Zapyziałe miasto?

Źródło ilustracji: Krzysztof Antoń.

Kilka tygodni temu na Facebooku jedna z internautek określiła tak nasze miasto, co nie tylko jest nieuprawnione, ale także obraża wszystkich tczewian. Cóż, różni – używając terminologii premiera Mateusza Morawieckiego – gamonie się zdarzają, nawet jeśli są kobietami

Ostatnio wielkie zainteresowanie naszych mieszkańców wzbudziła bezpłatna komunikacja. Jeśli śledzi się w miarę pomysły, jakie pochodzą od radnych, można zauważyć, że podobne projekty funkcjonowały już dawniej w przestrzeni publicznej, ale nie było finansowego klimatu, by je wtedy zrealizować. Chciano darmowej komunikacji dla uczniów i studentów, potem dla kombatantów walki z komuną. Teraz to się udało wprowadzić dla wszystkich tczewian, i nie tylko. Owo udogodnienie jest swoistym zwrotem maleńkiej części podatku, jaki wszyscy płacimy. To żadna kiełbasa wyborcza przed wyborami samorządowymi, jakie czekają nas na przyszłą wiosnę.

Nie jest wiedzą powszechną, iż z płaconych przez wszystkich, także emerytów i rencistów, podatku PIT i przez osoby prawne CIT do budżetu miasta trafia odpowiednio 39,34 i 6,71 procent. Reszta idzie do Centrali, skąd wraca do Tczewa w postaci subwencji i dotacji. Głównie zasilają owe wydatki na oświatę i pomoc społeczną. Że jest to niewystarczające wsparcie, można dowiedzieć się choćby w trakcie debaty budżetowej, jaka odbywa się co roku. Zainteresowanie nią jest prawie żadne, bo na ostatnią przybyło dwóch mieszkańców naszego miasta, a śledziło przez Internet raptem 13 osób, z czego większość stanowili dziennikarze.

Jednymi tego przyczyn, iż trudno spiąć budżet przez panią skarbnik Tczewa – Helenę Kullas – są mniejsze wpływy z podatku PIT spowodowane zwolnieniem z jego płacenia osoby do 26 roku życia, większą kwotą wolną od podatku i coraz wyższą płacą minimalną. A to ostanie wiąże się z wynagrodzeniami w jednostkach budżetowych Miasta. I wielkość globalna podatków „miejskich” też bywa mniejsza.

Innym tematem podnoszonym w różnych wpisach na Facebooku jest likwidacja niektórych tczewskich zakładów pracy. Jako przykład podaje się stocznię i drożdżownię. Może warto sobie uświadomić, że warunkiem funkcjonowania podmiotu gospodarczego jest jego rentowność. Stocznia nie miała zamówień, a drożdżownię zlikwidował właściciel czyli Polmos, uważając, że jeden taki zakład w Polsce wystarczy. I nie musi być nim ten zlokalizowany w Tczewie. Zwolnieni pracownicy zapewne znaleźli już pracę gdzie indziej, bo bezrobocie w Tczewie nie przekracza 6 procent i wiele ofert czeka na pracownika, a nie odwrotnie.

Tenże rachunek ekonomiczny sprawił, że właściciel Galerii Kociewskiej, INBAP Group proponuje użytkownikom takie stawki za czynsz, iż niektórych dzierżawców boksów po prostu na nie nie stać. Przecież nie tak dawno zanosiło się, że kino Helios wyprowadzi się z naszego miasta, bo opłata za dzierżawę pomieszczeń, w której jest ono zlokalizowane, przekracza jego możliwości finansowe. Dopiero mediacja Miasta, a personalnie prezydenta Mirosława Pobłockiego, uratowała kino przed wyjściem z Tczewa. Trudno zatem się dziwić, że kolejne boksy są zamykane, a do galerii wprowadził się salon gier automatycznych, co jest swoistym curiosum. Przecież galeria to obiekt handlowy, a nie hazardowy.

Podobna jest przyczyna zamierania Starówki, a zwłaszcza Placu Hallera, na co zwraca uwagę wielu autorów komentarzy w social mediach. Lokale tam się znajdujące nie należą do Miasta, a mają prywatnych właścicieli, których decyzje co do wysokości opłat za najem, są ich autonomicznymi decyzjami. Ratusz w miarę swoich możliwości stara się rozwiązać ten problem, ale prawo jest prawem i nie można go omijać ani naginać.

Pozostając przy rozrywce, zwłaszcza tej dedykowanej młodym. Skarżą się oni, iż w mieście nie ma gdzie się zabawić, a chcąc sobie potańczyć, jadą na dyskotekę do któregoś z klubów trójmiejskich. Tu też się kłania ekonomia. Jeden z lokali, w którym odbywały się dyskoteki stał się domem weselnym, a drugi użycza swojego pomieszczenia dla spotkań promocyjnych sprzedaży bezpośredniej. Z tego ich właściciele mają większy dochód niż z tanecznych imprez. Było w Tczewie jeszcze jedno miejsce przeznaczone dla roztańczonej młodzieży, ale nieustaleni sprawcy je spalili ,obracając w zgliszcza przy okazji kilka placówek handlowych i bank.

Często podnoszony jest w mediach społecznościowych problem stanu budynków mających prywatnych właścicieli, a które nie są w gestii miasta. W kilku miejscach Starówki straszą pustostany – rudery. Choćby przy ulicy Kopernika, Ogrodowej czy Zamkowej. Nie ma żadnych środków prawnych, by sprawić, żeby kamienicznicy coś ze swoim dobrem zrobili. Albo wyburzyli, albo wyremontowali. Kilka lat trwało zakończenie batalii prawnej związanej z budynkiem przy ulicy Jarosława Dąbrowskiego tzw. laleczki. A te wymienione nadal straszą swoim wyglądem i nadal będą straszyć, jeśli nie zmienią się przepisy prawa.

Jakie jeszcze pragnienia mają młodzi tczewscy internauci? – rejsy statkiem białej floty. Nie jest to pomysł nowy. Nieżyjący już inż. Tadeusz Wrycza miał taką ideę, by miasto zakupiło stateczek i eksploatowało go latem. W tym celu zainicjował zbiórkę do skarbony, która została postawiona w holu Centrum Kultury i Sztuki. Zrobiona została z przezroczystego materiału, więc można było zobaczyć, że wrzucano do niej same miedziane monety. Razem zebrało się tego raptem niecałe 20 złotych.

Kilka lat temu na prośbę władz miejskich jeden z armatorów białej floty w Gdańsku postawił przy tczewskim nabrzeżu małą jednostkę. Miał ów stateczek pływać na trasie Tczew – Gniew i z powrotem. Mimo pięknej pogody prawie nie było chętnych na takie rejsy. Projekt tylko generował straty, więc właściciel statku szybko się z niego wycofał.

I już na koniec. Na portalu tcz.pl i na Facebooku pojawiają się zapytania odnośnie dostępności wieży ciśnień. Obecnie jest ona użytkowana przez Bractwo Kurkowe. Znajduje się w nim sporo artefaktów muzealnych, które były łatwym kąskiem dla niektórych uczestników Nocy Muzeów, kiedy ów obiekt był udostępniony publiczności. Bo jaki jest pomysł na jego zagospodarowanie? Przepisy, na przykład pożarowe, wykluczają tam inną działalność, choćby gastronomiczną, jak to swego czasu bywało.

A to, że Tczew nie jest zapyziałym miastem, niech świadczą wszelkiej maści inwestycje, które są już poczynione, a i będą też realizowane w przyszłości. Pomóc mają w tym różne fundusze i programy, nie tylko pochodzące ze środków unijnych. Dotyczą one dofinansowań budowy dróg, infrastruktury czy renowacji zabytków. I tak: powstał zintegrowany węzeł komunikacyjny i kryte lodowisko; poddano kompleksowej rewitalizacji Starówkę i Zatorze. Wyremontowano ulice Gdańską i Ceglarską. Zbudowano nowy wiadukt w ciągu Nowy Rynek – Gdańska. Odnowiono gmach Miejskiej Biblioteki Publicznej. Odtworzono substancję stadionu miejskiego przy ulicy Bałdowskiej. Miasto otrzymało fundusze (promesa na 25 mln złotych) z Polskiego Ładu na budowę basenu przy szkole podstawowej nr 12, gdzie sam projekt kosztować będzie 300 tysięcy złotych. Obiecano dotację na rewitalizację parku Miejskiego i Kopernika. Jest w trakcie realizacji budowa zielonego terenu rekreacyjnego przy ulicy Grunwaldzkiej i parku Piotrowo. Są środki na termomodernizację Centrum Kultury i Sztuki (2 mln złotych), modernizację basenu (15 mln złotych) oraz na renowację murów obronnych przy ulicy Podmurnej i Wodnej (500 tys. złotych). Czekają na pieniądze: instalacje fotowoltaiczne na szkołach, prace konserwatorskie i konserwacyjne na dachu Urzędu Miejskiego, remont ulicy Kwiatowej oraz kompleksowa przebudowa ulic Kossaka i Tczewskich Saperów. I na razie te dofinansowania pochodzą ze środków rządowych. Nadal sprawą otwartą jest pozyskiwanie funduszy z Krajowego Planu Odbudowy i Funduszu Spójności. Trzeba mieć nadzieję, że wreszcie uda się je odblokować, a nie tylko wypłacać złotówkowe zaliczki z obiecanej puli pieniędzy unijnych.

Po tej wyliczance należy dać odpór wszelkim dywagacjom na temat, że nic się w Tczewie nie robi dla mieszkańców, że panuje tu stagnacja i marazm, że nie remontuje się mostu Tczewskiego (to obiekt należący do Powiatu, a nie do Miasta). I nikt nie zaprzeczy, że nasze miasto jest coraz piękniejsze. A mieszkańcom ulicy Kardynała Stefana Wyszyńskiego trzeba dać nadzieję, że czas na remont chodnika do niej należącego też nadejdzie. Nie można robić wszystkiego naraz.

Krzysztof Antoń

Proszę, czytaj również na portalu: Pulsarowy.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *