Wędkarze z Obwodu Kaliningradzkiego, niezauważeni, dopłynęli do Polski… pontonem, przez Zatokę Gdańską.
Cudownie ocaleni.
Ponad dobę, na wzburzonym Bałtyku, walczyli o życie dwaj wędkarze z rosyjskiego Obwodu Kaliningradzkiego. Chyba tylko cud sprawił, że się uratowali. Zbawiennym dla nich okazał się polski brzeg. Nikt nie potrafił im pomóc, mimo że i Polacy, i Rosjanie, wiedzieli, że zagrożone jest życie obywateli Rosji.
Wędkarze wypłynęli z Rosji w sobotę, gumowym pontonem z silnikiem i wiosłami. Zabrakło im paliwa. Rozładowała się bateria w telefonie komórkowym. Innych urządzeń do nawiązania łączności nie mieli.
Na zdjęciu: Ponton, którym Rosjanie pokonali Zatokę Gdańską, pchani wiatrem z Obwodu Kaliningradzkiego na zachód, do Helu w Polsce.
Fot.: Z Archiwum Morskiego Oddziału Straży Granicznej w Gdańsku.
Fot.: Z Archiwum Morskiego Oddziału Straży Granicznej w Gdańsku.
– Wędkarze wypłynęli około trzymetrowym pontonem w sobotę, 14 lutego 2015 roku rano, z portu w Obwodzie Kaliningradzkim – relacjonuje por. SG Andrzej Juźwiak, rzecznik prasowy Komendanta Morskiego Oddziału Straży Granicznej w Gdańsku. Silny wiatr zniósł ich na stronę polską. Dodatkowo panująca na Bałtyku gęsta mgła sprawiła, że stracili orientację, gdzie się znajdują. W sobotę na poszukiwania wyruszyli rosyjscy ratownicy, w niedzielę od rana w akcji poszukiwawczo – ratunkowej brali udział także Polacy. Ratownicy podejrzewali, że wiatr mógł zepchnąć ponton w głąb Zatoki Gdańskiej.
Na zdjęciu: „Kapitan Poinc” – wszechstronny, polski statek ratowniczy – w towarzystwie mniejszej jednostki SAR.
– Z informacji przekazanych o godz. 4.10 w niedzielę przez rosyjski ośrodek ratownictwa morskiego w Kaliningradzie, wynikało, że zaginęli dwaj rybacy, którzy wyruszyli na Zatokę pontonem koloru ciemonozielonego – powiedziała nam Mirosława Więckowska, rzecznik prasowy Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa SAR – Search nad Rescue (Szukaj i Ratuj) w Gdyni. – Natychmiast do akcji skierowaliśmy statki „Kapitan Poinc”, „Sztorm” i „Wiatr”. Swą jednostkę wysłał też Morski Oddział Straży Granicznej, a Marynarka Wojenna RP – śmigłowiec „Anakonda”.Poszukiwania zakończono około godz. 18.30, gdy okazało się, że Rosjanie dotarli do plaż Półwyspu Helskiego.Na Półwyspie pechowcami (w wieku 45 i 46 lat) zajęli się strażnicy graniczni z Władysławowa. Przybysze byli przemarznięci i przemoczeni, więc funkcjonariusze przewieźli ich do szpitala w Helu; jeden z mężczyzn uskarżał się na złe samopoczucie. Tam udzielono im doraźnej pomocy, podając leki przeciwgorączkowe i przeciwbólowe. We współpracy ze starostwem puckim dostarczono im suchą odzież, zapewniono im również nocleg i wyżywienie. Potraktowaliśmy ich jak rozbitków. Otoczyliśmy troskliwą opieką – mówi por. Andrzej Juźwiak, rzecznik prasowy Komendanta Morskiego Oddziału Straży Granicznej. – W poniedziałek samochodem zawieźliśmy Rosjan do granicy Polski z Obwodem Kaliningradzkim.Wydarzenie to można porównać do wylądowania niemieckiego pilota na Placu Czerwonym w Moskwie, pod koniec lat 80. ubiegłego wieku. Jego lot został jednak wykryty przez Rosjan i w każdej chwili śmiałek ów mógł zostać zestrzelony. Wędkarze płynęli powoli, a właściwie pchani byli przez wiatr. Z Obwodu Kaliningradzkiego przez Zatokę Gdańską, na Półwysep Helski. Wykryć ich nie zdołały ani rosyjskie, ani polskie służby ratownicze. To ostrzeżenie, że na polski morski brzeg może wejść, niezauważony, wróg, na przykład terrorysta.
Kazimierz Netka
Czytaj też w „Dzienniku Bałtyckim”