Fot. Kazimierz Netka.
Dzisiaj nie trzeba wojny…
Dr Zbigniew Canowiecki – prezydent Pracodawców Pomorza zachęcał: unikatowa powieść, warto przyjść. I przekazał nam „Zaproszenie na spotkanie z Dariuszem Filarem, autorem książki „Szklanki żydowskiej krwi”. Oto dodatkowa wiadomość, zwarta w Zaproszeniu, a dotycząca treści wspomnianej publikacji:
„Zimą 1972 roku w swoim domu na Wybrzeżu umiera dobiegający osiemdziesiątki Leopold Merst, potomek galicyjskich Żydów. Wnuk, który mieszkał z nim pod jednym dachem, nie potrafi pogodzić się z tym, że całe bogate życie dziadka rozpłynie się w niebycie. Sięgając do rodzinnych opowieści, starych zdjęć i listów, historycznych książek i dokumentów przystępuje do pisania wspomnień niejako w zastępstwie zmarłego. W ten sposób zdarzenia sprzed dziesięcioleci przeplatają się ze współczesnością, tworząc fascynującą, obejmującą całe stulecie opowieść o losach polsko-żydowskiej rodziny.”
Fot. Kazimierz Netka.
Czy taka informacja może zachęcić do wyjścia z domu w deszczowo – śniegowy chłodny piątkowy wieczór, zamiast siedzieć przy telewizorze w ciepłym pokoju? Przybyło sporo osób, wśród których widzieliśmy dyplomatów, pracowników nauki, samorządowców, artystów plastyków, pisarzy, biznesmenów.
Czytając „szklanki żydowskiej krwi” można odnieść wrażenie, że to reportaż. Autor, profesor Dariusz Filar, jednak temu zaprzecza. To jest, w całym tego słowa znaczeniu, powieść – zapewnia.
Książka odnosi się jednak do wielu sytuacji realnych. Jej napisanie było poprzedzone analizami o charakterze faktograficznym.
Impulsem takim ostatecznym który skłonił mnie do pisania, była wystawa w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w roku 2015, zatytułowana: „Żyd, Polak, legionista 1914–1920”, poświęcona tym żołnierzom Piłsudskiego, którzy byli wyznania mojżeszowego. W trakcie oglądania tej wystawy miałem takie skojarzenie, błysk, że właściwie już kiedyś o tym słyszałem. Zacząłem intensywnie pracować na tematem.
– Czy jakieś przeżycia rodzinne, historie rodziny wpłynęły na decyzje o napisaniu tej powieści?
– Do pewnego stopnia tak, chociaż tu są połączone postaci z rodziny, dlatego że zarówno jeden z braci mojego dziadka był w Legionach, a dziadek z kolei trafił jako młody poborowy na front włoski jako obywatel Galicji. Ja trochę łączyłem te życiorysy.
– Wydaje mi się, że ta książka jest bardzo potrzebna. To chyba bardzo dobrze, że ona się ukazała. Dobrze dla historii Pomorza i dla historii Polski? – pytam.
– Jest dużo opracowań historycznych, ale napisanych przez zawodowych historyków, z aparatem historycznym. To jest trudne w lekturze. Mój pomysł był taki: pokazać dzieje w sposób właśnie literacki, poprzez losy pewnych ludzi – powiedział profesor Dariusz Filar.
Fot. Kazimierz Netka.
Obserwując spotkanie z prof. Dariuszem Filarem w Sopotece, można było odnieść wrażenie, że z zapartym tchem uczestnicy tego literackiego wieczoru wsłuchiwali się w słowa, które wypowiadali prof. Dariusz Filar i prowadząca spotkanie Martyna Wielewska-Baka.
Jakie mamy spostrzeżenia?
Naukowiec ekonomista, literat, pisarz, artysta, prof. Dariusz Filar wskazuje nowe spojrzenie na zagadnienie tolerancji, poszanowania bliźniego. Swe spostrzeżenia przedstawia w powieści pt. „Szklanka żydowskie krwi”. Prof. Dariusz Filar, emerytowany naukowiec Uniwersytetu Gdańskiego, wykładowca na uczelniach zagranicznych, daje swą książką wskazówki zwłaszcza mieszkańcom województwa pomorskiego, gdzie coraz bardziej widać wyodrębnianie się rasy panów i dyskryminację wielu społeczności. Coraz większy dobrobyt powoduje bowiem, że inaczej patrzymy na sąsiadów, na ich stan posiadania, siły, słabości, talenty, zdolności, możliwości własnego bogacenia się, robienia kariery, także kosztem bliźnich. Tego nie napisał prof. Dariusz Filar; to są nasze spostrzeżenia po literackim spotkaniu, na które zaprosiło nas Stowarzyszenie Pracodawcy Pomorza, wspierające zasłużonego ekonomistę, a jak się okazuje, również wspaniałego literata, można powiedzieć badacza: kultur, rozwoju i zaniku tożsamości różnych społeczności.
Profesor Dariusz Filar już ma niemal gotową następną powieść. Dotyczy ona tego co działo się po II wojnie światowej w Kołobrzegu. Kolberg stał się nagle polskim miastem, po II wojnie światowej. Polska wróciła, a odzyskanie tych ziem przypieczętowano zaślubinami z morzem w 1945 roku.
Fot. Kazimierz Netka.
Bardzo ważne jest pielęgnowanie przeszłości, poszanowanie tożsamości sąsiednich społeczności. Przykładem degradacji tych zasad może być to, co stało się po II wojnie światowej ze Słowińcami. Jeszcze w latach 50 i 60. ubiegłego wieku, w atlasach szkolnych wyraźnie zaznaczano nazwę tego regionu: Pobrzeże Słowińskie. Rodowici mieszkańcy tego pobrzeża: Słowińcy, już zniknęli.
Na jednej z najnowszych map już nie ma Pobrzeża Słowińskiego. Inaczej niektórzy zaczęli mówić na Rowokół, nazywany Świętą Gorą Słowińców. Teraz Rowokół bywa opisywany jako święta góra innej społeczności. Po Słowińcach pozostał jedynie cmentarz, skansen i może coś jeszcze. Na jak długo? – takie refleksje nasuwają się nam po spotkaniu z profesorem Dariuszem Filarem, w Sopotece, 24 listopada 2023 roku.
Jak widać, współcześnie w Polsce, w województwie pomorskim, nie trzeba wojny, by jakąś społeczność móc wymazywać z mapy województwa pomorskiego, Polski, Europy, świata…
Kazimierz Netka
Proszę, czytaj również na portalu: Pulsarowy.pl