Elbląg – Gdańsk. Dziwne zachorowanie na Syberii. Polacy uratowali 6-letniego chłopca z Niemiec, który gościł u dziadków w Rosji. Ogromny, światowy sukces specjalistów ze Szpitala w Elblągu i z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Grzybica gwałtownie zjadała tchawicę, gwałtownie zjadała przełyk

Fot. Kazimierz Netka.

Stan Aleksandra był na tyle poważny i skomplikowany, że szans na uratowanie chłopca nie widziały nawet najlepsze światowe ośrodki medyczne

Czy cuda się zdarzają? Jeden z duchownych kiedyś zapytany o to, rzekł: powiem, że cud zaistniał, jeśli w pobliskim szpitalu zostanie wyleczony ktoś beznadziejnie chory. I ksiądz ów doczekał się takiej chwili. Co prawda nie w jednym szpitalu ale w dwóch: w Elblągu i w Gdańsku. Lekarze specjaliści ocalili tam 6-letniego Aleksa, któremu choroba grzybicza wyniszczyła, można powiedzieć: wyżarła kawałek ciała…

Fot. Kazimierz Netka.

O szczegółach tego przerażającego przypadku chorobowego i unikatowego na skalę medycyny światowej dokonania polskich lekarzy, opowiedziano 23 stycznia 2024 roku, w Centrum Medycyny Nieinwazyjnej Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. O uratowaniu chłopca mówili m.in.: prof. Piotr Czauderna – ordynator Kliniki Chirurgii i Urologii Dzieci i Młodzieży UCK; prof. Romuald Lango z Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii UCK; prof. Witold Rzyman z Kliniki Chirurgii Klatki Piersiowej UCK; dr n. med. Marcin Łosin z Kliniki Chirurgii i Urologii Dzieci i Młodzieży UCK; dr n. med. Wojciech Karolak z Kliniki Kardiochirurgii UCK.

Konferencję prowadził Łukasz Wojtowicz – główny specjalista ds. promocji i PR w Zespole ds. Promocji i PR Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego.

– Przypadek jest niesamowity; ja się z takimi nigdy nie spotkałem w swojej karierze żeby w jakimś nie do końca jasnym mechanizmie prawdopodobnie infekcji grzybiczej w przebiegu cukrzycy doszło do powstania ogromnego ubytku w tchawicy i przełyku – takiego, że brakowało 6 cm tylnej ściany tchawicy – wspominał prof. Piotr Czauderna – ordynator Kliniki Chirurgii i Urologii Dzieci i Młodzieży UCK.

Fot.: materiały prasowe UCK.

– Taka sama dziura była w przełyku. Była szeroka „komunikacja” między tymi dwoma sektorami przez to pacjenta się nie dawało wentylować. No i sposób jego leczenia – bardzo, bardzo długie leczenie techniką pozaustrojowego natlenowania krwi czyli ECMO bo prawie 100 dni. Nie było na świecie pacjenta – według naszej wiedzy – dziecięcego, który by był tak długo na ECMO leczony. Najdłuższe przypadki to kilka tygodni, czterdzieści kilka dni dni, a tu 2 razy dłużej i co najważniejsze on wyszedł z tego bez szwanku neurologicznego – to jest też niesamowite bo im dłużej trwa ECMO tym większa śmiertelność, sięgająca 80 – 90% i tym większe ryzyko, że pacjent skończy z różnymi zaburzeniami, powikłaniami, z zaburzeniami neurologicznymi, a tutaj dzięki kolegom z Kardiochirurgii udało się go przeprowadzić.

Na początku nie wierzyliśmy, że się uda. Ja się radziłem z wieloma kolegami ze świata, z Europy i wszyscy byli bardzo pesymistycznie nastawieni. Nikt czegoś podobnego nie widział; uważali że jesteśmy bez szans. No ale staraliśmy się wszystko robić co się da, staraliśmy się jakoś go ratować i w końcu się udało, ale mówię: to wielka zespołowa praca, to nie jest wysiłek jednego człowieka, to nawet nie jest wysiłek jednej kliniki, jednego zespołu, a wielu klinik, wielu zespołów i to pokazuje siłę współczesnych ośrodków wielospecjalistycznych, takich jak Uniwersyteckie Centrum Kliniczne w Gdańsku, gdzie właśnie jest dostępność nowoczesnej aparatury ale przede wszystkim wielu ludzi z doświadczeniem w różnych zakresach.

Przypuszczamy że w takiej jakby gwałtownie przebiegającej infekcji doszło do zniszczenia tkanek miękkich, co doprowadziło do powstania wielkiej dziury – mówiąc obrazowo – pomiędzy tchawicą a przełykiem i te dwie struktury zaczęły się ze sobą jakby łączyć no i nie było w tym momencie możliwości skutecznej wentylacji bo całe powietrze zamiast iść do płuc, przez tę dziurę w tchawicy i w przełyku się dostawało do żołądka. W ogóle jest cud, że on przeżył. Szpital w Elblągu – muszę powiedzieć – też zrobił wielką robotę, że poradzili sobie w bardzo trudnej sytuacji. Oni go na początku w pierwszym momencie uratowali przez to, że włożyli mu stent do przełyku, zablokowali tę dziurę i potem on mógł do nas przyjechać, potem myśmy mogli dalej działać no i wymyśliliśmy, też oprócz ECMO długiego, o którym mówiłem, też taką dosyć nowatorska metodę rekonstrukcji – wykorzystaliśmy jego przełyk żeby odtworzyć tchawicę, bo wszystkie standardowe metody nie dawałyby szans powodzenia.

Trzeba mu zrekonstruować przełyk, bo myśmy musieli wyciąć znaczną część przełyku – poświęcić – żeby odtworzyć tchawicę co się udało w nadzwyczajny sposób, ale z powodów rodzinnych postanowiliśmy go oddać do Niemiec. W końcu niemiecki ośrodek po długich negocjacjach zdecydował się go wziąć, a wcześniej absolutnie nie chcieli. Odmawiało nam wielokrotnie wiele najlepszych niemieckich ośrodków. Powiedzieli, ze nie są gotowi do leczenia takich przypadków. No i ponieważ te rodzinne uwarunkowania były jakie były: on 5 miesięcy był poza domem, on ma dwuletnią siostrzyczkę. Tam jest cała reszta rodziny no więc uznaliśmy, że nie ma sensu go trzymać jeszcze przez kolejne tygodnie, miesiące tutaj w Gdańsku, tylko lepiej, żeby pojechał tam i żeby oni sam przełyk zrekonstruowali.

Naprawdę to nie wyglądało dobrze; to jest cud, jeżeli się cuda zdarzają. W medycynie to jest cud, to że się udało go uratować i że właściwie bez następstw – to jest cud.

Przygotowujemy publikację w tej chwili, bo chcielibyśmy się tym przypadkiem podzielić. Oczywiście, tak jak mówiłem, jest to przypadek chyba najdłuższego EKMO udanego, w skali świata, u pacjenta pediatrycznego.

Było podejrzenie nowotworu w klatce piersiowej. Dlatego między innymi wysłano go szybko z Syberii do Niemiec. No ale on tam nie dojechał, bo się tak załamał po drodze że trafił do szpitala w Polsce najpierw w Elblągu, potem do nas. Obecność nowotworu się w ogóle nie potwierdziła na szczęście – powiedział prof. Piotr Czauderna – ordynator Kliniki Chirurgii i Urologii Dzieci i Młodzieży UCK.

– Generalnie ja tylko parę słów zajmę tak naprawdę. Postaram się w kilku w kilku zdaniach przedstawić coś, co zajęło nam ponad trzy miesiące pracy – mówił dr n. med. Marcin Łosin z kliniki Chirurgii i Urologii Dzieci i Młodzieży UCK.

Fot. Kazimierz Netka.

– To jest tak naprawdę bardzo bardzo długa podróż tego chłopca sześcioletniego, z pochodzenia Rosjanina, który był u swoich dziadków na wakacjach na Syberii. Tam rozwinął po raz pierwszy w życiu cukrzycę z takim przebiegiem bardzo gwałtownym, trafił do szpitala regionalnego no i tam zaczęły się duże problemy. Z jednej strony była cukrzyca, ale to, co zwracało uwagę – zaczęły się problemy oddechowe. To nie jest typowe dla tej choroby, cukrzycy, dlatego też rozpoczęto diagnostykę, zrobiono mu badania tomografii komputerowej, fibroskopii i co stwierdzono – obecność guza w obrębie klatki piersiowej. Z takim też rozpoznaniem chłopiec został wysłany z powrotem do domu czyli do Niemiec. Tam zamieszkują jego rodzice i tam on tez zamieszkuje. No i podczas drogi zaczęły się niestety dramaty. Mianowicie w samolocie już do Kaliningradu – to jest ta nasza jedyna granica z Rosją aktywna, ta droga do Kaliningradu w samolocie upłynęła pod znakiem duszności, kaszlu dziecka, niemniej jednak to były na razie tylko objawy dość łagodne, natomiast już podróż kołowa zakończyła się na wysokości Elbląga, gdzie chłopiec doznał właściwie zatrzymania krążenia, zatrzymania oddechu i został przyjęty w trybie takim ultrapilnym do szpitala w Elblągu, gdzie rozpoczęto reanimację. Ta reanimacja była bardzo mocno utrudniona, właściwie były ogromne problemy żeby utrzymać wentylację dziecka co też sugerowało, że jest coś więcej aniżeli tylko zatrzymanie krążenia, że musi być coś więcej.

Wykonano badanie tomografii komputerowej, w badaniu gastroskopowym wykryto bardzo duże uszkodzenie tchawicy i przełyku. Ogromna dziura, która powiększała się właściwie tak jak to koledzy opisywali: w oczach; nie wiadomo było za bardzo zrobić. Zdecydowali się koledzy – to jest sytuacja, która nie ma możliwości wprowadzenia wentylacji człowieka bo jest głębokie połączenie pomiędzy przełykiem a tchawica, czyli właściwie nie ma jak ratować człowieka. Jedynym pomysłem na który koledzy wpadli – i to uratowało dzieciakowi życie – to to, że założono taki rozprężalny stent do przełyku czyli odseparowano przełyk od tchawicy czasowo. Jednak nie udało się utrzymać wentylacji pełnej dzieciaka i został chłopczyk przekazany w trybie pilnym tutaj, do nas.

W naszym szpitalu właściwie potwierdziliśmy to samo podczas pierwszego badania. Dziecko trafiło bezpośrednio praktycznie po przyjeździe karetki na salę operacyjną. Tam zaczęliśmy całą tę naszą diagnostykę czyli wziernikowanie przełyku, tchawicy, gastroskopię; potwierdziliśmy obecność ogromnego ubytku w obrębie tchawicy przełyku, lewego oskrzela, ale ten stent, który był pozostawiony przez kolegów na tym etapie pozostawiliśmy, licząc na to, że w jakikolwiek sposób damy radę wentylować chłopca. Niestety to się nie powiodło i tutaj weszli koledzy z kardiochirurgii, którzy w ciągu dosłownie w ciągu paru godzin przestawili chłopca na oddychanie za pomocą maszyny, która nazywa się EKMO, czyli chłopczyk już nie oddychał własnymi płucami tylko oddychał za pomocą maszyny. I ten stan trwał niezwykle długo. Tak naprawdę to co widzieliśmy, że ten ubytek, który występował w tchawicy przełyku on narasta. Absolutnie nie mieliśmy na początek pomysłu co się takiego właściwie dzieje. Dlaczego mamy do czynienia z tak gwałtowną destrukcją tkanek? To nie występuje praktycznie w żadnej chorobie, którą my znaliśmy. Podejrzewaliśmy bardzo wiele rzeczy, ale do niczego za bardzo to nie pasowało. Konsultowaliśmy na tym etapie chłopca wszędzie na świecie. Właściwie większość dużych ośrodków chirurgii dziecięcej została powiadomiona o takim pacjencie. Szukaliśmy wspólnie jakiejś przyczyny. Jedyne co w końcu udało się zdiagnozować to to, że prawdopodobnie mamy do czynienia z grzybicą – gwałtownie przebiegającą grzybicą, która zjadała te tkanki, zjadała tchawicę, zjadała przełyk, czyli powstał bardzo, bardzo duży uraz tych tkanek. Próbowaliśmy leczyć za pomocą stentu, próbowaliśmy leczyć za pomocą podciśnienia – to wszystko nie przynosiło żadnego efektu, nie byliśmy w stanie zahamować tej choroby. Tak, udało nam się zahamować natomiast te destrukcje, które były dalej pozostałe. Pacjent wymagał w dalszym ciągu wentylacji ECMO. Wreszcie 28 sierpnia zdecydowaliśmy się, że jednak czas na to, żeby spróbować ten ubytek zamknąć. Podczas zabiegu, który był wykonywany razem z Kliniką Torakochirurgii, oczywiście przy całym współudziale wielu, wielu ludzi, którzy byli bezpośrednio zaangażowani podczas tego zabiegu – to, co zidentyfikowaliśmy – to jest to co wcześniej też obserwowaliśmy podczas tych badań czyli ogromny ubytek w tchawicy, ogromny ubytek w przełyku; nie byliśmy w stanie tego zrekonstruować. Nie było też możliwości użycia materiału sztucznego, łaty czy czegokolwiek do pokrycia tej tchawicy, więc jedyne co przyszło nam do głowy to wykonanie takiego zabiegu, w którym poświęciliśmy część przełyku dziecka czyli skazując go niejako na późniejsze w jakiś sposób kalectwo, z którego trzeba będzie oczywiście wybrnąć, ale jednak próbując ratować to życie dzieciaka.

Fot. Kazimierz Netka.

To co Aleksowi zrobiliśmy to po prostu pobraliśmy część jego własnego przełyku i wszyliśmy w tchawicę, licząc, że może się uda bo tak naprawdę nikt z nas doświadczenia w tym nie miał i chyba nikt na świecie tego przed nam nie robił, więc nie liczyliśmy, że coś takiego się uda i udało się. Generalnie był ogromny ubytek, który został zrekonstruowany tkankami własnymi pacjenta ,ukrwionymi, co dawało nam niewielkie szanse ale jednak szanse na to, że to się uda wyleczyć. Dalej tak naprawdę zaczęła się cała najtrudniejsza część leczenia czyli najtrudniejsza, dłuższa część „przygody” Aleksa – pobyt na oddziale kardiochirurgii dorosłej i tak naprawdę ogromna praca kolegów z Kliniki Anestezjologii. Pacjent był cały czas wentylowany przy pomocy maszyny ECMO. Jego krew była oksygenowana. Aleks przez wiele tygodni nie podejmował żadnej możliwości oddechowej. Jego płuca były tak jakby kompletnie zapadnięte. Maszyna wentylowała chłopca cały czas, dopiero powolutku udało nam się na początek rozprężyć jedno płuco, później dwa płuca i po 98 dniach Aleksa udało się od maszyny ECMO odłączyć.

Niezwykłe w tym przypadku są trzy rzeczy. Jedna – to jest przynajmniej na stan naszej wiedzy to jak próbowaliśmy znaleźć informacje na temat takich pacjentów – to najdłużej leczony pacjent dziecięcy na ECMO w ogóle na świecie. Nie było w przypadku, który tak długo był prowadzony.

To jest pacjent, u którego wykonaliśmy rekonstrukcję tchawicy z wykorzystaniem przełyku, co na stan mojej wiedzy też nie jest typowym rozwiązaniem i też nie spotkałem się w literaturze z podobnymi opisami ale tak naprawdę to co jest najwspanialsze, że to jest to że Aleks wyszedł z tego wszystkiego jako – trudno powiedzieć – zdrowe dziecko, ale jeszcze jest wiele rzeczy do zrobienia, bo w dalszym ciągu pozostaje sprawa rekonstrukcji przełyku, który poświęciliśmy. Niemniej, to jest sześcioletni chłopczyk, który w tej chwili nie ma żadnych objawów neurologicznych, który jest całkowicie sprawny intelektualnie, który w chwili obecnej już jak wychodził z naszego oddziału pomimo trzech miesięcy leżenia w łóżeczku, on zaczął już po prostu chodzić, przy chodziku i jednak rokuje na to, że będzie zdrowym dzieckiem – to jest coś absolutnie wyjątkowego – powiedział dr Marcin Łosin z Kliniki Chirurgii i Urologii Dzieci i Młodzieży Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.

– Ta historia tego chłopaka to ciąg niezwykle szczęśliwych w cudzysłowie, przypadków – powiedział prof. Witold Rzyman – ordynator Kliniki Chirurgii Klatki Piersiowej UCK.

Fot. Kazimierz Netka.

– W cudzysłowie, ponieważ u podstaw tego jest nieszczęście oczywiście – jakaś choroba która tak naprawdę nadal dla nas nie jest zidentyfikowana do końca bo to co się działo to było to że po prostu destrukcji uległy tkanki człowieka, przede wszystkim tchawicy czyli narządu, którym się oddycha, w znacznej jego części, części oskrzeli głównej. Ja nie spotkałem się z taką sytuacją nigdy. Nie ma materiału, którym można uzupełnić tak naprawdę sztucznego, tę tchawicę, ten ubytek ale ten ciąg tych przypadków – ja bym chciał zwrócić uwagę przede wszystkim na to, że jedzie chłopak przez Polskę, w okolicach Elbląga jest w sytuacji dramatycznej, trafia do szpitala w Elblągu, który nie jest szpitalem uniwersyteckim czyli wielodyscyplinarnym do końca i tam w tym Elblągu podejmuje się decyzję drastyczną z punktu widzenia retrospektywnie patrząc – włożenia stentu dla dorosłego człowieka do małego przełyku i udaje się uratować tego chłopaka, udaje się go wentylować. Gdyby tego nie zrobiono, ten pacjent nie żył. Później trafia do tego Centrum, które jest przygotowane do tego następnego dnia kiedy tak naprawdę prawie umiera i to że jest obecność zespołu kardiochirurgicznego, który może założyć mu ECMO czyli ten system, który pozwala natlenić krew, pozwala mu przeżyć. To był człowiek, to był chłopak, dziecko które umierało. Później kolejne etapy leczenia też rekonstrukcja przełyku, rekonstrukcja tchawicy, która została wykonana przy użyciu przełyku, też do końca dramatyczne decyzję ponieważ takich rekonstrukcji się nie wykonuje, udało się wykonać, to się przyjęło się i tchawica została zrekonstruowana – działa. No i później niezwykłe właściwie działanie, niezwykłe działanie zespołu anestezjologii i kardiochirurgów również w utrzymaniu tego chłopaka przez trzy miesiące na krążeniu pozaustrojowym w krążeniu pozaustrojowym z lekkim wspomaganiem oddychania jedynie momentami – czyli po prostu trudno uwierzyć, że ten chłopak to przeżył. Jak powtarzam w tym nieszczęściu było szereg tych okoliczności. Nie możemy zapominać o szpitalu w Elblągu i o każdej kolejnej sekwencji zdarzeń. To jest istota chyba tego niezwykłego – dla mnie niezwykłego, ja się jeszcze z czymś takim w życiu nie spotkałem – powiedział prof. Witold Rzyman – ordynator Kliniki Chirurgii Klatki Piersiowej UCK.

Relację z konferencji przekazał nam również Łukasz Wojtowicz – główny specjalista ds. promocji i PR w Zespole ds. Promocji i PR Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego:

Przypadek wyjątkowy w skali świata. Lekarze z UCK uratowali życie 6-letniego Aleksa

Multidyscyplinarny zespół specjalistów z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego uratował życie 6-letniego Aleksandra. Absolutne spustoszenie w układzie oddechowym chłopczyka spowodowała najprawdopodobniej infekcja grzybiczna. Jego stan był na tyle poważny i skomplikowany, że szans na uratowanie go nie widziały nawet wiodące światowe ośrodki.

– To trochę cud, że przeżył i wyszedł z tego w tak dobrym stanie, bez żadnych neurologicznych zaburzeń. Cały zespół wykonał niewiarygodną, tytaniczną pracę, to współdziałanie było wręcz idealne. Czapki z głów – podkreśla prof. dr hab. n. med. Piotr Czauderna, ordynator Kliniki Chirurgii i Urologii Dzieci i Młodzieży.

Aleks trafił do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w sierpniu ubiegłego roku z gigantycznym ubytkiem tchawicy i przełyku, który stopniowo się powiększał. Na początku w ocenie lekarzy stan chłopczyka nie rokował żadnych szans na poprawę i przeprowadzenie rekonstrukcji. Ośrodki na całym świecie, z którymi nasi specjaliści kontaktowali się w sprawie małego pacjenta, z podobnym przypadkiem się nie spotkały. Była to sytuacja absolutnie bez precedensu.

Lekarze podejrzewali, że do takiego spustoszenia w organizmie 6-latka doprowadziło zakażenie grzybem z rodzaju Aspergillus, do którego z kolei doszło przez destabilizację świeżo zdiagnozowanej cukrzycy u chłopczyka. To właśnie grzyb pleśniowy doprowadził do rozpadu tkanek miękkich w obrębie tkanki piersiowej.

Po dwóch tygodniach leczenia zachowawczego, które nie przynosiło efektów, lekarze zdecydowali się na zabieg rekonstrukcyjny. Bez tej decyzji chłopczyk by po prostu zmarł.

– Widzieliśmy dzień po dniu postępującą chorobę. Zaczęło się od małej dziurki, która się powiększała. W momencie, kiedy rekonstruowaliśmy drzewo oddechowe, brakowało 7 centymetrów tchawicy, lewego oskrzela prawie w całości oraz części prawego – wspomina dr n. med. Marcin Łosin z kliniki Chirurgii i Urologii Dzieci i Młodzieży UCK. – Nie było możliwości wykorzystania sztucznego uzupełnienia i jedynym pomysłem, który przyszedł nam do głowy, było użycie jego własnego przełyku. Na mój stan wiedzy nikt wcześniej tego nie robił. Odcięliśmy go częściowo u góry i u dołu i to, co zostało, użyliśmy do rekonstrukcji dróg oddechowych. Ta rekonstrukcja była absolutnie czymś wyjątkowym – dodaje lekarz.

Ze względu na dramatyczny stan małego pacjenta lekarze już na samym początku zdecydowali o podłączeniu go do ECMO żylno-żylnego (ang. Extra Corporeal Membrane Oxygenation – technika pozaustrojowego utlenowania krwi). W ten sposób zastąpili pracę płuc. Zastosowanie tego rozwiązania samo w sobie nie leczy niewydolnego narządu, ale umożliwia przeżycie krytycznego okresu daje czas potrzebny do wyzdrowienia.

Jak podkreślają, była to kluczowa decyzja, ale wiązała się z dużą dozą niepewności. Zespół Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego ma na koncie setki wczepień do ECMO, jednak u dorosłych.

Fot. Kazimierz Netka.

– To był dla mnie duży stres, ale też jeden z największych sukcesów w karierze – przyznaje dr n. med. Wojciech Karolak z Kliniki Kardiochirurgii UCK. – Cały zamysł leczenia był taki, żeby Aleks nie oddychał. Tam było dużo linii szycia i chodziło o to, żeby po zabiegu to wszystko się zagoiło. Z drugiej strony, kiedy płuca nie oddychają, stają się niedodmowe i nie działają poprawnie. Kiedy nie otrzymują powietrza, występuje większy opór przepływu krwi. Na skutek tego u pacjenta doszło do rozwoju prawokomorowej niewydolności serca, można nawet powiedzieć, że ono umierało – mówi dr Karolak.

Lekarze zdecydowali więc o konwersji ECMO – z żylno-żylnego na żylno-tętnicze, które pozwoliło nie tylko zastąpić funkcję płuc, ale także serca. Jak podkreślają, ten etap również wiązał się z dużymi wyzwaniami. – Trzeba było bardzo dużej precyzji, żeby trafić w aortę. Nie mogliśmy zrobić echa serca, ponieważ chłopiec nie miał przełyku. A zawsze w ten sposób kontrolujemy, czy kaniula jest na miejscu. Nasi koledzy z kardiologii dziecięcej robili USG aorty. Wówczas wiedzieliśmy, że trafiliśmy kaniulą prawidłowo. Prowadzenie Aleksa na ECMO żylno-tętniczym było wzorowe. Gdy płuca i serca zaczęły pracować, mogliśmy wrócić do ECMO żylno-żylnego. Ono było kontynuowane, żeby płuca się regenerowały – tłumaczy kardiochirurg.

Chłopczyk podłączony do ECMO był przez 98 dni (od 18.08 do 23.11), to prawdopodobnie najdłuższy przebieg natleniania pozaustrojowego u dziecka na świecie, a na pewno najdłuższy w Europie. Co więcej, pacjent wyszedł z niego bez jakichkolwiek uszczerbków neurologicznych i większych powikłań dzięki tytanicznej pracy całego sztabu specjalistów – m.in. chirurgów dziecięcych, kardiochirurgów, torakochirurgów, kardioanestezjologów, anestezjologów, hematologów, farmaceutów, mikrobiologów, pielęgniarek i fizjoterapeutów. Dla przykładu tylko przy jego odwróceniu każdego dnia udział brało co najmniej 7 osób. Do tego dochodziły, m.in. codzienna diagnostyka, farmakoterapia, leczenie przeciwgrzybicze i wiele innych kwestii.

Fot. Kazimierz Netka.

Tych wyzwań było bardzo dużo. Tak naprawdę nikt nie wie, jak leczyć zakażenie Aspergillusem tkanek śródpiersia. Konsultowaliśmy się z hematologami dziecięcymi, którzy mają doświadczenie w leczeniu tych infekcji i korzystaliśmy z ich wiedzy. Bardzo dużym wyzwaniem było poprawienie funkcji płuc i stopniowe przywracanie powietrzności przy bardzo małej odporności oskrzeli, które były odtworzone tkanką z przełyku. To się na szczęście udało – mówi prof. dr n. med. Romuald Lango z Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii UCK.

– Musieliśmy to dziecko leczyć i pielęgnować po kilka do kilkunastu godzin na dobę w ułożeniu na brzuchu, czyli w tzw. pozycji pronacyjnej. Utrzymywanie pacjenta w pozycji na plecach nie sprzyja leczenia tego typu zaburzeń. Woda przemieszcza się pod wpływem grawitacji i płuca stają się bezpowietrzne w częściach położonych najniżej, czyli przy powierzchni pleców.

Za każdym razem przekładanie pacjenta na brzuch z kaniulami w dużych naczyniach i rurką tracheostomijną, które mogły się wysunąć, stanowiło bardzo duże źródło stresu dla zespołu, ale wiedzieliśmy, że to przekładanie go jest ogromnie ważne. Farmakoterapia, wentylacja, wprowadzenie hemodynamiki wygląda inaczej u takiego malucha – zaznacza profesor.

Bardzo trudne zagadnienie podczas terapii ECMO stanowi także zahamowanie funkcji układu krzepnięcia. Jest ono niezbędne, by nie doszło do wykrzepnięcia krwi w krążeniu pozaustrojowym. Jednak zbyt intensywna antykoagulacja może powodować istotne krwawienia, w tym katastrofalne krwawienia wewnątrzczaszkowe. – Zdecydowaliśmy się na stosowanie niewielkich dawek leków hamujących krzepnięcie krwi, co okazało się skuteczną i bezpieczną strategią – wyjaśnia prof. Lango.

Fot.: materiały prasowe UCK.

Aleks jest całkowicie sprawny neurologicznie, w pełni zachował pamięć sprzed zdarzenia. Ma jeszcze rurkę tracheotomijną, ale jest na własnym oddechu. Jest też żywiony dojelitowo. Aktualnie przebywa w Niemczech, gdzie został przekazany celem dalszego leczenia w jednym z tamtejszych szpitali. Przed chłopczykiem jeszcze rekonstrukcja przełyku, tej operacji nie przeprowadzili już gdańscy lekarze ze względu na sytuację rodzinną 6-latka – w Niemczech mieszkają na stałe jego rodzice i 2-letnia siostra. Jednak wcześniej w okresie terapii ECMO żaden ze znanych, niemieckich ośrodków chirurgii dziecięcej, z którymi kontaktowali się gdańscy lekarze, nie zgodził się przyjąć pacjenta tłumacząc się brakiem możliwości technicznych.

– Myślę, że ten mały pacjent mało gdzie na świecie mógłby przeżyć. Można powiedzieć, że to trochę cud, że przeżył i wyszedł z tego w tak dobrym stanie, bez żadnych neurologicznych zaburzeń. Cały zespół personelu medycznego Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku wykonał niewiarygodną, tytaniczną pracę; współdziałanie było wręcz idealne. Czapki z głów – podsumowuje prof. dr hab. n. med. Piotr Czauderna, ordynator Kliniki Chirurgii i Urologii Dzieci i Młodzieży.

– To był dla nas bardzo trudny czas, ale dzięki profesjonalizmowi profesorów, lekarzy i całego personelu medycznego, a także dzięki ich wsparciu i wsparciu naszych bliskich – daliśmy radę! Oczywiście dzięki naszemu dzielnemu i silnemu chłopcu, naszemu Aleksandrowi, udało nam się przejść tę drogę. Czujemy poczucie szczęścia i wdzięczności. Dziękujemy zespołowi UCK za naszego syna! – napisali do specjalistów z UCK rodzice Aleksandra.

Kazimierz Netka

Proszę, czytaj również na portalu: Pulsarowy.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *