Iperyt i inne „bomby” w Bałtyku – jak je znaleźć i unieszkodliwić? Polska firma zapowiada  rozbudowanie swych systemów wykrywczych. Naukowcy oferują pomoc. Planowane jest systematyczne przeszukiwanie strefy przybrzeżnej i utylizacja zarówno broni konwencjonalnej jak i chemicznej, żeby lepiej chronić turystykę

Fot. Kazimierz Netka.

Polska jest liderem w przygotowaniach do oczyszczenia naszego morza z niebezpiecznych pozostałości po II wojnie światowej

Fot. Kazimierz Netka

Nie tylko sinice zagrażają turystyce na polskich, bałtyckich plażach. Niebezpieczne są też pozostałości po II wojnie światowej. Chodzi o paliwa we wrakach okrętów oraz o bojowe środki trujące (BŚT), np. iperyt. Dlatego, powstał specjalny klaster firm, który zajmie się unieszkodliwianiem pozostałości po II wojnie światowej nie tylko w naszym morzu.

Broń chemiczna w Bałtyku. Zostawić ją tam na zawsze? A jeśli wydobyć i bezpiecznie unieszkodliwić, to w jaki sposób? Decyzja już zapadła. Ile się da, tyle pozostałości militarnych leżących w naszym morzu zostanie unieszkodliwionych. Chodzi zwłaszcza o pojemniki, przedmioty, pociski, bomby, wraki statków, w których znajduje się paliwo, broń chemiczna. Jak tego oczyszczenia dokonać? Jak znaleźć w mule na dnie pojemniki zawierające np. iperyt oraz jak i gdzie takie niebezpieczne chemiczne środki bojowe o charakterze masowego rażenia, unieszkodliwić?

Fot. Kazimierz Netka

Wydobywanie wojennych pozostałości jest bardzo niebezpieczne, gdyż zbiorniki, pociski, w których chemikalia się znajdują są w znacznym stopniu skorodowane. Może więc zneutralizować je w miejscu, gdzie od wojny leżą, albo lepiej nie ruszać? Warto o tym pomyśleć, teraz, podczas wakacji. Skażenie plaż wojennymi substancjami chemicznymi, może bowiem sprawić, że turystyka nad Bałtykiem podupadnie. Nadzieja jest w Grupie Bezpieczny Bałtyk – kastrze firm, który zainicjował działalność kilka miesięcy temu. Wtedy, dokładnie 7 lutego, dowiedzieliśmy się, w jaki sposób pozostałości po II wojnie światowej można skutecznie szukać i jak bezpiecznie je unieszkodliwiać. Przypomnijmy ten dzień:

Fot. Kazimierz Netka

W piątek 7 lutego w należącym do Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej Bałtyckim Porcie Nowych Technologi w Gdyni, powołano klaster o nazwie: „Grupa Bezpieczny Bałtyk”, którego głównym celem ma być działalność na rzecz ekologii Morza Bałtyckiego poprzez rozwój innowacyjnych rozwiązań. Koordynatorem działalności tego klastra jest Regionalna Izba Gospodarcza Pomorza.

Fot. Kazimierz Netka

Porozumienie dotyczące powołania klastra „Grupa Bezpieczny Bałtyk” podpisały firmy: Baltex Energia i Górnictwo Morskie, Baltex Górnictwo Morskie, Uxo Marine, Multitool Marine i Geo Ingenieurservice Polska oraz Grupa GeoFusion – lider klastra.

Fot. Kazimierz Netka

Jak „rozbrajanie” Bałtyku będzie się odbywało – przedstawił zebranym reprezentantom środowisk gospodarczych, naukowych Łukasz Porzuczek, prezes spółki Grupa GeoFusion, realizującej projekt pt. Opracowanie unikatowej w skali świata innowacyjnej technologii lokalizacji, wydobycia i unieszkodliwiania zatopionych BŚT, z wykorzystaniem mobilnej instalacji pływającej. Projekt ten uzyskał wsparcie finansowe z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.

Przy obecnej technice znalezienie niebezpiecznych przedmiotów, wraków, i innych pozostałości po II wojnie światowej nie powinno być trudne. Wszak, 99 procent obiektów pochodzenia wojskowego znajdowanych w wodzie jest ferromagnetycznych, czyli reagujących na magnes. Wyjątkami są np. miny aluminiowe, zapalniki z metali kolorowych. Taka jest jednak teoria. W praktyce może być różnie. Jak się postępuje?

Fot. Kazimierz Netka

Najpierw dokonuje się rozpoznania batymetrycznego – poznaje się charakter dna i sprawdza jego ukształtowanie. Potem, na podstawie tego rozpoznania, planuje się pomiary ferromagnetyczne. Anomalie magnetyczne mogą świadczyć, że w miejscu zauważenia tych anomaliów (odchyłek) może kryć się potencjalnie niebezpieczny przedmiot. Precyzyjne wskazanie miejsc położenia takich pozostałości może nie być łatwe. Zwykle, poszukiwań pod wodą dokonuje ostatecznie nurek – czyli człowiek musi zejść na dno morza. Metalowe elementy wyciągane bywają na powierzchnię, na statek i wiele z nich to nie są przedmioty powojskowe, lecz różne metalowe „śmieci”. Obiekty niebezpieczne stanowią kilka – kilkanaście procent tych znalezisk – mówił Łukasz Porzuczek – prezes Grupy GeoFusion sp. z o.o., podczas spotkania 7 lutego br. w Gdyni.

Fot. Kazimierz Netka

Pomiar batymetryczny, stosowany przed ferromagnetycznym, służy do sporządzenia mapy ukształtowania dna. Z pomocą tych pomiarów, oraz sonaru, można wykrywać to, co leży na powierzchni dna. Porównując te dane z wywiadem ferromagnetycznym można ocenić, że niektóre obiekty są bezpośrednio na dnie i można je usunąć, bez konieczności zagłębiania się w podłoże. To jest istotne przy planowaniu pracy. Pomiary te można wykonywać sprawnie, pod warunkiem, że ekipa dysponuje odpowiednim sprzętem i jednostka pływającą.

Fot. Kazimierz Netka

Istota badań ferromagnetycznych polega na tym, że obiekt zakłóca naturalne pole ferromagnetyczne wokół siebie. Niestety, czasami zdarza się tak, że niewielki obiekt daje tak silne wskazania, jak duży przedmiot. Żeby prawidłowo przeprowadzić pomiar ferromagnetyczny, urządzenie rejestrujące – magnetometr, przesuwany nad dnem, musi być cały czas w tej samej odległości od powierzchni dna. W tym celu używa się specjalnej platformy – będącej systemem, który automatycznie utrzymuje odpowiednią odległość urządzenia pomiarowego od dna.

Fot. Kazimierz Netka

W miejscach trudnodostępnych dla takiej platformy, badania przeprowadza się zdalnie sterowanymi urządzeniami ROV, wyposażonymi w magnetometry. Stosuje się te pojazdy tam, gdzie nie da się wykonać pomiarów systemem magnetometrów holowanych. Dzięki użyciu ROV nie trzeba angażować nurków.

Do tej pory prace związane z oczyszczaniem dna polegały na tym, że nurek schodził pod wodę. Potem zrzucano mu bojkę z ciężarkiem, którą miał oznaczyć miejsce przedmiotu. Jednak bojka nie zawsze upadała tam, gdzie jest obiekt; czasami fale ją znosiły. Nurek miał kłopoty ze znalezieniem obiektu wskazanego podczas pomiarów ferromagnetycznych. Dlatego, nasza firma jako pierwsza w Polsce zastosowała nawigację nurka, przebywającego pod wodą – mówił podczas spotkania Łukasz Porzuczek – prezes Grupy GeoFusion sp. z o.o. To nawigowanie odbywa się przy pomocy USBL. Pozwala na sporządzenie odpowiedniej dokumentacji i udowodnienie zlecającemu prace, że nurek rzeczywiście był w miejscu wskazanym podczas pomiarów ferromagnetycznych. Wszystko jest rejestrowane.

Fot. Kazimierz Netka

Najpierw sprawdzany jest obszar przy pomocy wielowiązki sonarowej, potem stosowane są systemy magnetometryczne. To pozwala na sporządzenie mapy. Następnie, wykorzystując USBL, nurek kierowany jest do miejsca, gdzie znajduje się obiekt ferromagnetyczny. Bywa, że nurek przy pomocy wykrywacza do metali musi przeszukiwać teren pod wodą. USBL pozwala na precyzyjne naprowadzenie nurka na obiekt który ma wydobyć. Jest to szczególnie pomocne, gdy widoczność pod wodą jest słaba.

Fot. Kazimierz Netka

Nowy projekt, realizowany przez polską firmę, wprowadza wiele innowacji do obecnie stosowanych metod unieszkodliwiania podwodnych pozostałości militarnych w morzach i oceanach. Grupa GeoFusion chce rozbudować swe systemy poszukiwawcze o możliwości lokalizacji obiektów nieferromagnetycznych. Takie usprawnienia są istotne w przypadku opakowań, które nie są żelazne, stalowe, a także przy wyszukiwaniu min aluminiowych, czy brył iperytu występujących samoistnie – bez opakowań, pojemników, beczek, pocisków.

Dlatego system namierzania – poszukiwanie obiektów broni konwencjonalnej ma być rozbudowany o możliwości przeszukiwania konkretnych obszarów pod kątem obiektów nieferromagnetycznych, również broni chemicznej występującej bez opakowania. Kamieniem milowym projektu jest też opracowanie systemu podejmowania tego materiału z dna – niezależnie czy to będzie substancja rozlana, bez opakowania, czy pocisk lub beczka z zawartością.

Fot. Kazimierz Netka

Trwają prace nad budową specjalnego zasobnika do pobierania substancji z dna i dostarczania tej substancji na jednostkę pływającą, wyposażoną w aparaturę do plazmowej destrukcji. Metoda, jaką wybrano do niszczenia broni chemicznej to plazmowa utylizacja – pozwalająca na unieszkodliwienie każdego typu substancji, którą się znajdzie.

Kolejny cel projektu to opracowanie skutecznego sposobu utylizacji obiektu w miejscu znalezienia. Gdy zaczynano rozmawiać o tej innowacyjnej metodzie unieszkodliwiania broni chemicznej znajdującej się w naszym morzu, wielu osobom wydawało się, że będzie to statek wielkości Titanica. Urządzenia muszą się zmieścić na małym statku, w 2 kontenerach 20-stopowych i w nich nastąpi utylizacja znaleziska po rozpoznaniu – sprawdzeniu czy nie ma broni konwencjonalnej, którą się zdetonuje. W razie konieczności, obiekt zostanie rozcięty wodą, jeśli będzie to np. pocisk czy beczka. Potem substancja ma być wypłukana. Ma być użyty również skaner neutronowy.

Fot. Kazimierz Netka

Polska metoda utylizacji wyrzuconego do Bałtyku arsenału z II wojny światowej poprawi np. bezpieczeństwo na budowach farm morskich elektrowni wiatrowych. Zwiększy też zabezpieczenie plaż przed przynoszeniem przez fale np. iperytu.

Wyrzuty chemii na plaże już występują, a my chcemy temu przeciwdziałać, przeszukać morze w jakiejś odległości od linii brzegowej i usunąć stamtąd zagrożenie: zarówno broń chemiczną jak i konwencjonalną. Jest to zadanie bardzo ambitne, ale przy użyciu statku wyposażonego w system utylizacji plazmowej, wspieranego przez jednostki poszukiwawcze jest to możliwe do zrealizowania – zapewniał Łukasz Porzuczek – prezes Grupy GeoFusion sp. z o.o. Mamy biznes turystyczny, który funkcjonuje nad Bałtykiem i nie chcemy, by on załamał się przez doniesienia o coraz częstszych wyrzutach chemii na plażę. Dlatego, kolejnym krokiem ma być systematyczne przeszukiwanie i utylizacja zarówno broni konwencjonalnej jak i chemicznej. W ramach tego projektu rozwijane będą również systemy służące do utylizacji niewybuchowej.

Fot. Kazimierz Netka

Na temat przedstawionej przez Łukasza Porzuczka – prezesa Grupy GeoFusion, wypowiadali się też naukowcy, m.in. prof. Dorota Burska z Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego oraz prof. Jacek Bełdowski z Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk. Naukowcy zadeklarowali pomoc w działaniach, które będą podejmowane przez Grupę Bezpieczny Bałtyk. Szefem naukowym projektu dr inż. Benedykt Hac. Ponadto, w projekt pt. „Opracowanie unikatowej w skali świata innowacyjnej technologii lokalizacji, wydobycia i unieszkodliwiania zatopionych BŚT, z wykorzystaniem mobilnej instalacji pływającej”, zaangażowani są naukowcy m.in. z Wojskowej Akademii Technicznej, z Akademii Marynarki Wojennej, z Instytutu Morskiego, będącego obecnie w strukturach Uniwersytetu Morskiego w Gdyni. Projekt uzyskał wsparcie finansowe z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.

 

Fot. Kazimierz Netka

O zagrożeniach wynikających z obecności w Bałtyku bojowych środków trujących mówiono również 10 lutego, podczas I Kongresu Bezpieczeństwa Morskiego Rzeczypospolitej Polskiej, zorganizowanego przez Akademię Marynarki Wojennej i Biuro Bezpieczeństwa Narodowego.

Kazimierz Netka

Czytaj również na portalu: Pulsarowy.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *