Na zdjęciu: Marek Prawda – dyrektor Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce. Fot. Kazimierz Netka.
Unia Europejska przeżywa kryzys. Trwające ponad pół wieku budowanie Wspólnoty dało w efekcie pierwszy jej rozpad; Brexit. Co dalej?
Wspólnota miała ambicje eksportować wartości, a okazuje się, że importuje chaos…
60 lat małżeństwa to wielki sukces. Już na 50-lecie szefowie gmin przyznają medale za długoletnie, wspólne pożycie. Tak jest wśród ludzi. Tym bardziej 60-lecie przyrzeczeń wierności, jest jeszcze większym sukcesem i przy tym jubileuszu do rozpadu związków raczej nie dochodzi.
Aktem „małżeństwa” sprzed 60 lat zacznie się niebawem chwalić także dość specyficzne małżeństwo, o nazwie: Unia Europejska. I z tą rocznicą zbiega się największy w historii UE, jej kryzys. Ten mariaż, może mezalians, może melanż, zaczyna się rozpadać… Wyraźnym tego przejawem jest tzw. Brexit – czyli postanowienie (w referendum) obywateli Wielkiej Brytanii o wystąpieniu z Unii Europejskiej. To wydarzenie o olbrzymim znaczeniu; wszak wielka Brytania jest jednym z najpotężniejszych państw świata. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jeśli ostatecznie do Brexitu naprawdę dojdzie – to ranga UE nieco się zmniejszy…
O najnowszych problemach Wspólnoty, była mowa w Przedstawicielstwie Komisji Europejskiej w Warszawie – podczas seminarium dla dziennikarzy. Z przedstawicielami redakcji z różnych stron kraju spotkał się Marek Prawda – dyrektor Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce; wcześniej m.in. ambasador Polski w Szwecji i Niemczech, przedstawiciel RP przy Unii Europejskiej.
Fot. Kazimierz Netka
– Po referendum brytyjskim utrwaliła się świadomość, że mamy do czynienia z najgłębszym kryzysem w historii Unii Europejskiej – mówił dyrektor Marek Prawda. – Myślę, że częściowo jest to sprawa percepcji. Od wielu lat UE jest w stanie funkcjonowania w trybie zarządzania kryzysami; musi gonić od jednego „pożaru” do drugiego i nie ma czasu żeby spojrzeć na jakieś dokonania; oceniać co się udaje, co się posuwa do przodu, a to o tyle ważne, że sprawdzoną metodą legitymizacji UE jest to, że ma ona efekty, że się coś konkretnego robi, że coś z jej istnienia, funkcjonowania wynika dla ludzi i na tym budowano rodzaj akceptacji w społeczeństwie. Nie ma tradycyjnych sposobów legitymizowania UE w wyborach; wiadomo że niewiele osób chodzi do tych wyborów.
To nie jest tak, jak w wyborach w państwach członkowskich UE. Nie bardzo powiodły się próby legitymizowania parlamentów europejskich poprzez wspólne wybieranie tych ludzi. Nie bardzo się udaje tworzenie europejskiego demos. Jedyne, co zostało to konkretne efekty. I zawsze dało się to komunikować. Ludzie narzekali, wieszali psy na instytucjach UE, ale zawsze było tyle rzeczy, które przekonywały że warto, że lepiej pozostać w Unii Europejskiej.
Psuć się zaczęło około 10 lat temu. Od 2008 roku wiadomo, że mamy jak nie kryzys w Grecji to ukraiński, to wojna w Syrii, to migranci i właściwie tylko się tym UE zajmuje. Powstaje wrażenie, że UE to coś co bardziej stwarza problemy niż je rozwiązuje. I jest kojarzona z problemami, awanturami. Coraz więcej ludzi zaczyna tak postrzegać UE jako źródło problemów niż miejsce ich rozwiązywania.
– Słuchając kolegów z Brukseli widać, że UE ma jedno marzenie: żeby od zarządzania kryzysami przejść do zarządzania unią, czyli wrócić do jakiejś normalności, ale to się nie daje, bo kryzysy mnożą się – mówił dyrektor Marek Prawda. Jeśli tego nie zatrzymamy to wejdziemy w etap odmagnetyzowania znaczenia UE i znajdziemy się na ścieżce do stania się taką Radą Europy, ONZ, OBWE, czyli jedną z coraz bardziej „wypłukanych” organizacji, które bardziej są fasadami niż mają jakieś swe życie.
O UE można było powiedzieć wszystko, ale nie to, że nie miała życia. Można było ją krytykować ale to jest organizacja, od której dużo oczekiwano, której się bano, albo lekceważono; ale tylko pozornie, bo tak naprawdę bardzo to wszystko wpływało na nasze życie.
– Mam nadzieję ze uda się to pokonać, ale nie oszukujmy się, miejmy świadomość tych zagrożeń – mówił Marek Prawda – dyrektor Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce.
Jak z tego wybrnąć, jakie są scenariusze przejścia do efektywnego zarządzania Unią? We wrześniu Jean-Claude Juncker – przewodniczący Komisji Europejskiej miał swe tradycyjne wystąpienie – orędzie o stanie Unii, o przyszłości, pokazujące tematy na przyszłość i sposoby rozwiązań. Musiał skonstatować, że właściwie w tej chwili – w perspektywie z września – jest tak, że są grupy państw w UE, mające bardzo różne pomysły na to, w którym kierunku UE powinna iść. Te pomysły są często sprzeczne ze sobą. Z tego nie będzie Europy. Bardzo trudno zobaczyć jakiś wspólny mianownik; przedstawić wizję, która miałaby szansę uzyskać większość i zmobilizować siły witalne.
Jean-Claude Juncker powiedział: dajemy sobie pół roku na zajmowanie się konkretami, żeby identyfikować główne zagrożenia jakie odczuwają społeczeństwa europejskie. One są z grubsza trzy:
– wynikające z negatywnych skutków migracji
– spowodowane ogólną sytuacją globalną: terroryzm, polityka zagraniczna, która zaczyna być problemem, bo skończył się urlop od geopolityki
– poczucie zagrożenia ze względu na brak stabilnego wzrostu.
Dlatego Komisja Europejska mówi: zajmijmy się teraz konkretnymi problemami. Krok po kroku odbudujmy zaufanie do siebie i obywateli do UE.
Jednym ze wzmocnień Unii Europejskiej jest tzw. Plan Junckera, polegający na dodatkowym finansowaniu inwestycji. Plan Junckera – program inwestycyjny – ma ściągnąć pieniądze, pomóc inwestować; unia pokrywa pierwsze straty, czyli zachęca żeby te 30 procent najostrożniej: śpiącego zupełnie pieniądza, zaktywizować. Plan Junckera opiera się na pożyczkach zwrotnych, bardzo korzystnych i zróżnicowanych ale jednak zwrotnych. To takie troszkę przygotowanie na przyszłość, gdy nie będzie grantów. Przyszły budżet będzie inny. Granty będą wysychały na rzecz instrumentów finansowych. Ten plan Junckera jest najlepszym laboratorium, żeby się tego nauczyć.
Na zdjęciu: Marek Prawda – dyrektor Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce i Joseph Jamar – dyrektor Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Belgii. Fot. Kazimierz Netka
Inną inicjatywą mająca zaktywizować obywateli UE jest Europejski Korpus Solidarności (EKS), o którym mówił podczas seminarium Joseph Jamar – dyrektor Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Belgii. Ideą Europejskiego Korpusu Solidarności jest tworzenie grup międzynarodowych, które będą reagować na sytuacje trudne w różnych krajach. Unia teraz pracuje nad nową legislacją i nad linią budżetową, która by ten projekt wsparła. Być może EKS naprawdę stanie się nową dobrą formą angażowania ludzi – nie tylko studentów, ale także straży pożarnych i w mniejszych miejscowościach, będą powstawać huby energii społecznej, by ludzi zachęcić.
Sygnałem powrotu do debaty strategicznej ma być Biała Księga, ale nie ma pewności czy się uda; nie ma pewności, że instytucje unijne odzyskały zaufanie i siłę, by przedstawić jakiś program porywający na przyszłość; niemniej Jean-Claude Juncker tego nie uniknie i w marcu 2017 roku, na 60-lecie Traktatów Rzymskich, będzie przedstawiał taki wspólny komunikat, zaproszenie do debaty. Będzie to przedstawienie kilku wariantów przyszłości Unii.
Na zdjęciu: Wejście do siedziby Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej i Przedstawicielstwa Parlamentu Europejskiego w Warszawie. Fot. Kazimierz Netka
- Dłużej już czekać się nie da i tu się włączymy – powiedział Marek Prawda – dyrektor Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce . – W Warszawie, wspólnie z Fundacjami Kwaśniewskiego, Komorowskiego, kilkoma innymi warszawskimi oraz z udziałem gości zagranicznych zorganizujemy debatę – 25 marca przed południem. Natomiast 25 marca wieczorem, tu w Przedstawicielstwie Komisji Europejskiej wspólnie z Fundacją Schumana planujemy zorganizowanie zdarzenia bardziej społecznego – będzie to okazja do powiedzenia o konkretach.
Czego można się spodziewać w marcu przy debacie strategicznej? Trzeba się będzie odnieść do tego, jak Unia dalej może się rozwijać. Gdy Unia chciała iść do przodu w czasach kryzysów, zawsze była to ucieczka do przodu. Pokonanie problemu stawało się źródłem motywacji i dawało siłę.
Teraz panuje przekonanie, że aby pójść do przodu, jedynym sposobem będzie tworzenie grup państw bliżej współpracujących w różnych dziedzinach – tzw. model integracji elastycznej, co już w dużej mierze się dzieje, ale jest nieuchronne, jeśli chcemy uniknąć redukcji Europy do twardego jądra, co jest ryzykiem dla krajów jak Polska.
Ogromne ryzyko przyjmują te państwa, które są „zakochane” w luźnej, niezobowiązującej formie współpracy państw. To bardzo ładnie brzmi, łagodzi wiele antyeuropejskich emocji. Czy UE zamieni się w rodzaj takiej polisy ubezpieczeniowej: wpłacasz, to masz? To jest to, co nam Donald Trump – prezydent USA proponuje: kupcie sobie polisę, to będziemy was może bronić ale nie ma żadnego takiego fundamentu aksjologicznego jakim jest NATO. Mamy grupy państw idące w różnych kierunkach, ale spróbujmy znaleźć to, co ich łączy i na podstawie tego za wszelką cenę brońmy wspólnoty, tej 27; żeby te grupy państw się z kotwicy nie pozrywały, razem z dnem.
Tymczasem, rośnie niecierpliwość krajów, które chcą pójść dalej. W związku z tym jest plan jądra europejskiego, taki plan B, ale niewątpliwie będzie to gdzieś na końcu takim zagrożeniem, że się grupa krajów z kotwicy zerwie. Bliższej współpracy będą te same kraje, nie będą one czekały na te, które czerpią radość z tego, że obniża poziom ambicji integracji europejskiej.
– Uważaliśmy, ze jeżeli rozszerzamy się na wschód i pozwalamy innym krajom zbliżać się do Unii, to tym samym wpływamy na umacnianie się demokracji – mówił dyrektor Marek Prawda. – To dzisiaj stoi pod znakiem zapytania, ponieważ mieliśmy ambicję, że będziemy eksportować wartości, a okazuje się, że importujemy chaos. Mieliśmy marzenie, że coraz mocniejsza będzie wspólnota losu europejskiego, tymczasem widać gołym okiem, że załamuje się taka pierwotna europejska solidarność.
Przede wszystkim europeizacja czy globalizacja, co przez 10-lecia przynosiło fantastyczne korzyści pokazały również swe ciemne strony. W UE nie zawsze mamy narzędzia, by sobie z tymi nowymi wyzwaniami poradzić, bo Unia była skrojona jakoś tam w przeszłości, wprawdzie udoskonalała swe narzędzia, ale może te narzędzia nie są wystarczające, by dzisiaj sobie z problemami poradzić.
– Myślę, że reputacja projektu europejskiego będzie w dużej mierze zależała od tego, czy społeczeństwa europejskie same siebie przekonają, że UE w gruncie rzeczy ma najlepsze narzędzia by z nowymi zaskakującymi nas problemami, sobie poradzić – mówi dyrektor Marek Prawda.
Głównie chodzi o ekscesy wielkich koncernów na świecie, co niektórzy nazywają neoliberalnymi kłopotami po dziesięcioleciach bezkrytycznego popierania tego kierunku. Tu nie ma jednej recepty. W Polsce też jest taka nasza wersja debaty antyglobalizacyjnej. Mamy te 77 procent ludzi, którzy płytko, ale popierają Unię; dzięki Unii mamy wyższy standard życia, dzięki regulacjom unijnym może status bezpieczeństwa Polski jest inny. Ale coraz więcej ludzi uważa, że te regulacje, które nam pomagały na etapie doganiania Zachodu, już teraz nie zawsze nam pomagają, a nawet blokują, kiedy jesteśmy na etapie współzawodniczenia. Reputacja projektu europejskiego w Polsce będzie w dużej mierze zależała od tego, czy Unia potrafi znów pokazać, że w gruncie rzeczy ma i może użyć narzędzia, które pozwolą pomóc naszym firmom narzekającym na to, że są skonfrontowane z blokadami na rynku europejskim. Jest jasne, że coraz więcej polskich aktorów na scenie gospodarczej nie będzie tylko podwykonawcą czy partnerem juniorem ale będą się bić o kawałek rynku. Dzięki otwarciu rynku było to możliwe, inaczej te firmy by nie istniały; nie mówiąc by rozkwitły. Niemniej, istnieją ukryte formy protekcjonizmu i niewątpliwie kraje, które są dłużej w Unii, miały więcej czasu, by się tych kuglarstw nauczyć. To są poważne problemy, z którymi Unia musi sobie poradzić i z którymi trzeba na polskim rynku idei też jakoś znaleźć rozwiązanie – mówiono podczas seminarium w Przedstawicielstwie Komisji Europejskiej w Warszawie.
Kazimierz Netka