płytsza. Największy lodołamacz został wyłączony z akcji.
Na zdjęciu: Styk Wisły uwolnionej od lodowej tafli z fragmentem tej rzeki skutym lodem. Fot. Kazimierz Netka.
Jak czytamy w komunikacie zamieszczonym na stronie internetowej http://rzgw.gda.pl/?mod=content&path=11,659 , do godz. 14:00 w niedzielę lodołamacze osiągnęły km 819 szlaku żeglownego Wisły (liczonego od ujścia Przemszy. Styk Wisły z Bałtykiem to 941 km). Usunęły niewielki zator lodowy, który się zaczął budować między km 820 do 819 (Nieco powyżej Grudziądza). Ze względu na coraz mniejsze głębokości w miarę posuwania się w górę rzeki dalsze łamanie lodu powyżej km 819 (przed miastem Świecie) jest zbyt niebezpieczne, grozi utknięciem lodołamaczy na mieliznach. Biorąc pod uwagę prognozowane ocieplenie oraz niskie stany wody, podjęto decyzję o zawróceniu lodołamaczy do awanportu śluzy Przegalina. Statki te mogą swobodnie pływać na odcinku od ujścia Wisły w górę rzeki – do Tczewa. Dalej robi się za płytko.
Kazimierz Netka