Źródło ilustracji: KA.
Trudne tematy
Tak zwany „czarny piątek” czy pamiętne „parasolkowe” kryterium uliczne dały asumpt do zastanowienia się nad funkcjonowaniem w przestrzeni publicznej problemu pod nazwą aborcja. Jest to materia bardzo delikatna skorelowana z innymi elementami z zakresu medycyny, socjologii i psychologii. I bywa nie do przecenienia.
Termin aborcja jest bardzo ułomny pod względem etymologicznym. Pochodzi od łacińskiego określenia abortus czyli poronienie. Często w medycynie używa się zamiennika: interrupcja czyli przerwanie ciąży. Jak zwał, tak zwał. Filologiczne wygibasy nie mają znaczenia w tym zakresie dla statystyki. Kiedy obowiązywała liberalna ustawa dopuszczająca aborcję ze względów społecznych, rocznie w Polsce dotyczyło to 120 – 140 tysięcy kobiet. Obecnie, gdy wprowadzono restrykcje – jak podaje niemiecki profesjonalny periodyk „Geburtshilfe und Frauenheilkunde”- owemu zabiegowi poddaje się w ciągu roku, nielegalnie w Polsce i w ośrodkach poza granicami, około 450 tysięcy naszych krajanek. Taka liczba powinna zmusić do refleksji.
Czy ma na to wpływ niezbyt powszechna dostępność środków antykoncepcyjnych, niewielka w tym zakresie wiedza, może niefrasobliwość – trudno wyrokować. Próby niektórych środowisk, by poddać delegalizacji obrót wszelkimi preparatami zapobiegającymi nieplanowanej ciąży, wydają się pozbawione sensu. Po co regulować to ustawą, jeśli katoliczkom decyzję, o stosowaniu ich lub nie, powinno determinować sumienie albo oficjalne stanowisko Kościoła. 25 lipca 1968 roku ukazała się encyklika Pawła VI „Humanae Vitae” określająca, jakie metody są tu dopuszczalne. 17 września 1983 roku święty Jan Paweł II na konferencji w Castel Gandolfo wypowiedział się wyraźnie przeciw antykoncepcji nienaturalnej. Aprobowana jest tylko metoda Ogino-Knausa, Billingsów i termiczna. Niestety, wszystkie nieprecyzyjne, kłopotliwe i zawodne.
O doustnych i mechanicznych środkach antykoncepcyjnych napisano już tak wiele, że nie ma potrzeby nad tym się zatrzymywać. Teraz wojna toczy się o ellaOne czyli next day pill. Pewien były już minister od zdrowia głośno deklarował, że nie przepisałby tej tabletki żadnej pacjentce, nawet takiej, która miała kontakt cielesny wbrew jej woli. A jeśli byłaby nią jego żona, zgwałcona przez naćpanego narkomana, nosiciela wirusa HIV? Tabletki poronne w rodzaju Mifepristone (RU 486), o co toczy się spór, nie są u nas dostępne w obrocie.
Pracujące sporo lat w tczewskim szpitalu położne pamiętają, jak na zbieg przerwania ciąży zgłosiła się siedemnastolatka, ociężała umysłowo, którą zgwałcił przygodny rolnik, kiedy ta pracowała w polu. Zgłosiła się, to byłoby nadużyciem określenia. Przywiozła ją siostra zakonna, bo dziewczyna była pensjonariuszką jednego z DPS-ów w naszym powiecie. Dla wyjaśnienia: stało się to pod zarządem poprzedniej ustawy o warunkach przerywania ciąży z 27 kwietnia 1956 roku, zatem nie stalinowskiej (Stalin zmarł 5 marca 1953 roku), co zarzucają temu aktowi prawnemu jego przeciwnicy. W Związku Radzieckim za czasów dyktatury Stalina, na mocy jego (!) dekretu, przerywanie ciąży ze względów społecznych było zakazane od 1936 roku. Dopuszczono do tego dopiero w 1955 roku, dwa lata po śmierci satrapy.
Niewątpliwie ważnym przyczynkiem zapobiegającym interrupcjom „na życzenie” jest zadowalająca wiedza dotycząca sfery intymnej. A z tym jest u nas nie najlepiej, choć już kilkadziesiąt lat temu dr Virginia Johnson i prof. Wiliam Masters bliskie relacje osobników różnej płci zmierzyli, zanalizowali i opisali, więc teraz o tym obszarze fizjologii człowieka wszystko już wiadomo. Czy aby na pewno?.
Niestety informacje na temat seksualności człowieka są w naszym społeczeństwie niewielkie. A kto ma je przekazać ? Przeciwnicy edukacji seksualnej w szkołach wskazują na rodziców. Tymczasem tylko 5 procent z nich wprowadza swe dzieci w arkana życia intymnego. Żeby ocenić fachowość rodzinnych edukatorów warto wspomnieć, że 73 procent z nich jako metodę antykoncepcyjną stosuje coitus interruptus, który już w zapisach biblijnych podlegał karze. Powoduje on też z czasem wiele bałaganu w sferze psychicznej, o czym warto wiedzieć. Pozostają powszechne placówki oświatowe, ale i te nie są przygotowane na to, by zapewnić maluczkim odpowiednią edukację seksualną. Często zajmuje się tym pan od historii lub pani katechetka.
Jest też Internet i zawieszona na nim pornografia, której jest nieskończona, czyli praktycznie niepoliczalna, ilość. A jeśli taki młody człowiek wdrukuje sobie obejrzane na filmach xxx zachowania? To nazywa się imprintingiem.
22 czerwca 2023 roku w nocnym programie TLC na temat pornografii. podano że 28 procent polskich chłopców i 24 procent dziewcząt w wieku 11 – 14 lat zetknęło się już z filmami określanymi jako obsceniki. Takie dane mogą przerażać. A i szkody, jakie powodują później one w dorosłym życiu intymnym, są trudne do ogarnięcia. Dobrze, że myśli się u nas nad filtrowaniem owych produkcji serwowanych w sieci. Ale małolaty pewnie wykombinują ściąganie ich z serwerów zagranicznych, gdzie nie będzie działać krajowy szlaban. Powiedzenie profesora Mariana Filara, karnisty z UMK w Toruniu, że „pornografia to jest nic” nie odnosi się do jej nieletnich konsumentów. I nie dotyczy też tych dorosłych, którzy dość łatwo ulegają uzależnieniu od oglądania filmów xxx, co w przyszłości prowadzi do wielu tragedii.
Ale można też w Internecie znaleźć i stronę Grupy Edukatorów Seksualnych PONTON, kojarzonych złośliwie z bananem i prezerwatywą, która to organizacja on line odpowiada na trudne pytania młodzieży.
Szkoda, że nie wszyscy Polacy mają czas i chęć by sięgnąć do publikacji książkowych przybliżających czytelnikowi elementarną wiedzę z zakresu seksuologii. Wisłocka, Imieliński, Starowicz, Kozakiewicz, Izdebski, Jaczewski … Należy żałować, że dobry podręcznik z tego zakresu przeznaczony dla uczniów autorstwa Wiesława Sokoluka nie został zaakceptowany przez MEN i poszedł na przemiał.
Za rządów ministra Przemysława Czarnka (to ten sam gość, którego obsesją była jakaś bliżej nieokreślona seksualizacja) programem seksualnego edukowania młodzieży w szkołach zajęła się dr hab. Urszula Dudziak, profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, teolog i psycholog, nie lekarz, specjalistka od NPR (naturalne planowanie rodziny). Jakie ma poglądy, można się było przekonać słuchając jej wystąpienia na sympozjum w Legnicy. Kilka tez z jej wykładu: doustne środki antykoncepcyjne są główną przyczyną śmiertelności u kobiet; stosowanie prezerwatywy przez mężczyznę zwiększa częstość występowania raka piersi u kobiety; antykoncepcja powoduje wzrost zachowań hedonistycznych, zwiększa ilość zdrad małżeńskich, jest oderwana od prokreacji i wpływa na wzrost promiskuityzmu. W ogóle antykoncepcja jest czymś złym. Chyba należy zostawić to bez komentarza.
Jakby nie było, Tczew ma bogate tradycje w prowadzeniu w szkołach zajęć edukujących młodzież w zakresie przygotowania do życia w rodzinie, w tym w sprawach dotyczących seksu jako takiego. Już w 1976 roku dyrektor Technikum Budowlanego, Tadeusz Śliwiński podjął decyzję o wprowadzeniu zajęć z wychowania seksualnego w kierowanej przez siebie placówce. Podobnie postąpili :dyrektor Zygmunt Lehmann, potem Eleonora Lewandowska w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, jako kolejni dyrektorzy „Ekonomika”. W czasie lekcji mówiono nie tylko o technikach seksualnych i antykoncepcji, ale i o planowaniu rodziny, erotyce wieku młodzieńczego, miłości nastolatków, chorobach przenoszonych drogą płciową, znaczeniu domu rodzinnego, świadomym macierzyństwie… A było to w czasach, kiedy 8-10 procent tczewskich uczennic w wieku 16 lat ten pierwszy raz miało już za sobą.
Nie trzeba nikogo uświadamiać, że „seks zaspokaja potrzeby emocjonalne, zwiększa więź między partnerami, stwarza możliwość dla psychicznego odprężenia, przeciwdziała poczuciu bycia niepotrzebnym, daje radość i satysfakcję”. Autorem tej opinii jest nieżyjący już wybitny seksuolog profesor Kazimierz Imieliński. Nic dodać. A w społeczeństwie choć szuka się tego podświadomie, to nadal jest tematem tabu, o którym głośno nie wolno mówić. I się nie mówi. Ale wystarczy poczytać „ogłoszenia towarzyskie Trójmiasto” czy „towarzyskie, matrymonialne” na tcz.pl. Jeśli w inseracie jest słowo „seks”, odpowiedzi na niego jest co najmniej kilkaset, jeśli nie kilka tysięcy. Zatem panowie z Pomorza jawią się sybarytami czy innymi hedonistami albo libertynami.
Ramy felietonu nie są nieograniczone. Poruszone w nim problemy mają wiele aspektów. To tematy, które też w korelacji z protestami Polek, stają się aktualne w dwójnasób. Bo aborcja, antykoncepcja i edukacja seksualna będzie jeszcze nie raz odmieniana przez wszelkie możliwe przypadki. I z tym należy się liczyć.
KA
Proszę, czytaj również na portalu: Pulsarowy.pl